Ręczne sterowanie punktozą

fot. Stanisław Czachorowski

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Moje wakacyjne lektury nie dotyczą tylko papierowych książek czy tygodników. Codzienne porcje informacji, refleksji, przemyśleń czy dyskusji otrzymuję w mediach społecznościowych, na telefon. Poprzez polubienia profilu czy obserwowanie witryn (oraz nieznane mi algorytmy) otrzymuję w części spersonalizowaną dawkę wiedzy lub tylko przebrzmiewających plotek. Toczą się rozmowy by podtrzymać kontakt i utrzymać więź oraz by czegoś wartościowego się dowiedzieć. Mikro uczenie się przez całe życie. W książkach pedagogicznych znajduję teoretyczne uzasadnienie takiego trendu edukacyjnego.

W ostatnich dniach pojawiło się sporo dyskusji i opinii o nowej punktacji czasopism naukowych, upublicznioną przez ministra Czarnka. Trudno nie zauważyć wzburzenia i wskazywania absurdów nowej punktacji z wyraźną preferencją określonych tytułów czasopism jak i środowisk. W tle wyraźnie pobrzmiewa koniunkturalizm i polityka "prorodzinna" (czytaj: dawanie swoim).

Kolejne zmiany w punktacji czasopism bulwersują choć nie są w gruncie rzeczy zaskoczeniem (nie tylko dla mnie). To spójny ciąg działań w wyraźnym kierunku. Bulwersuje – bo złe i szkodliwe dla jakości nauki w Polsce i dla systemu finansowania nauki i szkolnictwa wyższego. Nie zaskakuje, bo było do przewidzenia i nie jest to pierwszy krok w psuciu i deprecjacji zwłaszcza nauk przyrodniczych. Mam swoje lata i pamiętam czasy socjalistycznej PRL i tamtego systemu ręcznego wspomagania nauk politycznych i filozofii marksistowskiej (a w zasadzie wspierania koniunkturalizmu). Dostrzegam duże podobieństwo, ten sam ogólny wzorzec społeczny.

Co tak bulwersuje środowisko naukowców? Czasopismo „Studia z Prawa Wyznaniowego” otrzymało na nowej liście ministerialnej tyle samo punktów co „Nature” (200 pkt.). Sądząc po tytule w "Studiach" publikowane są artykuły po polsku. Zaiste wielka wiara w sztuczną inteligencję i internetowe translatory. Bo wiadomo, że teraz artykuły w tym czasopiśmie będą czytane na całym świecie. I będą chętni zagraniczni autorzy by publikować w tym czasopiśmie, tak samo jak w równie wysoko punktowanym "Przeglądzie Sejmowym”. Znacząco zwiększono punktację czasopisma „Cement Wapno Beton” – z 70 do 200 pkt. Jest w tym jakaś głęboka, ukryta myśl filozoficzna. Kontekstowe znaczenie słowa beton. Poetycko odnosić można do wielu zjawisk, kreowanych przez obecną władzę i wspierających ją obywateli. A może cementujący cement i wapno? Ileż ciekawych znaczeń do odkrycia. Koniecznie trzeba powołać nowe czasopismo, poświęcone rzeczonym dociekaniom? Kto tam publikował, to teraz ma bardzo pokaźny punktowo dorobek. A w ślad za tym idą pieniądze na instytucje. Posypią się habilitacje, profesury i pewnikiem nagrody Nobla. Polska nauka betonem, sejmem i teologią stoi. I to w czasach, gdy gospodarka światowa rozwija się w oparciu o naukę (tę przyrodniczą). Gdy gospodarka oparta na wiedzy korzysta ze sztucznej inteligencji, technologii internetowych i biologii syntetycznej. W czasach, gdy narody i państwa ścigają się w eksploracji kosmosu i planowanych wyprawach na Księżyc i na Marsa. Jest to jakieś spójne z zakupem ołtarzy polowych dla wojska. Polskiego wojska. Literacko kojarzy mi się z Weselem Wyspiańskiego, z chocholim tańcem i sznurem trzymanym w ręce. Ale już bez złotego rogu.

