Oceny jak fotografie

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Myślę i myślę, jak opowiedzieć o tym, że ocena sumująca nie oddaje stopnia opanowania wiedzy i umiejętności. Jak pokazać komuś nieprzekonanemu niedoskonałość takiego systemu oceniania? Przecież tak łatwo dodać cyferki i wyciągnąć średnią, tylko czy to właściwe wnioski?

Filozofia oceniania

W ostatnim czasie miałam poczucie, że wiele osób dostrzegło przewagę oceniania kształtującego nad sumującym. Informacja zwrotna, zwłaszcza w zdalnej edukacji, stała się dla mnie naturalnym wyborem wielu nauczycieli. Chyba jednak zapomniałam, że żyję w pewnego rodzaju bańce, a wyjście poza nią okazuje się czasami zaskakujące (coraz rzadziej bolesne).

Na wiele sposobów omawiałam już, czym jest dla mnie OK. Przekazywanie informacji o tym, ile dziecko potrafi to tylko jeden z elementów tej „filozofii”. Dla mnie to przede wszystkim budowanie relacji sprzyjającej uczeniu się. Tak, uczeniu, nie nauczaniu. Coraz jaśniej dostrzegam (nie tylko ja, wszak mówi o tym choćby neurodydaktyka), że jeśli młody człowiek nie chce, to niczego się nie nauczy, a już na pewno nie w sposób trwały. I to ta trwałość właśnie naprowadziła mnie na pewien trop…

Fotografie, fotografie

Pomyślałam, że takie „wymuszone” ciągłym sprawdzaniem oceny są jak fotografie. Uchwycona w danym momencie wiedza (lub jej brak) zaklęta w magii cyferki. Dziecko otrzymuje jedynkę, trójkę lub szóstkę. Teraz. W konkretnym momencie jest w stanie osiągnąć tylko lub aż tyle. Nie liczą się okoliczności, samopoczucie, ogólny stan wiedzy. Nie zastanawiamy się nawet, czy za tydzień wynik byłby porównywalny. Albo inaczej: czy uczeń potrafi wykorzystać teorię w praktycznych działaniach?

W takim rozumieniu oceny są jak fotografie. Często zabiegamy o te jak najlepsze, by móc się nimi pochwalić. Trochę jak fotkami z wakacji w mediach społecznościowych. Wiedza schodzi na dalszy plan. Nieważne, ile umiem. Ważne, jaki numerek przyniosę do domu. Podobnie jak: nieważne, że wakacje w tropikach były męczarnią, bo za gorąco. Ważne, że są fajne zdjęcia, które można pokazać znajomym. Oczywiście, to ogromne uproszczenie. Nie wszyscy tak postępują, podobnie jak nie każde dziecko dba głównie o stopnie.

Opis obserwacji zamiast oceny

Czymś zupełnie innym jest obserwowanie procesu. Cieszę się, że mogę dostrzec dziecko. Z tym, co w nim wspaniałe i tym, czego samo w sobie nie lubi. Podglądanie, jak się rozwija, nabywa nowych umiejętności samo w sobie jest fascynujące. I o wiele bardziej prawdziwe, niż przeglądanie „migawek” (choć to drugie jest o wiele mniej pracochłonne, rzecz jasna). Tylko od nas samych zależy, kim się staniemy: kolekcjonerem edukacyjnych momentów czy towarzyszem w drodze.

Dla jasności: nie ma niczego nagannego w tym, że uczeń stara się pogłębiać własna wiedzę. Ani w tym, że otrzymuje za swoje starania wysokie noty. Marzę jednak o sytuacja, w której celem jest nie to, by mieć szóstki na świadectwie, ale by wiedzieć jak najwięcej. A numerek to tylko dodatek (być może naturalna konsekwencja). Czy jesteśmy na to gotowi?

Filmowanie procesu

Gdy spotykam się z nauczycielami i mówię o własnym podejściu do oceniania, często pada pytanie: a co z rodzicami? Bywa tak, że to nie młodzi ludzie mają kłopot z rezygnacją z cyferek, a ich opiekunowie. Wiem też jednak, że poważna, szczera rozmowa, traktowanie opiekunów jako partnerów może zdziałać cuda. I warto podejmować starania, by pokazać dorosłym, że chcemy dla ich dzieci jak najlepiej. Nie oznacza to, oczywiście, że wszyscy przyklasną Waszym działaniom i z entuzjazmem się w nie włączą. Może się jednak okazać, że zrozumieją w czym rzecz i po prostu nie będą przeszkadzać...

Kiedy więc kolejny raz staniecie przed koniecznością wystawienia oceny, zastanówcie się, czy w Waszej głowie jest zbiór zdjęć (pojedynczych momentów, oderwanych, jednostkowych ocen), czy może odtwarza się film prezentujący proces.

 

Notka o autorce: Joanna Krzemińska jest nauczycielką języka polskiego w Szkołach Prywatnych "Mikron" w Łodzi. Prowadzi własny blog edukacyjny Zakręcony Belfer, w którym ukazał się niniejszy artykuł. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Licencja CC-BY.

 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Gdyby jeszcze Ministerstwo Edukacji chciało inwestować w takie rozwiązania, które z pewnością przyda...
Justyna napisał/a komentarz do Nauczyciele jako problem społeczny
... i co to za określenie "świetliczanka" :( To jest nauczyciel z takimi samymi kwalifikacjami jak P...
Justyna napisał/a komentarz do Nauczyciele jako problem społeczny
Całkowicie się z Panią nie zgadzam, że nauczyciel WSPÓŁORGANIZUJĄCY nie przygotowuje się do zajęć! Ł...
Eleonora napisał/a komentarz do Nauczyciele jako problem społeczny
Poniosły emocje tego dyrektora i nie ma prawa wygadywać takich bzdur: (cyt) "trwają w niekoniecznie ...
Jan napisał/a komentarz do Kłopoty ze szkolnym ocenianiem
Bardzo się cieszę że udało mi się dojść do, co prawda wtórnego, odkrycia które, o czym nie wiedziałe...
Jan napisał/a komentarz do Nauczyciele jako problem społeczny
Zróżnicowanie pensum - gdybyż to było takie proste! Nauczyciele coraz częściej będą mieli uprawnieni...
Sylwia napisał/a komentarz do Nauczyciele jako problem społeczny
Autor, jako dyrektor szkoły, musi wiedzieć, że problemem częściej jest nie przekraczanie 40-godzinne...
Jarosław Pytlak napisał/a komentarz do Kłopoty ze szkolnym ocenianiem
@Jan - no proszę, potwierdził Pan słuszność tego, co robimy w klasach 4-6 SP w szkole STO na Bemowie...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie