Dlaczego studenci przychodzą na wykłady?

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Pytanie zostało postawione przez studentów na pierwszym wykładzie. Znamienne, że tak często zadawane jest właśnie pytanie o nieobecność na wykładach. Ile razy można nie być, żeby nie było negatywnych konsekwencji? I czy obecność na wykładzie jest obowiązkowa? Pora na kilka wyjaśnień, refleksji, interpretacji...

Na początek te techniczne (skąd się wzięły takie pytania). Na sali wykładowej akurat nie było złącza HDMI (a mój laptop nie ma starego wejścia) więc nie mogłem podłączyć własnego urządzenia. A w komputerze na sali nie było podłączenia do internetu. Dlatego na slajdzie pojawił się link do aplikacji Mentimeter. A samą prezentację internetową uruchomiłem na swoim laptopie (wi-fi było dostępne). Studenci mogli odpowiadać na swoich smartfonach, lecz nie wyświetlały się na ekranie zbiorcze wyniki. Dlatego nie widziałem tych pytań i komentarzy w trakcie wykładu (laptop się wygasił). Studenci zapewne także nie widzieli innych niż swoich odpowiedzi. Dlatego zapewne kilka osób wpisało to samo. Przy okazji ujawniając skalę wyzwania czy też problemu. Warunki techniczne w jakimś stopniu wpłynęły na to, co pojawiło się w interaktywnej prezentacji Mentimeter.

Przedstawiłem zakres merytoryczny, który zamierzam przedstawić na wykładach i formę. Powiedziałem także o warunkach zaliczenia, o tym jak może wyglądać egzamin (bo dostali trzy możliwości do wyboru) i w jaki sposób będzie przebiegał. Ani razu nie wspomniałem o tym, że wymagam obecności na wykładach (ale pytania już były wpisane w aplikacji). Nie było więc tego, że trzeba chodzić i że można np. być nieobecnym raz czy dwa i że trzeba przedstawić zwolnienie lekarskie itp. "Nie powiedział, ale może zapomniał, a tak w ogóle to wymaga". Tak, puściłem listę na początku zajęć, lecz wyjaśniłem, że chcę wiedzieć, ile osób zapisało się na wykłady (w USOSie nie było jeszcze widocznej listy).

Wykład dobiegł końca i jedna ze studentek wprost i na głos spytała o obecność na wykładach (ile można mieć nieobecności). Zatem wprost wskazałem, że sprawdzać będę ich wiedzę, umiejętności i kompetencje, a nie obecność. Więc nie ma takiego kryterium. Być może jednak puszczona lista studentów mogła sugerować, że co innego mówię co innego robię. Wskazane jest jednoznacznie się upewnić. I bardzo dobrze.

Druga warstwa interpretacji. Skoro pytali, to znaczy, że często (?) wymaga się od studentów obecności na zajęciach, ustalając nawet formalnie liczbę dopuszczalnych nieobecności. Zatem jest to na stałe wrośnięte, w mniejszym czy większym stopniu, w praktykę akademicką. Obowiązkowa obecność jako sposób motywowania do pracy i zdobywania wiedzy? Bo jak są to siłą rzeczy coś usłyszą? Nawet jeśli myślami są daleko? A jeśli usłyszą to zapamiętają? To byłoby traktowanie studentów jak nieodpowiedzialne dzieci. Bo pracodawca wymaga obecności i jeśli nie będzie odpowiedniej frekwencji to uzna, że moja praca jest bezwartościowa? I wtedy ta obowiązkowa obecność studentów jest bardziej jako alibi, jako zabezpieczenie pracownika? Tak na wszelki wypadek? Rykoszetem trafia także w samych studentów?

Myślę, że naszą powinnością jest tworzyć warunki do uczenia się, a nie bycie nadzorcą lub karbowym na polu z niewolnikami czy chłopami pańszczyźnianymi. W czasie moich studiów ceniłem wykładowców, którzy nie sprawdzali listy i nie wymagali obecności. Próbuję się utrzymać w tej dobrej, moim zdaniem, tradycji.

Czy wykład o charakterze podającym ma jeszcze sens w trzeciej dekadzie XXI wieku, gdy wiedza jest na wyciagnięcie telefonu komórkowego? I czy do wiedzy trzeba przymuszać ocenami, sprawdzaniem obecności? Czy nie ma lepszych rozwiązań?

Owszem, jest przykro, gdy sala wykładowa świeci pustkami. Co z tym dyskomfortem wykładowcy zrobić? Jest to informacja, że coś jest nie tak. Może wykład w poniedziałek rano lub w piątek po południu i pora jest uciążliwa? Student musi wybierać między różnymi swoimi priorytetami, w tym możliwością dojazdu i powrotu do domu? Może jakieś ważne kolokwium, dla którego trzeba poświęcić jeden wykład z innego przedmiotu? Na zasadzie prawa minimum - skupić się na aktualnym wąskim gardle, by przetrwać? Albo wykłady niewiele wnoszą, nie są angażujące, ciekawe czy wartościowe? A może wiedza obecnie dostępna jest nie tylko na wykładach, lecz i w internecie? Lista obecności uniemożliwia dostrzeżenie takich problemów. Maskuje je.

