Są takie prawdy, które zanikają z biegiem czasu. Jedną z nich jest to, że każdy człowiek rozwija się w swoim tempie i przyśpieszanie procesu nie jest skuteczne. Wiemy o tym i nawet stosujemy czasami tę prawdę do małych dzieci, ale gorzej jest z nią w stosunku do starszych dzieci.
Choć zdarza się, że niektórzy dorośli rozglądają się wokół i zaczynają być zaniepokojeni, że ich dzieci jeszcze nie – siadają, nie chodzą, nie czytają, nie liczą, nie biegają, nie pływają, nie to, nie tamto… Trudno to wytrzymać, bo obawa, że dziecko nie jest normalne zaczyna pełzać w umysłach rodziców. Mogą zajrzeć do mądrych książek, w których czarno na biało jest napisane, że dziecko w tym wieku powinno na przykład rysować ręce i nogi, a nasze dziecko rysuje sam kadłub. Przy czym dziecko sąsiadów narysowało już babcię i dziadka z nogami i rękoma.
Ale wśród większości przebiła się już opinia, że dziecko może się różnie rozwijać, na przykład skokami i nie trzeba je zmuszać do czegoś, do czego nie jest gotowe.
Nagle coś się zmienia, gdy dziecko idzie do szkoły lub nawet wcześniej do przedszkola. Program jest jeden bez względu na możliwości dziecka. Każdy ma nauczyć się tego i tamtego w określonym czasie. Są testy na gotowość szkolną, ale też dopasowane do pożądanych umiejętności w określonym wieku. Czyli ta prawda kończy się u drzwi szkoły, a czasami też przedszkola.
Najlepiej przypomnieć sobie własne doświadczenia lub obserwować własne dzieci lub wnuki, czy one uczyły się według schematu? Moja córka np. długo nie chciała czytać, oczywiście się martwiłam, a teraz jest dorosła i czyta bez problemu. Teraz ona się martwi o naszą wnuczkę, która odmawia czytania.
Gdy zdawałam na studia matematyczne miałam 17 lat. Na pierwszym roku mało rozumiałam z abstrakcyjnych pojęć matematycznych, takich jak ciała, pierścienie grupy itp. Moja siostra też matematyczka tłumaczyła mi te pojęcia na różne sposoby, ale nic do mnie nie docierało. Mimo to dobrze zdałam egzaminy i przeszłam na drugi rok i wtedy klapki mi się otworzyły i zrozumiałam wszystko. Dorosłam do abstrakcji wraz z wiekiem dojrzałości. Ale pewnie każdy ma inny wiek, w którym jest w stanie myśleć abstrakcyjnie.
Mądrzy psycholodzy edukacyjni określają etapy rozwoju dziecka. Niezwykle do mnie trafia przekaz Rudolfa Steinera, ale on też nie zamyka etapów w latach życia dziecka, wszystko jest indywidualne.
Jak to ma się zatem do programu nauczania i konieczności jego realizowania w danym wieku? Na szczęście w młodszych klasach nauczyciel może to sam regulować w ciągu trzech lat. Ale jak ma to zrobić, gdy ma 25 dzieci i każde „dojrzewa” w innym tempie?
Do tej refleksji zachęcił mnie artykuł Kary Arundel o testowaniu dzieci na gotować przedszkolną[1]. Cytat z tego artykułu w moim tłumaczeniu: Spośród 22 stanów, które analizują dane dotyczące gotowości przedszkolnej, 77% stwierdziło, że robią to w celu informowania opinii publicznej. Inne podane powody obejmują spełnienie wymogów ustawodawczych stanu i informowanie o rozwoju zawodowym nauczycieli przedszkolnych zapewnianym przez stan.
Moje pytanie końcowe: Czy my jesteśmy dla papieru, czy papier dla nas?
[1] Zob. https://www.k12dive.com/news/kindergarten-readiness-assessments-time-consuming-teachers-GAO/730252/
Notka o autorce: Danuta Sterna jest byłą nauczycielką matematyki i dyrektorką szkoły, ekspertką oceniania kształtującego. Współpracowała z Centrum Edukacji Obywatelskiej tworząc programy szkoleń i kursów. Jest autorką książek i publikacji dla nauczycieli, propaguje ocenianie kształtujące w polskich szkołach, prowadzi też swoją stronę: OK nauczanie.
Ostatnie komentarze