Dwa miesiące po oficjalnej prezentacji „Profilu absolwenta przedszkola i szkoły podstawowej” pamiętają o nim tylko zagorzali aktywiści edukacyjnej bańki. Nie pomogły zakrojone z rozmachem konsultacje społeczne, powierzone doświadczonym działaczom z Fundacji „Stocznia”. Najwyraźniej coś „nie zażarło”, bo zainteresowanie okazało się niewielkie, a entuzjazm dla sztandarowego symbolu krojącej się reformy – żaden. Tymczasem, jeśli ma ona skutecznie zmienić oblicze polskiej edukacji, obojętność środowiska oświatowego może okazać się zabójcza. Warto więc pochylić się nad przyczynami tak chłodnego odbioru tego zwiastuna zmian w polskiej szkole. A jest ich kilka.
Jedną wskazał w prywatnej wypowiedzi na fejsbuku Marek Pleśniar, Dyrektor Biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Co symptomatyczne, uczynił to niedługo po tym, jak emisariusze władz oświatowych roztoczyli wizję reformy przed uczestnikami dorocznego kongresu OSKKO. Napisał, między innymi:
Bo mamy kompletną demobilizację kadry. Ludzie nie chcą robić za darmo kolejnej reformy, którą za 3 lata ktoś odwoła. Wybory niedługo.(…)
Anno 2024. Panuje nieufność i wiedza, że na pewno ten zawód będzie trzeba uprawiać za pensję minimalną. I co rząd - to odwrót od nowych pomysłów.
Zniechęciliście – rządzący i nie tylko oni – wykonawców Najważniejszego Zawodu Świata do entuzjazmu. To teraz poważnie rozważcie sami, jak nas przekonać do zaufania. Piłka po waszej stronie. Nie chcą za darmo? Kiedyś chcieli. Bo wam wierzyli.
Należy dodać, że ten brak entuzjazmu wynika także z powszechnego przekonania o fasadowym charakterze prowadzonych konsultacji. O tym, że kształt reformy jest już przesądzony, a odwoływanie się do opinii społecznej dotyczy mało istotnych szczegółów i ma charakter propagandowy. To doświadczenie poprzednich reform, które spadały na nauczycieli niczym kolejne objawienia, do wdrożenia bez zbędnych dyskusji. Wszystko wskazuje, że podobnie będzie i tym razem.
Nie pomaga oczywistość zaprezentowanej propozycji. Projekt profilu absolwenta jest tak doskonały, że właściwie nie ma o czym dyskutować. Wiedza podstawą wykształcenia? Ależ tak! Uczeń powinien wynieść z edukacji pewien zestaw kompetencji? Wiadomo! Takich czy innych – rzecz dyskusyjna, ale nikt nie będzie kruszył o to kopii, bo wszystkie zawarte w projekcie są godne i sprawiedliwe. Poczucie sprawczości jako fundament?! Każdy się pod tym podpisze, nawet jeśli równocześnie zgodzi się z poglądem wyłożonym w artykule O sprawczości młodych…, że szkoła nie jest najważniejszym miejscem kształtowania tej dyspozycji ducha, a polska szkoła w jej obecnej formie, tym bardziej. Zawsze można mieć nadzieję… Trudno też dyskutować o wartościach moralnych – te, które wpisano w otoczkę obrazu graficznego profilu absolwenta, są najpiękniejsze z możliwych! A to, że jest ich dużo i na oko nie mają żadnego powiązania z resztą konstrukcji – tym bardziej nie zachęca do dyskutowania.
Brakuje powiązania przedstawionego ideału z doświadczaną obecnie przez wielu siermiężną oświatową codziennością. Szczególnie dotyczy to właśnie wartości moralnych, ale również niektórych kompetencji oraz poczucia sprawczości ucznia. Oczywiście to dopiero pierwszy etap prac nad reformą, z zapowiedzi jednak wyraźnie wynika, że będą one koncentrowały się wokół podstawy programowej oraz metodyki nauczania i oceniania, czyli, ogólnie rzecz biorąc, kształcenia. Choć to ważna domena pracy szkoły, dobrze mieć świadomość, że to zbyt mało, by wyrzeźbić tak pięknie zarysowany Profil.