A może półtoragodzinny wykład jako taki jest już anachronizmem? Może trzeba inaczej zbudować środowisko edukacyjne? Właśnie tak uważam i staram się mocno zmienić same wykłady. Tu i teraz. Sam przedmiot z egzaminem jako walidacja wiedzy, a nie sprawdzenia czy dużo zapamiętali akurat z moich wykładów. A jeśli walidacja, to trzeba jasno określić wymagania w zakresie wiedzy, umiejętności i kompetencji oraz kryteria sukcesu. By student sam mógł ocenić czy już osiągnął wymagany poziom czy jeszcze nie. Ważne jest to, co umie a nie to, gdzie się tego nauczył. Nie trzeba więc stawiać specjalnych "znaczników informacji" by dowiedzieć, że student zapamiętał to akurat na naszym wykładzie. Egzamin powinien być poświadczeniem posiadanej wiedzy i kompetencji, a nie samego przychodzenia na zajęcia.

Stawiam sobie wysoko poprzeczkę. Warto na różne sposoby spoglądać w lustro, aniżeli żyć iluzjami i "kijem" straszyć studentów. Dla zachowania pozorów i ukrycia rzeczywistych problemów... Bo jak się stłucze termometr to choroba sama zniknie?

Dlaczego więc studenci przychodzą lub nie przychodzą na zajęcia? Powodów zapewne jest wiele i są zróżnicowane. Nie wszędzie są takie same. Co zrobić by przychodzili? Bo relacje w kontakcie bezpośrednim są ważne i potrzebne. A może inaczej postawić pytanie: co zrobić by zdobywali wiedzę i poświadczali ją na egzaminach? Jak tworzyć im dobre środowisko do uczenia się? Ogrodzić łąkę dla pasących się owiec, krów i koni drutem kolczastym lub elektrycznym pastuchem, by się nie oddalały z wysączonego obszaru? A co, jeśli gdzie indziej trawa jest lepsza, soczystsza i zdrowsza?

Ponieważ zmieniły się warunki cywilizacyjne, to dawne wzorce i sposoby postępowanie niekoniecznie warto utrzymywać. Trzeba odkrywać i poszukiwać. Ja poszukuję nowych form, w tym wykładów hybrydowych. Bardziej interaktywnych. Wykorzystuję MS Teams jako dodatkową przestrzeń do komunikacji i jako dodatkowe środowisko edukacyjne (dawniej także grupy na Facebooku czy Messengerze). Nie ma pandemii ale Teams są do wykorzystania. Bo przestrzeń online nie jest tylko wyjściem awaryjnym w czasie kryzysu. Robię więcej niż mam w planach zajęć. I nie jest to udokumentowane w mojej "pracowniczej karcie czasu pracy". Poszukuję nowych sposobów do motywowania oraz dojrzewania do rozwoju, gotowości do własnego rozwoju.

Pytać warto, nawet anonimowo. A to umożliwiają technologie (narzędzia). Bez informacji zwrotnych trudno byłoby dobrze dostosować środowisko edukacyjne do indywidualnych potrzeb i aktualnej sytuacji tu i teraz. Postrzegam wartość wykładowcy jako przede wszystkim projektanta przestrzeni i procesu uczenia się, a nie jako przekaźnika wiedzy czy chodzącej encyklopedii mądrości wszelakiej lub nadzorcy pasącego się stada. Tak, dzielę się swoimi doświadczeniami, przemyśleniami, wiedzą. Lecz nie to jest moim zdaniem najbardziej wartościowe w samym procesie uczenia się. Poznać odbiorcę i poznać warunki w jakich przyjdzie mu pracować jako już absolwentowi. Trawa nie rośnie dlatego, że ją się za źdźbło do góry ciągnie, lecz dlatego, że stwarza się jej dobre warunki do wzrostu (światło, gleba, woda).

Tego bloga piszę także dlatego, że jest to uzupełniający kanał informacji, adresowany do studentów. Asynchronicznie i nieobowiązkowo.

 

Notka o autorze: Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, profesorem i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, a także członkiem grupy Superbelfrzy RP. Prowadzi blog Profesorskie Gadanie: https://profesorskiegadanie.blogspot.com.

 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Kasia napisał/a komentarz do Rady nietrafione i rady pożyteczne
Dyrektora, a zwłaszcza dyrektorkę, cechuje żądza władzy. Arogancja ze strony dyrektorki w moim liceu...
Jacek Ścibor napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Moim zdaniem i Maciej Sysło i Robert Raczyński mają rację - obie wypowiedzi trafiają w sedno problem...
Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie