Snując rozważania o IT w szkole XXI wieku przywykliśmy dzielić temat na dwa oddzielne moduły: techniczny – w nim zawiera się cała odhumanizowana technologia, infrastruktura sieci i oprogramowanie oraz ludzki – to z kolei użytkownicy tej technologii z wyraźnym podziałem na nauczycieli i uczniów. Wraz ze wzrostem ilości urządzeń do obsługi tych dwóch obszarów musi pojawić się nienazwany wcześniej, niepotrzebny i nieujęty w planach Tajemniczy Don Pedro – spec od komputerów.
Szkoły zaczynające od jednego komputera w sekretariacie z problemem jego serwisu technicznego czy programowego zetknęły się przeważnie w momencie awarii zasilacza, czy gorzej – utraty danych z jedynego twardego dysku. Problem zaczyna być widoczny, gdy komputerów jest więcej - u księgowej, dyrektorów, w salach lekcyjnych i sali informatycznej; wszędzie inne, różniące się systemami, budową: laptopy i netbooki – kto to wszystko ma „ogarnąć“, zaplanować tworzenie kopii zapasowych, zająć się oprogramowaniem i jego aktualizacją, pilnować terminów kończących się licencji na antywirusy i filtry treści, wyczyścić serwer(y) przygotowując je do nowego roku szkolnego, zająć się drukarkami, odkurzyć płyty główne, itp.? Przeważnie informatyk szkolny – w potocznym rozumieniu nauczyciel informatyki.
Nie zawsze jednak nauczyciel informatyki jest do takiej roli przygotowany – wszak jest od nauczania a nie serwisowania i logistyki infrastrukturalnej szkolnego IT. Standardowe rozumowanie dyrektora jest klarowne: pan/pani od informatyki czy techniki zrobi wszystko z komputerem, „bo się zna“. Oczywiście zrobi to POZA swoim przydziałem obowiązków, PO lekcjach, albo co gorsze: w CZASIE swoich lekcji – bo przecież zacięta drukarka, czy brak internetu w sali x czekać do przerwy nie mogą.
Personal Computer – potraktowanie dosłownie tej nazwy oznacza, że każdy użytkownik zajmuje się swoim komputerem, (tak jak w firmach samochodem służbowym zajmują się jego użytkownicy) co prowadzi do błyskawicznej degradacji software’owej - instalując co się da i gdzie się da, nie aktualizując programów ani systemu operacyjnego w końcu doprowadza maszynę do software’owego uszkodzenia. Nie wspomnę o – delikatnie mówiąc – luźnym podejściu do praw własności intelektualnej... W tym przypadku (z punktu widzenia „małego“ serwisu) różnorodność nie jest atutem – szkoła to jednak firma, a komputery firmowe winny być oprogramowane wg jakiegoś planu. Chyba że żywioł jest domeną nauczania w ogóle – czyli róbta co chceta... w granicach normy.
Bazując jednak na przykładzie samochodu firmowehgo zauważmy, że żaden kierowca sam nie dokonuje napraw (nikt od niego tego nie wymaga, a nawet nie myśli, że mógłby...). Auto natychmiast po awarii oddaje się w ręce fachowca mając nadzieję na jak najszybszą i skuteczną naprawę usterki – zbyt wiele bowiem kosztuje utrzymanie niesprawnego samochodu. Analogicznie powino być w szkole traktowanej jako firma – nieużywane (bo zepsute) komputery czynią więcej szkody, niż kosztowałaby ich naprawa, bo uczniowie z nich nie korzystają. Tracą czas i wiedzę, którą mogliby zdobyć pod kierunkiem nauczyciela.
Tu dochodzę do miejsca o którym chyba nikt z podmiotów prowadzących szkoły nie pamięta: sprzęt i oprogramowanie się starzeje, ulega awariom, wymaga zaplanowania corocznych nakładów od pierwszego dnia używania. Mając 50 komputerów w szkole wzrasta zużycie prądu, zapotrzebowanie na przedłużacze, myszki, klawiatury itp. Kosztują odnowione licencje i nowe oprogramowanie. Kosztuje archiwizacja danych i ich bezpieczne przechowywanie. Kosztuje wreszcie szkolenie nauczycieli w kierunku konkretnych rozwiązań (pracownie „unijne“ i ich obsługa: SBS Server i Mac OS). TECHNOLOGIA KOSZTUJE!
Najtańszym rozwiązaniem w sakresie „małego“ serwisu jest... profilaktyka. Wytarte słowo „samokształcenie“ – tu rozumiane jako zdobywanie nowych umiejętności IT w „boju“ nauczycielskim pod okiem szkolnego specjalisty – zaczyna odzyskiwać dawny blask. Nikt i nic nie zastąpi świadomego użytkownika szkolnej technologii informacyjnej. Tak jak wiedzy i kompetencji nabytych samodzielnie. Nie na kursach „dla papierka“ ale na szkoleniach wewnętrznych poświęconych konkretnym rozwiązaniom, nauce „belfer dla belfra“. Tego nie da się w prosty sposób przełożyć na pieniądze, ale jakoś pewnie wyliczyć się da – ja jeszcze nie umiem.
Najważniejszym pytaniem, które nigdy nie pada jest: ILE TO NAS KOSZTUJE? Nie pada, bo jakoś użytkowanie sprzętu wpisuje się w globalne wydatki szkoły. Są po prostu nieznacznie większe – jak co roku... Ile jednak musimy wydać na techniczną stronę nowoczesnej szkoły? Takiej odpowiedzi udzieliłaby księgowa, gdyby miała czas wyodrębnić z zalewu faktur te podrzucane przez admina i te, które zostawiają panowie od serwisu kserokopiarek. Albo: jak wyodrębnić zużycie „IT prądu“? A że księgowa czasu „na głupoty“ nie ma – to sami musielibyśmy to zbadać.
Korzystając z tego serwisu dowiaduję się, że miesięczny szacunkowy koszt używania komputera sporadycznie, przez 8h lub ciąle (24h) kosztuje odpowiednio: 3,6zł, 14,4zł i 43,2zł. Więc 40 komputerów w szkole w hipotetycznym podziale 5/33/2 daje nam kwotę: 18+475,2+86,4=579,60zł miesięcznie x 10 miesięcy roku szkolnego = 5796+86,4 za jeden serwer na wakacjach=5882,4 zł. To sam „prąd komputerowy“ – nie licząc urządzeń sieciowych (switche, routery, UPS-y) czy drukarek – szczególnie prądożernych laserowych. Przy niewielkiej infrastrukturze nasze wydatki roczne na samą energię wynoszą ok. 6000 zł! A jeszcze tusze, tonery, „kabelki“, serwis twardy (hardware) i miękki (software)... Papieru nie liczę...
No i gdzie w tym wszystkim i ile dodać wynagrodzenia dla admninistratora IT, który to wszystko ogarnie?... I czy w ogóle dodawać? Może dorzucić ministerialnie kolejne 3 godziny tygodniowo do etatu nauczyciela IT i „z bańki“?
Jacek Ścibor – trener IT, nauczyciel akademicki, nauczyciel informatyki w Zespole Szkół w Chrząstawie Wielkiej. 25 lat doświadczenia w nauczaniu technologii informacyjnej w szkołach podstawowych, gimnazjach, szkole przy zakładzie poprawczym, Uniwersytecie w Białymstoku, projektach „unijnych”. Z zamiłowania majsterkowicz – więc projektant i wykonawca sieci szkolnych, autor wdrożeń e-dzienników, platform edukacyjnych i tablic interaktywnych w szkołach woj. Podlaskiego i dolnośląskiego. Rodowity zakopiańczyk, wychowany białostocczanin, obecny wrocławianin.