Podsumowując, trudno oprzeć się wrażeniu, że potencjalni dyskutanci po prostu postanowili zaoszczędzić swój czas, nie angażując się w działanie mające tylko pozory reformatorskiej aktywności. Ważna jest także kwestia tempa prac. Zarówno doświadczenia zagraniczne, jak - oczywista dla pracujących w oświacie - świadomość ogromnej bezwładności systemu upewniają, że w założonym terminie, do września 2026, nie jest możliwe opracowanie i wdrożenie żadnej rzetelnej zmiany. Nawet gdyby przyjęte założenia były absolutnie bezbłędne i porywające, co akurat w koncepcji opartej o profil absolwenta niekoniecznie ma miejsce. Niestety, można ją porównać do próby wylania fundamentu na poziomie sufitu, z zamiarem rozbudowania konstrukcji do dołu. Tymczasem edukacja nie jest procesem przemysłowym, w którym możliwe jest precyzyjne opisanie produktu i na tej podstawie zaprojektowanie potrzebnych urządzeń. To zjawisko społeczne, angażujące ogromną liczbę bardzo różnych ludzi, uzależnione od wielu, często trudnych do przewidzenia okoliczności. Nie pomaga też rosnąca komplikacja współczesnego świata. Wszystko to powoduje, że ogromne znaczenie ma „czynnik ludzki”, czyli ci, którzy tę reformę będą wdrażać w praktyce, szczególnie nauczyciele. Ich kreatywność, zrozumienie i akceptacja koncepcji, elastyczność oraz poczucie sprawczości. Niestety, w materiałach towarzyszących profilowi absolwenta trudno znaleźć coś konkretnego na ten temat… Wygląda na to, że reforma projektowana jest wyłącznie pod potrzeby młodych ludzi, co można by uznać za słuszne, gdyby jej realizacja miała odbywać się w próżni społecznej. Tymczasem stanowić będzie ogromne wyzwanie dla placówek oświatowych i zatrudnionych w nich nauczycieli.
Zapowiadane zmiany dotyczą głównie pracy z uczniami. Oznacza to, że w przypadku bardzo prawdopodobnego w świetle powyższych zastrzeżeń niedosytu z efektów ich wdrożenia, odium społeczne za niepowodzenie spadnie wyłącznie na nauczycieli.
***
Po tych wstępnych, choć ważnych zastrzeżeniach pora na wątpliwość natury fundamentalnej. Oparcie planu reformy na profilu absolwenta wskazuje, że jej pomysłodawcy za największy problem polskiej edukacji uznają złe wykształcenie młodych ludzi kończących szkoły. Tymczasem nie świadczą o tym ani dobre wyniki młodych Polaków w międzynarodowych badaniach osiągnięć edukacyjnych (PISA, TIMMS), ani całkiem niezłe kariery, także zagraniczne, jakie robią rodzimi absolwenci. Oczywiście nie wszyscy, ale nie ma systemu, który wszystkim zapewniałby sukces. Polska cały czas cieszy się w Europie opinią kraju ludzi dobrze wykształconych.
Te same międzynarodowe badania ujawniają natomiast poważny problem innej natury – bardzo niskie poczucie dobrostanu u polskich uczniów i fatalne postrzeganie przez nich szkoły. Nie jest zatem rzeczą wymagającą pilnych działań zmiana programu kształcenia, ale zmiana sposobu funkcjonowania szkoły jako instytucji, jako miejsca, w którym młodzi ludzie spędzają bardzo dużo czasu, i przestrzeni, w której zbierają doświadczenia społeczne. Polska szkołą wymaga reformy, bo fatalnie wywiązuje się z funkcji socjalizacyjnej. Stanowi źródło negatywnych doświadczeń społecznych, nie tylko zresztą dla uczniów, ale także osób dorosłych, które mają z nią do czynienia.