Nie ekscytuję się zbytnio ani nowymi listami czasopism ani metodologią wyliczania slotów. Z własnego wyboru jestem poza systemem – jestem na etacie dydaktycznym. Tracę co najwyżej w dodatku motywacyjnym (bo ten w dużym stopniu powiązany jest z punktami publikacyjnymi). A że pensje nawet w szkolnictwie wyższym dla doktorów habilitowanych na uczelnianym etacie profesora nie są już wysokie, to i straty wielkiej nie ma. Pauperyzacja systematycznie postępuje także i w szkolnictwie wyższym. Po odpływanie nauczycieli ze szkół publicznych możliwe, że podobny proces nastąpi na uczelniach. Tak jak napisałem, na etacie dydaktycznym czuję się uwolniony od wyścigu slotowym i od punktozy: mogę publikować tam gdzie chcę, kiedy chce i co chcę. Mogę spokojnie zajmować się nauką i publikować dopiero tedy, gdy mam coś istotnego do przekazania. Taka moja przypadłość. W szkole i na studiach także nie uczyłem się dla ocen, Czasem było lepiej, czasem gorzej. Oceny były, ale nie były drogowskazem dla mojej aktywności. Kierowałem się ciekawością a nie średnią ocen czy świadectwem z czerwonym paskiem. I tak mi pozostało. Dlatego w pewnym sensie cała burza o punktację mnie nie dotyczy. Co nie znaczy, że mnie nie smuci psucie nauki i szkolnictwa wyższego. Bo w ślad za puntami idą pieniądze na uczelnie i na konkretne instytucje czy dyscypliny naukowe. Dostrzegam kolejny krok w deprecjacji nauk przyrodniczych, w tym biologicznych. Zniszczenia będą duże. I nasze cywilizacyjne zacofanie się pogłębi.

Już wielokrotnie pisałem i wypowiadałem się krytycznie o ograniczeniach systemu punktowego i bibliograficznego. Nie będę się powtarzał. W niniejszej wypowiedzi nawiązuję jedynie do ostatnich zmian w ministerialnej punktacji czasopism naukowych. Czy aby na pewno wszystkie tam zawarte są naukowe?

Ręczne podwyższanie punktacji wybranych czasopism, zwłaszcza teologicznych i społecznych jest jak wprowadzanie fałszywych pieniędzy do obiegu gospodarczego. Fałszerze zyskują - całe społeczeństwo traci. System punktowy nie jest doskonały i ma swoje ograniczenia. Nie należy go fetyszyzować. Podobnie jak oceny w szkole – nie powinno się uczyć dla ocen. Cyfrowe oceny są pomocne przy sprawdzaniu postępów indywidualnych i instytucjonalnych. Dają szybką informację (lecz nieprecyzyjną informację). Ale jest przecież także ocenianie kształtujące i inne informacje zwrotne dla ucznia/studenta.

Punktacja czasopism wynika z oddziaływania i poczytności zamieszczanych tam artykułów. Jest jakimś częściowym elementem oceny oddziaływania w nauce globalnej (dodam, że nauka jest globalna i nie ma nauki lokalnej, narodowej itp. - bo wtedy nie jest nauką). Punktacja jest elementem pomocniczym w ocenie ważności/wartości poszczególnych naukowców jak i całych instytucji. Owszem, jeśli jest zbyt fetyszyzowana i przykładana jest do punktów nadmierna waga, to prowadzi do wypaczeń. Tak jak ściąganie w szkole by uzyskać lepsze oceny, tak w nauce rozwinęły się tak zwane czasopisma drapieżne. "Niemniej punktacja wynikająca ze wskaźników bibliometrycznych bywa przydatna i jest w miarę obiektywna (ze wszystkimi ograniczeniami i uwarunkowaniami, o których tu teraz nie piszę). Ministerialne, ręczne przydzielanie punktów czasopismom „ideologiczne słusznym” lub „swoim znajomym” demoralizuje system naukowy i edukacyjny. Daje nieuprawniony „awans” i złudne poczucie naukowego prestiżu czasopismom i naukowcom. Typowe „dawanie swoim”. Tracą przede wszystkim nauki eksperymentalne i przyrodnicze. A więc te, które w największym stopniu obecnie decydują o postępie naukowym i rozwoju gospodarczym. Podobnie było w PRL – wtedy również nauki polityczne z przynależnością do PZPR dawały drogę na skróty do awansów naukowych (czy rzeczywiście naukowych?) i budowały złudny prestiż. I co z tego zostało? Po 50 latach ile zostało w nauce światowej czy nawet tylko polskiej z tych karier politycznych i wartości marksizmu-leninizmu? Ile odkryć, ustaleń, rozważań trafiło na stałe do obiegu naukowego? Ile wiedza ogólnoludzka z tego teraz korzysta i wykorzystuje?

