Żyjemy w specyficznym kraju. Chociaż czasy PRL-u dawno minęły, nieufność i podejrzliwość, jakie zakorzeniły się w tym okresie w obywatelach Rzeczypospolitej nadal trzymają większość w żelaznym uścisku. Zanurzeni w ciągłej biurokracji, odbijając się od różnych okienek urzędowych, Polacy jako naród nie mają za grosz optymizmu...
Pogoda jest zła, Unia jest zła, rząd jest zły, polityka klęczy i prosi o dobicie. Gdziekolwiek by nie spojrzeć, tam tylko marazm i narzekanie. Abstrahując od ważnych pytań o to, dlaczego Polacy mają takie nastawienie do życia, ja pytam: na kogo wyrosną dzieci obracające się za młodu w takim środowisku? Jak to na nich wpłynie?
Doskonale znane i popularne jest przysłowie, „czego Janek się nie nauczył, tego Jan nie będzie wiedział”. Ja jednak pokusiłabym się o rozszerzenie tego stwierdzenia kolejnym przysłowiem, „czym skorupka nasiąknie za młodu, tym trąci na starość”. Chociaż zdaję sobie sprawę, że młodzież nigdy nie zgodziłaby się z moją tezą, jestem świadoma tego, jak wielki wpływ na młodych ludzi ma ich rodzina, szkoła, czy środowisko, w którym się obracają.
Widzę, nawet na swoim przykładzie, jak dzieci przejmują od swoich rodziców większość przekonań, pasji, skojarzeń, jak uczą się od nich i na ich przykładzie poznają świat. Jednym z większych problemów aktualnej Polski jest fakt, że mało która dorosła osoba jest w stanie ukazać dzieciom pozytywne, pełne optymizmu spojrzenie na świat. Nierozważnie przestają kontrolować to, co mówią przy młodych, chłonnych umysłach i narzekają, narzekają, narzekają.
Wszystko jest złe. Co więcej, wszystko zawsze będzie złe, bo przecież wedle poglądów stereotypowego Polaka, dookoła, zewsząd otaczają nas złodzieje i oszuści. A dziecko słucha i uczy się patrzeć na świat właśnie w ten, określony sposób. Uczy się widzieć na świecie złodziei, bandytów, uczy się rozglądać dookoła i co pięć sekund sprawdzać, czy ktoś przypadkiem czegoś mu nie ukradł. Takie dziecko wie już, że w świecie pełnym zagrożeń, złodziejstwa i ogólnego chamstwa, same nie może być inne, musi iść po trupach na szczyt.
Co najgorsze, podobną filozofię młodym ludziom wpajane są w szkołach. Nie ma najmniejszego znaczenia, skąd wzięło się pracę domową, ani w jaki sposób zdobyło odpowiedzi na sprawdzianie. Liczy się dobra, chociaż całkowicie abstrakcyjna ocena i to, że nie zostało się złapanym na oszustwie. Podczas wyścigu szczurów, poganiana młodzież nie liczy się z ilością kłamstw i krętactw, których musi użyć, by osiągnąć cel. Kary, które wysuwane są przeciwko krętaczom i kłamcom, którzy wyjątkowo zostali złapani wcale nie zniechęca uczniów do ponownego próbowania, a jedynie do doskonalenia metod kłamstw, do tego, by po prostu innym razem ich nie złapano.
Ze świadomością swoich oszustw, a także wiedząc doskonale, że identycznie zachowują się wszyscy jego rówieśnicy, dziecko patrzy potem na uzyskaną ocenę zupełnie inaczej. Nie jest to relatywna ocena za jego ciężką pracę, tylko ocena jego sprytu i cwaniactwa.