Istnieje poważne niebezpieczeństwo, że powierzchowne zmiany programowe, jedyne, jakie możliwe są do przygotowania i wdrożenia w ciągu zaledwie dwóch lat, odwrócą uwagę od potrzeby całościowej reformy szkoły. Sam pomysł stworzenia profilu absolwenta nie jest zły, jego projekt również daje się obronić, jednak nie zreformuje się instytucji wyłącznie modelując jeden z efektów jej pracy, choćby był najważniejszy. Potrzeba nowej wizji, rozwiązań organizacyjnych i zasad funkcjonowania. Dlatego podstawą rzetelnej, długofalowej i potencjalnie skutecznej reformy edukacji powinno być wypracowanie wieloaspektowego modelu szkoły (przedszkola również) jako instytucji służącej społeczeństwu. Przeprowadzenie projektu, który roboczo można by nazwać „Szkoła dla następnego pokolenia”. Co nie wyklucza dokonania doraźnych korekt, ku pożytkowi uczących się obecnie, ale zupełnie inaczej określa perspektywę całości podejmowanych działań.
Oczywiście, proponowanie alternatywnego podejścia do reformy w sytuacji, gdy jej walec już się toczy i ogłaszane są kolejne osiągnięcia, jest wyrazem naiwności, czy wręcz próbą, mówiąc kolokwialnie, zawrócenia kijem Wisły. Z drugiej strony, milczenie jest równoznaczne ze zgodą, więc – biorąc pod uwagę wszystko, co powyżej – milczeć się nie godzi. Taki pogląd skłonił grupę nauczycieli pracujących w Zespole Szkół STO na Bemowie do poświęcenia czasu, by naszkicować możliwą alternatywę. Jest nią model reformy szkoły pojmowanej nie tylko jako zakład kształcenia, ale także miejsce doświadczeń społecznych, funkcjonujące zgodnie z zasadą, że „szkoła nie uczy życia, ale jest samym życiem”. Ten pomysł może wydać się utopijny, ale jego autorzy wyrażają przekonanie, że nie bardziej niż wizja lepienia absolwenta na kształt opisany w profilu przygotowanym przez IBE - w placówce oświatowej, w której poza podstawami programowymi i ramowym planem nauczania niewiele się zmieni.
Model ma postać gmachu. Co prawda, ciekawą koncepcję, ogrodu zaprezentował jeden z członków zespołu, Krzysztof Ciesielski (opisał ją w swoim blogu „Przy tablicy” – TUTAJ), ale po dyskusji stanęło na pomyśle bardziej konserwatywnym. Bliskim autorom, bowiem program STO na Bemowie od wielu lat prezentowany jest graficznie w takiej właśnie postaci. Można się o tym przekonać, oglądając prezentację Szkoła wielu możliwości.
Polska bardziej potrzebuje dzisiaj postawienia na nowo „gmachu” szkoły, czyli wyjścia naprzeciw rozmaitym problemom, składającym się na obecny kryzys tej instytucji, aniżeli lepienia jej przyszłych absolwentów przy stosunkowo niewielkiej, wycinkowej korekcie programu działania. Dla zwiększenia czytelności obrazu ograniczyliśmy się do modelu szkoły podstawowej, najbliższego naszym doświadczeniom, zastrzegając, że w przypadku przedszkola oraz szkoły ponadpodstawowej obraz byłby generalnie zbliżony, choć na pewno wymagałby uwzględnienia ich specyfiki.
Zapraszamy do lektury opracowania, które jest dostępne tutaj: Model szkoły jako alternatywna podstawa dla reformy polskiej edukacji
(na przykładzie szkoły podstawowej).
Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.