Żyjemy w czasach wielu końców – końca historii, natury, tradycyjnego społeczeństwa, według niektórych nawet człowieka. Zastanawiające, że nikt jeszcze głośno nie zwiastuje zmierzchu szkoły, choć nie brakuje tych, którzy diagnozują jej kryzys. Być może i ona już umarła, a kolejne dyskusje i reformy to jedynie rodzaj stypy, jakkolwiek nie wszyscy sobie to jeszcze uświadamiają.
Myśl o końcu szkoły może się niektórym wydać obrazoburcza i prowokacyjna. Jeśli jednak spokojnie się nad tym zastanowić, to okaże się, że ludzkość potrafiła już z powodzeniem funkcjonować bez tej instytucji. Szkoła w dzisiejszym kształcie narodziła się w średniowieczu, by potem ulec znaczącej modyfikacji w dobie rewolucji przemysłowej. Skoro kiedyś nie było szkoły, to znaczy, że i w przyszłości może jej nie być. Czy naprawdę jej jeszcze współcześnie potrzebujemy?
Głównym symptomem zmierzchu szkoły jest moim zdaniem fakt, że konsekwentnie i z uporem, pod wpływem presji politycznych, stawia ona współcześnie przed człowiekiem zadania, których nie tylko nie jest w stanie zrealizować, ale które jednocześnie są niespójne zarówno z duchem naszych czasów jak i naturą człowieczeństwa.
Jakie są te zadania? Po pierwsze, szkoła rzekomo powinna przygotowywać ucznia do wyzwań stawianych przez współczesny rynek. Rynek jest jednak tak płynny i dynamiczny, że nie sposób przewidzieć jak będzie wyglądał w przyszłości – nie sposób więc tez skutecznie przygotować do niego młodych ludzi. Po drugie szkoła rzekomo powinna przygotować młodzieży do życia w nowoczesnym, liberalnym społeczeństwie – robi to jednak w sposób schematyczny, despotycznie narzucając uczniom programy i treści nauczania. Po trzecie, szkoła powinna rzekomo przygotować ucznia do wyzwań przyszłości – ale kto ją zna? Dlaczego nauczyciele i ministrowie edukacji, uformowani w minionej epoce, mieliby lepiej wiedzieć jak ma wyglądać przyszłość niż sami uczniowie?
Pierwszoklasista już od pierwszego dnia nauki wtłaczany jest w sztywne schematy, oczekiwania, wymagania, musi się nieustannie do czegoś dopasowywać. Tymczasem, 65 proc. przedszkolaków będzie pracować w zawodach, które jeszcze nawet nie powstały, ponad 50 proc. informacji składających się na wiedzę o świecie młodzież czerpie z mediów, w szczególności z Internetu, coraz więcej umiejętności nabywają też na zasadzie nieformalnej wymiany koleżeńskiej. To wszystko sprawia, że uczniowie coraz mniej potrzebują szkoły i zaczynają traktować ją jako zło konieczne, a rodzice jako przechowalnię.
Inny problem związany jest z formacyjną funkcją szkoły. Za każdym systemem nauczania skrywa się bowiem określony ideał człowieka. Dobrze działający system edukacyjny ma wykształcić człowieka odpowiadającego temu ideałowi. I tak w świecie wielości wartości, kultur, tożsamości i ideałów system edukacyjny stara się ujednolicić, podporządkować proces nauczania jednej wizji, ucieleśnionej w wystandaryzowanych testach kompetencji. Dzisiaj edukację próbuje się wtłoczyć w ramy jednego ideału.
Tymczasem nie ma i nigdy nie będzie jednej satysfakcjonującej wszystkich wizji człowieczeństwa, jednego akceptowanego przez wszystkich ideału. Nikt nigdy tego nie wypracuje, chyba że będzie chciał narzucić ten ideał siłą. Nasze człowieczeństwo jest wielowymiarowe, wielopoziomowe, niezgłębione: nie da się go nigdy w żaden sposób ujednolicić. Ustandaryzowane testy kompetencji wypaczają więc rzeczywistość.
Jedynym wyjściem z zarysowanego impasu jest rozwiązanie instytucji szkoły i powołanie do życia nowej – jakiejś post-szkoły, z nowymi zadaniami i zupełnie nowym modelem funkcjonowania. Ta nowa instytucja lub para instytucja miałaby wyrastać na gruncie wolnego rynku ideałów. W miejsce jednej szkoły – wielość szkół, bo jest wiele ideałów człowieka. I niech będzie wiele testów kompetencji. Badajmy, które szkoły najlepiej przygotowują do wyzwań rynku, ale badajmy też, po jakiej szkole absolwenci mają najwyższe kompetencje społeczne, po jakiej są najszczęśliwsi, po jakiej potrafią założyć udaną rodzinę, po jakiej potrafią spełnić się jako artyści, po jakiej po prostu bezpretensjonalnie bujać w obłokach, po jakiej nadają się na mężów stanu, po jakiej potrafią głęboko myśleć, po jakiej potrafią uczestniczyć w tzw. kulturze wysokiej.
Prawda jest taka, że nie da się tych ideałów ze sobą skutecznie pogodzić w jednym systemie nauczania i wszyscy dobrze o tym wiedzą. Niech uczniowie i ich rodzice, po zapoznaniu się z wynikami wielu antagonistycznych testów kompetencji, sami ocenią, które nauczanie wybierają, co jest dla nich ważne. I niech z takiego nauczania uczeń wyciągnie tylko tyle, ile naprawdę potrzebuje. Niech nikt mu już nie mówi, co to ma być – bo tylko on sam, próbując różnych rzeczy, na wolnym rynku ideałów, może znaleźć odpowiedź na to pytanie. Tak skonstruowane nauczanie będzie rozliczone nie przez rynek, nie przez zastęp urzędników, ale przez siłę oddziaływania ideału.
Notka o autorze: dr Tomasz Mazur jest filozofem, wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego i pomysłodawcą Centrum Praktyki Stoickiej.
Projekt „Pomorze 2030 – scenariusze rozwoju i kluczowe technologie”
realizowany przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową jest
współfinansowany przez Unię Europejską z Europejskiego Funduszu Rozwoju
Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka
2007-2013. Patronat nad projektem objął Urząd Marszałkowski Województwa
Pomorskiego.
Ostatnie komentarze