Spójrzmy teraz na ten sam mechanizm z pozycji zupełnie innej osoby. Oto uczeń, który dla odmiany sam przygotował się do umownego sprawdzianu. Uczył się w pocie czoła, był uczciwy... Tylko po to, by na koniec okazało się, że efekt jego ciężkiej pracy jest nagrodzony dużo gorzej, niż kiedy ściągał i oszukiwał. Tworzy to w uczniu rodzaj buntu, wściekłości.. Ale również i marazmu, który dopada go później. Zniechęcenia, potwierdzonego głosami, które słyszy dookoła siebie, pesymistycznym spojrzeniem na świat, które otacza go i dochodzi z każdej strony. I pojawia się wtedy myśl: po co się starać, skoro kłamstwem i oszustwem jest łatwiej?
Niestety, dla ucznia sama wiedza nie jest żadną nagrodą. Współczesna szkoła skonstruowana jest tak, że nie daje dziecku żadnej satysfakcji z faktu samego posiadania wiedzy. Umiejętność doceniania tego, co się wie przychodzi z czasem – a niekiedy nie przychodzi w ogóle.
W taki sposób w Polsce rodzą się i dorastają kolejne pokolenia młodych-starych, stetryczałych nastolatków patrzących z ironią na świat, bez większego entuzjazmu. Ludzi, którzy widzą tylko błędy i problemy, ludzi, którzy wiedzą, że ocena to tylko wymysł i iluzja, potrzebna w zasadzie nawet nie im, a nauczycielom i rodzicom, by dali dziecku spokój. Papierek kolejnej zdanej klasy czy szkoły wkładany jest do szafki i zapominany – potrzebny będzie jedynie do rozpoczęcia kolejnego mozolnego etapu wspinania się po szczeblach edukacji. Szkołę traktuje się jak system, nie miejsce, w którym można zdobywać wiedzę i rozwijać swoje zdolności.
Stetryczały nastolatek, przygotowujący się do matury, robi to z obowiązku, z poczucia konieczności, a nie prawdziwej chęci poszerzania wiedzy. Robi to dlatego, że wie, że w pewnym momencie będzie musiał wyjść spod maminego skrzydła i ruszyć samotnie na poszukiwanie pracy – a lepiej z papierkiem, niż bez. Bo chociaż „magister” w uszach takiego młodego człowieka brzmi zadziwiająco podobnie do „bezrobotny”, to i tak lepiej szukać pracy z papierkiem, niż bez niego. Bo świat przesiąknięty szarością i marazmem nie daje człowiekowi lepszych perspektyw.
Przygnębiające, prawda? Pełne pesymizmu, zniechęcenia.. Ręce rozkładają się same, bezradnie, no bo przecież jak walczyć z tak wielką machiną, skoro tak właśnie jest? To właśnie ten odruch bezradnego rozkładania rąk i pesymistycznego wzdychania nad boleściami aktualnego świata sprawia, że wpadamy w błędne koło. Co najdziwniejsze, by je złamać wystarczy tak niewiele. Jedna osoba, która zamiast siać ponurych wizji, spróbuje na przekór „systemowi” tchnąć nieco optymizmu w szarą rzeczywistość szkolnych ławek. Może to być nauczyciel, który zada dodatkową pracę domową, typowo kreatywną, dając tym razem ocenę za chęci, starania i wkład włożony w pracę. Może osoba, która doceni indywidualność swojego ucznia, lub samemu zauważy jego unikalne zdolności i wyszukując materiały, konkursy, projekty, spróbuje pchnąć z miejsca swojego wychowanka, ukazując mu zupełnie nowe możliwości. Opcji jest wiele – tyle, ilu jest uczniów i nauczycieli, tyle, ile osób ma wpływ na umysły młodych ludzi, rozmową, swoim światopoglądem. Nie zawsze się udaje, nie zawsze starania zostają docenione, jednak mimo wszystko nie jest to powód, by po prostu machnąć bezradnie ręką, uznając, że i tak się nie uda.
A skoro młodzież jest przyszłością naszego kraju, spróbujmy tchnąć w nią nieco optymizmu, by wszystkim nam, koniec końców, żyło się lepiej.
(Notka o autorce: Karolina Firlej jest tegoroczną maturzystką ze Słupska)