Dzisiaj ostatni dzień października, czyli Światowy Dzień Oszczędzania – warto zatem na chwilę zatrzymać się i zastanowić, czy z naszym budżetem domowym jest wszystko w porządku, czy nie wydajemy zbyt wiele na rzeczy mało istotne oraz czy w ogóle coś oszczędzamy! Niewiele osób jest świadomych tego, że w Europie święto to obchodzone jest już od 1924 roku.
W tym właśnie roku w Mediolanie odbyła się 1. Międzynarodowa Konferencja Kas Oszczędnościowych i jej uczestnicy postanowili, aby w ostatni dzień października organizować w swoich krajach działania z zakresu edukacji finansowej skierowane do wszystkich obywateli, niezależnie od statusu społecznego czy majątkowego. W Polsce ideę tę podchwyciła m. in. Pocztowa Kasa Oszczędności (dziś PKO Bank Polski), która przyczyniła się do wydania w 1925 r. specjalnego okólnika przez ówczesnego Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Stanisława Grabskiego, w którym pisano: „młodzieży szkolnej należy wpajać umiejętność i zasady oszczędzania pieniędzy.” Jednym ze sposobów podnoszenia wiedzy finansowej młodzieży miała być Szkolna Kasa Oszczędności (SKO). Do wybuchu II w. św. SKO było obecne w 14 tysiącach szkół (za: Wikipedia).
No ale to historia, a dla nas ważniejsza jest teraźniejszość. W której to rzeczywistości niestety mamy zbyt mało edukacji finansowej nie tylko w szkołach, ale i dla całego społeczeństwa. Podobno w Polsce trwają prace nad opracowaniem Narodowej Strategii Edukacji Finansowej… Tak, już niemal od dziesięciu lat i chyba zanosi się, że jeszcze poczekamy drugie tyle albo i dłużej, bo nikt nie jest zainteresowany tym tematem: ani rząd, ani banki ani instytucje sektora finansowego. Podstawową metodą zdobywania wiedzy o finansach dla większości z nas jest nadal popełnianie błędów w swoim życiu. A to oczywiście kosztuje, czasem nawet słono – jeśli wybierzemy drogi (niedopasowany do naszych potrzeb i możliwości) produkt finansowy (zazwyczaj tak wybieramy, bo nasza wiedza o finansach jest na dość niskim poziomie).
Posiadane rzeczy nie czynią nas wyjątkowymi. Jesteśmy zakładnikami własnych zachcianek, opinii innych osób i banków. Na własne życzenie ograniczamy swoją wolność – Michał Szafrański
Druga sprawa to kwitnący konsumpcjonizm. Mieć staje się ważniejsze niż być. Czy naprawdę musimy brać kredyt lub pożyczkę, aby spełnić swoje marzenie o posiadaniu kolejnej rzeczy? Kochamy gadżety i wszyscy producenci gadżetów to wiedzą – przecież właśnie dlatego co roku wypuszczają jeszcze lepszy, jeszcze piękniejszy, jeszcze bardziej pożądany model czegoś tam.
Jakie przesłanie na dzień dzisiejszy? Świetnie to ujął Michał Szafrański w swoim blogu: „W konsumpcjonizmie wokół nas jest jedno wielkie kłamstwo. Wierzy w nie wiele osób. Ja także wierzyłem. Wmawia się nam, że kupowane rzeczy uczynią nas szczęśliwymi lub wyjątkowymi. Wmawia się, że człowiek określany jest przez to co posiada. Wmawia się, że na wszystko zasługujemy. Nawet, jeśli nie mówi się tego wprost, to taki model życia lansuje się na każdym kroku. Fajne ciuchy, wypasiona komórka, wypucowana i błyszcząca bryka, własne cztery kąty – najlepiej w formie domu. Jeśli coś się porysuje, to lepiej wymienić. A nawet jeśli jest całkowicie sprawne, to przecież jest już przestarzałe – powinieneś mieć nowy, lepszy model. Nie myślimy samodzielnie o tym co jest nam naprawdę potrzebne. Dajemy się wyręczać w myśleniu. Świat reklamy to wykorzystuje i mówi nam jak mamy żyć.” Nic dodać, nic ująć. Warto przeczytać cały jego tekst o oszczędzaniu jako drodze do wolności. A potem koniecznie trzeba to przemyśleć. Niech wam wasze długi lekkimi będą.
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Jest również członkiem grupy Superbelfrzy RP).