Z prostej sondy, jaką można przeprowadzić w dowolnym miejscu i na dowolnej populacji (i robili to kilkakrotnie moi studenci), jasno wynika, że edukację rozumiemy przede wszystkim jako chodzenie do szkoły, a uczenie – jako przygotowywanie się do lekcji. Takie myślenie nie dziwi. Ale takie myślenie kryje też w sobie pułapki. A nawet niebezpieczeństwa!
To, o co mi chodzi w tym momencie, wytłumaczę najpierw na przykładzie literatury. A więc odwołam się do innego jeszcze doświadczenia. Otóż za każdym razem, gdy rozpoczynałem ze studentami zajęcia z poetyki, i gdy witałem ich zapowiedzią, że będziemy m.in. pisać i układać wiersze, spotykałem się z wyrazami niedowierzania. Jak to? – zdawały się pytać zdziwione twarze studentów. „Przecież my nie mamy talentów poetyckich” – odpowiadali w ten bądź podobny sposób. I tu zaczynały się nasze rozważania o wierszu i poezji. O tym, że są to dwie różne rzeczy (choć w przeszłości bywało inaczej), że nie należy jednego utożsamiać z drugim – ani tym bardziej mylić; że jedno (wierszowość tekstu, czyli sam sposób mówienia) nie wystarcza za drugie (za jego poetyckość), że o nim nie przesądza ani nie warunkuje go, choć potencjalnie może zawierać jego pokłady (czyli że teoretycznie każdy wiersz, nawet najbardziej grafomański w swojej formie, może dla kogoś z nas, pojedynczego odbiorcy, uchodzić za przykład pięknej poezji). Zrozumiałem to dopiero na studiach polonistycznych, wcześniej bowiem nikt nie objaśniał niuansów z tym związanych, przeciwnie – uczono nas tak, by między wierszem i poezją nie doszukiwać się specjalnej różnicy, nawet jeżeli ta różnica dotyczyła, i nadal dotyczy, kwestii fundamentalnych.
Dziś, gdy zastanawiam się nad istotą nowoczesnej szkoły i edukacji, uzmysławiam sobie, że mam do czynienia z podobnym zjawiskiem, z jakim przez lata zmagałem się na terenie literatury. Do naszego codziennego myślenia o szkole i edukacji, tak jak do myślenia o wierszu i poezji, niepostrzeżenie wkradło się przekonanie o ich jednoznaczności. Niebezpieczne przekonanie! Szkoła i edukacja, edukacja i szkoła, stworzyły tak spójną i tożsamą parę pojęć, że w potocznym rozumieniu nie chcemy dostrzegać nawet oczywistych różnic, nie chcemy zastanawiać się nad tym, co w gruncie rzeczy oznacza jedno, a co drugie. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że myślenie o edukacji, poprzez odnoszenie jej do dzisiejszej szkoły, kładzie się cieniem na tej pierwszej – a w oczywisty sposób działa na niekorzyść obydwu. Tymczasem edukacja jako taka, jako rozwijanie i uczenie się, nie musi okrywać się złą chwałą, tak jak w wielu opiniach okrywa się nią dzisiejsza szkoła (nazywana już nie tylko szkołą tradycyjną, ale w kontekście zmieniającego się świata – wręcz szkołą XIX-wieczną). To niekorzystne nastawienie do edukacji będzie jednak trwało tak długo, jak długo w naszym potocznym myśleniu edukacja będzie utożsamiana z chodzeniem do szkoły, a uczenie się z odrabianiem lekcji.
I tu dotykamy sedna sprawy. Otóż w wielu przypadkach mylimy istotę naszych działań i zachowań z samymi instytucjami i mechanizmami, które w obrębie życia społecznego stworzyliśmy jako narzędzia do realizacji. Edukację mylimy ze szkołą, tak jak – dajmy na to – zdrowie mylimy ze szpitalami, a prawo z organami ścigania. Kształcenie utożsamiamy z systemem oświaty (z nauczaniem w oświatowych placówkach), tak jak dbanie o zdrowie wiążemy z systemem opieki zdrowotnej (z chodzeniem do poradni i do lekarzy), a życie w państwie prawa – z obecnością policji, prokuratury i sądów. Chcemy żywić przekonanie, a może nawet wierzyć w to, że zdrowie zapewniamy sobie dzięki szpitalom, dzięki temu, że są, tak jak spokój i porządek w życiu codziennym dzięki kolejnym organom i instytucjom do tego powołanym (zob. G. Dryden, J. Vos, Rewolucja w uczeniu, przekład B. Jóźwiak. Poznań 2003, s. 81).
Nie inaczej jest z edukacją!
Żyjemy w przekonaniu, że edukacja to niemal wyłącznie szkoły, a przede wszystkim misterny system oświaty, który na co najmniej dwadzieścia pierwszych lat życia planuje nasze kształcenie i nasz ogólny rozwój. W ten właśnie sposób edukację wiążemy z siecią instytucji, z całym „przemysłem edukacyjnym” (i strukturami, jakie on wytwarza), gubimy zaś z pola widzenia istotę wielu rzeczy. A więc np. to, że uczenie siebie i innych powinno najpierw oznaczać (współ)pracę, budowanie relacji, rozbudzanie świadomości etc., nie zaś realizowanie programu obliczonego w głównej mierze na transfery wiedzy; że zatem edukacja – podobnie jak zdrowie czy prawo – to nie tylko instytucje i ich karkołomne systemy, lecz codzienna dbałość o ogólny rozwój i świadomość rzeczy. Dbałość o stan umysłu, o samopoczucie, o sprawność i kondycję, o prawomyślność, praworządność etc. Tylko w ten sposób edukację możemy uczynić przedmiotem naszych codziennych zmagań i zabiegów, nie zaś jedynie przedmiotem szkolnych i okresowych zaliczeń. Tylko w ten sposób edukacja może stać się dla nas tak samo ważna, jak nasze zdrowie czy spokój i porządek w otoczeniu. Tylko w ten sposób możemy myśleć o niej tak samo, jak o innych potrzebach czy problemach – o kupnie komputera, o zaplanowaniu wakacji czy zbilansowaniu rodzinnego budżetu.
To, co jest istotą edukacji nie powinno być zatem tłumaczone poprzez odniesienia do szkół, poprzez tak silne ze sobą ich wiązanie. Cóż bowiem zrobimy (i czy zrobimy cokolwiek), jeśli stan oświatowych placówek będzie kładł się cieniem na stanie edukacji, co więcej – jeśli będzie oznaczał stan edukacji? Tak jak to jest obecnie. Czy obronimy edukację jako taką, czy też złożymy ją na ołtarzu instytucji? Czy tak długo, jak nie będziemy potrafili zmieniać szkół i systemów oświaty, nie będziemy też potrafili odmieniać sposobów kształcenia (i myślenia o nich)? Czy edukacja znalazła się w jakichś kleszczach?
Notka o autorze: Mariusz Zawodniak jest historykiem literatury i profesorem nadzwyczajnym w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Wykłada m.in. poetykę, zajmuje się też rzecznictwem prasowym i komunikacją społeczną, a od lat - pasjonuje wyzwaniami współczesnej edukacji. „Szkoła nowej generacji” to jego autorski projekt, dotychczas prezentowany w różnych formach studentom UKW. W obecnej wersji - jako propozycja współpracy i wymiany myśli - jest już adresowany do wszystkich: do uczniów i rodziców, nauczycieli i dyrekcji szkół, wreszcie do samorządów i innych organów zarządzających oświatą. Więcej na www.szkolanowejgeneracji.pl.