Design Thinking staje się kolejną modą w edukacji. Mieliśmy i mamy ich wiele. I tak jak to z modą bywa, jedne trendy trwają, inne znikają, a jeszcze inne powracają po latach. Cel jest jeden: rozwiązać problemy nie tylko firm i korporacji, ale również fundacji, szkół i administracji. W przypadku Design Thinking coś więcej: pomóc wszystkim, którzy poszukują innowacji, ale nie poprzez kopiowanie i ulepszanie, ale poprzez wdrożenia oryginalnych rozwiązań opartych na głęboko rozpoznanych potrzebach użytkowników. Czy może być lekarstwem również dla coraz bardziej nieefektywnej edukacji? Czy moda ta przetrwa i wytrzyma próbę czasu?
O skuteczności myślenia projektowego mają świadczyć jej twórcy, miejsce powstania - Uniwersytet Stanford i wreszcie produkty oraz wyjątkowe usługi znanych firm i marek wykorzystujących metodę. Design Thinking jest skuteczny nie tylko w biznesie (tam metoda popularyzowana jest już od lat 80-tych), ale też od pewnego czasu ma pomóc również szkołom. Prosty i o jasnej strukturze model zachwyca, inspiruje, zmusza do współpracy, dyskusji w oparciu o głębokie zrozumienie problemów i potrzeb użytkowników. Jego siła w biznesie jest ogromna. Wystarczy obserwować rozwiązania, które powstały dzięki podejściu myślenia projektowego. Czy Design Thinking może być równie użyteczny w transformacji naszego modelu edukacji? Niestety, wielu oczekuje spektakularnych efektów, zniekształcając jednocześnie ideę i marnując potencjał metody. Znam szkoły, które mimo przejścia przez całą procedurę rozczarowują się efektami. Jak każda, również ta metoda może zostać wypaczona. Wielu powie, że to przecież tylko narzędzie. Służy dobrej sprawie, ale może być też niebezpieczne. Ważne jest kto i w jakim celu z niego korzysta. Celem zespołowej pracy metodą Design Thinking jest wygenerowanie oryginalnego rozwiązania oraz sprawdzenie jego działania na etapie prototypu. Nie wszystkim i nie zawsze się to udaje. Procesu tego nie można ani skrócić, ani przyspieszyć. Rzeczywiste efekty można osiągnąć często dopiero po wielu miesiącach przechodzenia przez kolejne etapy projektowania. Praca pod presją czasu nie służy tworzeniu innowacyjnych strategii czy produktów. A takich efektów oczekuje się często już po kilkugodzinnej pracy rady pedagogicznej. Niestety, to nie jest możliwe. Takie podejście szkodzi nie tylko motywacji, ale też rozczarowuje, niszcząc potencjał i zaufanie do metody.
Fakt, Design Thinking, poprzez swój uniwersalny charakter, ma szerokie zastosowanie, wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z problemami, które nie mają jednego oczywistego rozwiązania czy sztywnych ram. Ale przecież nie na wszystkie złożone problemy są proste rozwiązania. Na chorobę nie szukamy plastrów, ale w pierwszej kolejności jej przyczyn. Diagnoza wymaga specjalistycznych badań, a tych nie da się przyspieszyć. Potrzebujemy wiedzy, czasu, uwagi, skupienia, konsultacji i na końcu decyzji. Czego oczekują dyrektorzy i nauczyciele decydując się na uczestnictwo w warsztatach prezentujących ideę i proces myślenia projektowego? Jakie problemy dzisiejszej edukacji ma rozwiązać praca tą metodą? Dla jakich szkolnych sytuacji szukamy nowatorskich i skutecznych rozwiązań? Na czym ma polegać ich innowacyjność i użyteczność?
Model jest prosty, elegancki w formie i łatwy w komunikowaniu. Ale czy wszędzie i zawsze skuteczny? Potencjał metody jest zaprzepaszczony przez tych, którzy próbują uwieść uczestników i wmówić, że w ciągu paru godzin uda się stworzyć innowacyjny prototyp, który po testowaniu w postaci nowych produktów, innowacyjnych technologii, usług, strategii, procesów, programów edukacyjnych, a nawet modeli biznesowych, poprawi sytuację. Prosty nie zawsze znaczy łatwy w realizacji. Wymaga wiedzy, czasu, kreatywności, komunikacji, zaufania, empatii i wreszcie ogromnej dyscypliny. W przeciwnym razie skończy się tak, jak podczas ostatnich warsztatów, podczas których ponad setka uczestników, po kilku godzinach pracy w modelu Design Thinking, uznała za najciekawsze strategiczne rozwiązanie uruchomienie w swojej organizacji infolinii z poradami i odpowiedziami na pytania prawno - organizacyjne. Coś, co i tak już istnieje. Na czym więc polega jego innowacyjność? Kto, kiedy i w jaki sposób przetestuje i oceni ten prototyp? Czy stworzenie strategii organizacji wykorzystującej model Design Thinking zostało - jak zapewniali trenerzy - osiągnięte? Czy to wystarczy, by wyznaczyć cele i zadania na kolejne lata? Czy praca przez parę godzin daje taką możliwość? Wmówiono uczestnikom, że tak. Najważniejsze - zdaniem wielu, że wszyscy przy tym dobrze się bawią. A dodatkową wartością jest integracja zespołu i przełamywanie blokad komunikacyjnych. Oczywiście, że potrzebne i cenne, ale to zdecydowanie za mało.
Niezależnie od tego, czy działamy w biznesie, przemyśle, edukacji, administracji, Design Thinking ma ogromny potencjał. Wspiera rozwój innowacji i daje gwarancję niestandardowych rozwiązań. W tym przypadku nie został wykorzystany. Dlaczego? Gdzie tkwi pułapka? Może moderatorzy i trenerzy, albo sami uczestnicy warsztatów Design Thinking odpowiedzą na to pytanie?
(Notka o autorze: Witold Kołodziejczyk jest członkiem e-Redakcji Edunews.pl, ekspertem w Ośrodku Analitycznym Think Tank, twórcą innowacyjnej szkoły - Collegium Futurum w Słupsku; prowadzi autorski blog Edukacja przyszłości).