Indywidualizm, rzecz piękna, acz są społeczności nauczycielskie wrogie temu, wrogie współpracy i indywidualistom, szczególnie jeśli szkolni indywidualiści osiągają sukcesy i ogromną wdzięczności społeczności uczniowskiej i rodzicielskiej. Jak zatem być tym indywidualistą w polskiej szkole? Jak docenić, a nie karać indywidualistów?
Nowoczesna edukacja, zmiany metod pracy, rzeczywiste i efektywne działania na korzyść uczniów możliwe są w szkołach prowadzonych przez dyrektorów otwartych na rozwój, podejmujących wyzwania, dbających o rzeczywisty rozwój uczniów. Ale w wielu, szczególni mniejszych, blokuje się nauczycieli indywidualistów, bo są niewygodni, wymagają pracy od innych, wprowadzania nowatorstwa do klas, przekładania teorii na praktykę, czego się nie chce robić.
Bywa i tak, że niekompetentny dyrektor zabrania stosowania aktualności programowych (których częśto nie chce znać), gdyż w jego wiedzy nie mieści się, że zagadnienia filmu i teatru mieszczą się w programie szkoły. Dla niego (niej) praca z wykorzystaniem filmu ogranicza się do oglądania. Bo cóż można więcej zrobić? A że motywy, a że sposób konstrukcji wydarzeń, planu, postaci lub środowiska, muzyka, efekty specjalne, rola barwy, to bzdura…
Trudno mówić o nowoczesnej szkole, jeśli wielu dyrektorów i nauczycieli, w dużym mieście, jest przeciwnych innowacjom – zgodnych z nowoczesną nauką; są przeciwni partnerstwu nauczyciela i ucznia, zaś dążących do pokazania uczniom dodatkowych możliwości rozwoju niszczy się, bo są po prostu niewygodni i wymagają rzeczywistych działań od innych.
Barwy mojej (byłej) szkoły to niewyobrażalna niechęć dyrektor i grona do współczesności. Nauczycielki, nie wprowadzając z kursów metodycznych niczego do lekcji; biblioteka z encyklopedią 13-tomową z 1962 r., literaturą i lekturami tych czasów, brak jakichkolwiek pomocy - i pieniędzy na nie – polonistycznych, zastój twórczy, ścisłe koleżeństwo w „nicnierobieniu”, więc jak mówić o barwach nowoczesności.
Nauczyciela indywidualistę, który potrafił zachęcić uczniów do twórczości literackiej, do wyrażania siebie i swego świata poprzez słowo, który (w szkole podstawowej liczącej ok. 120 uczniów) w ciągu trzech lat doprowadził ich ponad 200 razy na podia w ogólnopolskich konkursach literackich i poetyckich, nagradza się czy karze?
Logika mówi: nagradza, rzeczywistość mówi inaczej. Utrudnia się nauczycielowi drukowanie i kserowanie prac dzieci, przekonuje się je i ich rodziców do zaniechania startu w takich konkursach wykraczających poza najbliższy dom kultury czy sąsiednie szkoły, przez milczenie o sukcesach, po zabronienie ponad 20 laureatom wyjazdu na uroczystość rozdania nagród (sponsorowanego przez organizatora) i utajnianie wiadomości o osiągnięciach w konkursach.
Bo po co dzieci mają pisać? To nic nie da, lepiej niech rozbijają przestanki, palą śmietniki, niszczą co się da. To jest pozytywny indywidualizm młodzieży. Przynajmniej dla niektórych.
W szkole, o której piszę, ważne jest „My”, ale „My” rozumiane jako wąska społeczność przeciwna indywidualistom-nowatorom. A że indywidualista ciężko pracuje na rzecz uczniów, że dla dobra szkoły, że pozwala wielu jednostkom nabrać pewności siebie, uwierzyć w swoją wartość, nieść nadzieję, że potrafią wiele osiągnąć, to źle. Bo dzięki i temu ma wokół siebie wielu uczniów, udaje im się zaistnieć w kolejnym konkursie, stale coś piszą (nie pracują kosztem nauki!), oblegają kserokopiarkę, a to źle. Źle, bo i dzieci uważane za ostatnie, próbują tworzyć, a jeśli im się zdarzy zaistnieć jako laureat, nabierają pewności siebie, wkraczają na wyższy szczebel społeczności szkolnej. Bo jednak nie są najgorsi, bo coś potrafią, bo ktoś o nich myśli i dla pracuje.
Docenianie pozytywnych indywidualności jest sztuką, na którą nie stać wszystkich dyrektorów, wszystkich nauczycieli. Bywa tępiona jako bardo niewygodna rzecz, choć przysparzająca szkole znacznych sukcesów na dużą skalę.
Rozumiem, że należy propagować indywidualizm jako rzecz niezwykłej wartości, jednak baczmy, że w wielu placówkach jest niechętnie widziany lub niemożliwy, z powodu zwykłej, maluczkiej ludzkiej zazdrości, zazdrości posuniętej go granic niewyobrażalnych. Apeluję - najpierw walczmy z zazdrością, by móc docenić indywidualistów.