Sprawa jest oczywiście bardziej złożona. Poczynania ministra Czarnika podobają się części naukowców (pracowników szkolnictwa wyższego). Mieli (i być może jeszcze mają) nadzieję, że zrobi porządek i dołoży komu trzeba. Takie indywidualne małe wendetty czy frustracje. Koniunkturalna wiara w to, że wreszcie "da swoim". Także w kwestii poprawianej punktacji czasopism. Frustracja pojawia się wtedy, gdy nie znajdują się na liście „swoich” i że owo "dowalanie" jest jakieś takie niezbyt precyzyjnie skorelowane z indywidualnymi życzeniami.

Ręczne podwyższanie punktacji czasopism teologicznych i społecznych czy politycznych jest surogatem prestiżu naukowego. Jest jak picie alkoholu czy branie narkotyków. Euforia i dobre samopoczucie szybko mijają a zostaje kac i puste kieszenie. Długofalowe skutki będą bardzo opłakane. Wracamy systematycznie do gospodarki ręcznie i centralnie sterowanej. Czy to w edukacji czy w szkolnictwie wyższym. Czy nawet w gospodarce. Sami na sobie przecież sprawdziliśmy, że ten system jest wielce nieefektywny. PO PRL mieliśmy ogromne długi do spłacenia. Obecna władza zadłużyła nas jeszcze bardziej. Kilka pokoleń będzie spłacać pożyczone i zmarnowane pieniądze. Wiele lat i wiele wysiłku zajmie naprawianie systemu zarządzania nauka w Polsce i edukacją wyższą.

Na razie bal trwa. Niebawem obudzimy się jako społeczeństwo z wielkim kacem. Zamiast zwiększyć nakłady na naukę, by w ten sposób dogonić gospodarczy świat, inwestujemy w iluzję ręcznie rozdawanego prestiżu naukowego.

Wracam tymczasem do książkowej lektury. Czytam "Projekt Genesis. Czy biologia syntetyczna nas wyleczy" Amy Webb i Andrew Hessel. W naszych, obecnych, polskich warunkach książka ta jest wybitnie futurystyczne....

 

Notka o autorze: Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, profesorem i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, a także członkiem grupy Superbelfrzy RP. Prowadzi blog Profesorskie Gadanie: https://profesorskiegadanie.blogspot.com

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Stanisław Czachorowski napisał/a komentarz do Wykłady w stylu programów popularnonaukowych?
Zawsze najważniejszym jest mieć coś do powiedzenia. Interesującego, ważnego, wartościowego. Dobrze j...
Jak widzę, odniósł się Pan do mojego komentarza, więc odpowiem.Programy B. Wołoszańskiego były różne...
Pani Anno, to co zamierzam napisać dotyczy zarówno psychologów szkolnych jak i pedagogów. I jedni i...
Drodzy Państwo, czy głupotę można nazywać po imieniu? Czy głupota ministra jest głupotą szkodliwą? C...
Jak się zadaje pytanie całej klasie to nie odpowiadają nieśmiali. Te rady są ok tylko dla tych, któr...
Faktycznie ocenomania, czyli obsesja wszystkich: rodziców, uczniów, nauczycieli, na punkcie ocen (a ...
Co się stanie z tą postpiśmienną cywilizacją, gdy nastąpi długotrwały brak energii elektrycznej...?
Zaprawdę powiadam Wam - likwidacja matury rozwiązuje WSZYSTKIE problemy z maturą. Średnia ocen na św...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie