Jak każdy rodzic przeżywam zakłopotanie, gdy moja pociecha z zaangażowaniem i pasją, drążąc interesujący ją temat, zadaje serię pytań: a dlaczego, a jak, a kiedy? We mnie pustka, panika i wyrzut sumienia, że niczego ze szkoły nie pamiętam! Przychodzi mi wtedy do głowy pomysł, by maturzyści i studenci uczelni wyższych zdawali egzaminy przed komisją pięciolatków...
Na najprostsze pytania wcale nie tak łatwo odpowiedzieć. Uczenie się polega, mówiąc w dużym skrócie, na tworzeniu w naszym umyśle modeli, do których potem dopasowujemy kolejne docierające do nas informacje. Problem w tym, gdy powstanie w nim model nieprawdziwy, zbyt uproszczony lub stereotypowy – wtedy skazani jesteśmy na ograniczenie i tkwienie w błędnym kole (bo odrzucamy wiadomości, które do modelu nam nie pasują). Odejście od utartego przekonania wymaga więc sporo wysiłku. Każdy na pewno mógłby się pochwalić takim nagłym odkryciem, że jego wiedza odbiega dalece od prawdy – mnie zdziwiło niedawno, że jeże, przedstawiane we wszystkich dziecięcych książeczkach z jabłuszkiem na kolcach, są w rzeczywistości mięsożercami (niezwykle rzadko posilają się owocami spadającymi z drzew).
Przykład z jeżem dobrze oddaje problem naszej edukacji – za mało w niej nacisku położonego na obserwację rzeczywistego życia, swobodne eksperymentowanie, bawienie się lunetą, mikroskopem czy kabelkami. I tym samym rzadko przychodzi nam do głowy, żeby – jak dzieci właśnie! – ciągle powtarzać sobie pytania: dlaczego? jak? po co?, dopóki nie uzyskamy opartej na doświadczeniu odpowiedzi. Gdy żyjemy w terrorze testów, a nauczyciel jest jedyną osobą na lekcji, który zadaje pytania, nie jesteśmy inspirowani do drążenia, falsyfikowania poznawanych tez, stawiania sobie problemów do rozwiązania. Gdyby hasłem naszej szkoły było zdanie: „Nie ma głupich pytań”, a proces nauki odbywał się w atmosferze poddawania faktów w wątpliwość, szukania dowodów i uczenia się na błędach, wychodziłyby z niej umysły wyćwiczone w krytycznym odbiorze rzeczywistości, mniej podatne na manipulacje i uproszczenia, postrzegające uczenie się jako proces ciągły i fascynujący. A to przecież cechy potrzebne nie tylko naukowcom, ale choćby odbiorcom mediów.
„Dzieci uczą się nie od nauczycieli, ale dzięki zdrowemu rozsądkowi, doświadczaniu świata, interakcji z rówieśnikami, różnorodnym eksperymentom” – mówi w swym wystąpieniu Jonathan Drori, brytyjski naukowiec współpracujący z telewizją BBC, profesor Uniwersytetu w Brystolu, zajmujący się mediami i edukacją.
Dlaczego drzewo rośnie, skąd pobiera żywotne dla siebie składniki? Czy da się zapalić żaróweczkę, mając do dyspozycji baterię, drucik i żarówkę? Czemu latem jest cieplej niż zimą? Jak wyglądają orbity planet w Układzie Słonecznym? Jonathan Drori te cztery pytania zadał różnym grupom dorosłych oraz siedmiolatkom, chcąc sprawdzić, czy na pewno wiemy o świecie tyle, ile nam się wydaje. W jego eksperymencie najlepiej wypadły dzieci… A czy Państwo potrafilibyście prawidłowo odpowiedzieć na te pytania? Zapraszamy do obejrzenia jego wystąpienia:
Źródło: TED Talks