Dyskusja, która przetoczyła się ostatnio przez polskie media w związku z projektem Cyfrowa Szkoła i pomysłem na bezpłatne e-podręczniki, ominęła jeden ważny, może nawet ważniejszy niż inne wątek, który we współczesnym cyfrowym świecie nabiera szczególnego znaczenia. Może nie ma już w ogóle potrzeby i uzasadnienia dla używania podręczników w szkołach?
Wydaje się, że rosnąca popularność koncepcji „odwróconej szkoły“ i/lub przyrastające w szybkim tempie cyfrowe zasoby edukacyjne (także w języku polskim) sprawią, że coraz rzadziej będziemy chcieli korzystać z podręczników, bez względu na to czy mają przyrostek „e-“. Coraz więcej nauczycieli idzie pod prąd sztampowej edukacji. Korzystają jednocześnie z wielu źródeł drukowanych i cyfrowych zasobów dostępnych w internecie nie przywiązując się do jednego podręcznika czy wydawnictwa. Wymieniają się z kolegami i koleżankami doświadczeniami, podpatrują, kombinują, tworzą. Sami zbierają różne treści i ćwiczenia, wymyślają różne aktywności rozwijając swój unikalny warsztat pracy. Wymaga to oczywiście od nich więcej nakładów pracy – choćby czasu na przygotowanie materiałów. Ale nie idą po najmniejszej linii oporu, zachowują również elastyczność w ocenie potrzeb edukacyjnych uczniów. Oceniają co jest ważne, a co nie ma sensu. Ilu takich bohaterów mamy już w polskich szkołach?
Jakby zastanowić się głębiej nad sensem istnienia podręcznika w szkole – to jest to narzędzie, które służy głównie szablonowej (albo linearnej, albo „jak po sznurku“) realizacji programu nauczania. Czy to nie ogranicza samych nauczycieli? Skoro w nowej podstawie programowej nauczyciel otrzymał swobodę realizacji programu zgodnie z własnym doświadczeniem i preferencjami, być może trzeba odważnie powiedzieć – podręczniki to przeszłość? Może i Ministerstwo Edukacji Narodowej powinno odważnie powiedzieć – nie ma potrzeby korzystania z podręczników, jeśli są inne zasoby i narzędzia, dzięki którym można uczyć dobrze i skutecznie?
„Podręczniki ograniczają nauczycieli.“ – uważa Collette Marie Bennett, amerykańska nauczycielka, wypowiadając się na łamach Education Week na temat podręczników. „Uczniowie XXI wieku potrzebują książek, ale nie podręczników“ – przekonuje. „Zmieniają się standardy nauczania, oceniania, metody uczenia. Za tym nie są w stanie nadążać podręczniki.“ Bennett zauważa praktyki, które zapewne dzieją się w środowisku nauczycieli w każdym kraju. Coraz więcej tekstów źródłowych dostępnych jest w domenie publicznej (w Polsce np. patrz Wolne Lektury). Nauczyciele wgrywają na rozmaite serwery stworzone przez siebie opracowania, ćwiczenia, testy, narzędzia edukacyjne. Na różnych platformach wymieniają się wiedzą i pomysłami na lekcje. Tworzą się podstawy nowego środowiska pracy nauczyciela i ucznia, opierającego się praktycznie wyłącznie na rozproszonych w sieci zasobach cyfrowych.
Jak może wyglądać przyszłość zasobów edukacyjnych? Wydaje się, że przyszłość już nadeszła i rozpycha się coraz bardziej. W internecie mamy bogactwo treści edukacyjnych, które już z wielkim powodzeniem nauczyciele potrafią wykorzystać do nauczania języków obcych (zwłaszcza angielskiego, niemieckiego czy hiszpańskiego). Ale szybko przyrastają – także dzięki wydawnictwom edukacyjnym -- zasoby do nauczania przedmiotów ścisłych czy humanistycznych i to nawet bez potrzeby użycia podręcznika. Na mapie cyfrowych zasobów edukacyjnych mamy do czynienia zatem nie z jednym szablonem podręcznika, ale z wielką i niekończącą się mozaiką ułożoną z niezliczonych elementów. Z pewnością musimy jednak nauczyć się z niej korzystać (tak nauczyciele, jak i uczniowie).
Pytanie otwarte na koniec: może w programie Cyfrowa Szkoła powinniśmy w ogóle odstąpić od tworzenia bezpłatnych e-podręczników, a w zamian dostarczyć więcej różnorodnych i bezpłatnych e-zasobów edukacyjnych? Czy podręczniki/e-podręczniki to już tylko relikt przeszłości?
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym)