Jak zdefiniować problem, by warto było się spierać o edukację? Sześciolatki znowu spokojnie się bawią swoimi transformerami, pet-shopami czy też montują budzik napędzany energią z ogórka zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Na szczęście równie spokojnie przeżywały swoje dzieciństwo także przed bojem o referendum. Chyba, że nie należą do tych szczęśliwców z własnym pokojem spełniającym marzenia. Chyba, że tak teraz, jak i przedtem siedzą przed telewizorem albo grzebią patykiem w błocie koło budy psa łańcuchowego.
Spór ucichł. Jedna strona miotłę dzierży i sposobi się, by zamieść pod dywan, druga kosy cicho ostrzy. Jeszcze będzie okazja, by się wykrwawić. Ale póki my żyjemy, pomyślmy, o co naprawdę warto się spierać.
Szkoła polska, tak jak inne szkoły w innych krajach, szarpana jest wiatrami idei, oskarżeń, reform, zmian. Z drugiej strony jednak, jak na nią popatrzeć – stoi w bezruchu: żadnej zmiany, żadnej idei, pomysłu, reformy prawdziwej żadnej. Kompletna flauta. Z jednej strony nowa podstawa, zgodna ze standardami nowoczesnej edukacji, na poziomie, nie przymierzając, światowym, z drugiej – partyzantka. Nie, nie chodzi tylko o to, że wszystko podwiązane na sznurkach, jak dekoracja we frontowym teatrze. Partyzantami bywają nauczycielki, dzielnie w przedszkolu, prawie na tajnych kompletach, liter dzieci uczące – bo jak twierdzą, głowy im za to pourywają, gdy na jaw wyjdzie.
Tu krytyka gimnazjum, że węża na piersi hoduje, że uwalnia z młodzieńca niewinnego agresję, więc wóćmy go do podstawówki grzecznej. Tam krzyk znowu, że stare konie w szkole z maluchami się mieszają, więc skandal i jak to może być – święte burzenie. Jak to więc jest?
O czym warto podyskutować?
Może warto spierać się o gimnazjalistę. Nie, nie o gimnazjum, ale o człowieka, który właśnie powoli, ale burzliwie zaczyna stawać się dorosłym. Kim jest ten człowiek 13-16-letni? Czego potrzebuje, by dokonać największej w swoim życiu transformacji. Nie kłóćmy się o to, jak go ujarzmić, spacyfikować, pogadajmy o tym, co możemy dla niego zrobić, także w szkole. Może chemia go interesuje tylko między ludźmi, a zanim na WOSie nauczy się żyć w społeczeństwie, musi nauczyć się żyć sam ze sobą?
A może trzeba się pospierać o to, kim chcemy być jako społeczeństwo za 15-20 lat? Świat rządzi się swoimi prawami i nie mamy na to wpływu? Czy świat jednak to nie ludzie – ktoś z nich nadaje życiu planety kształt, ktoś głośno woła: „Tędy”, ktoś inny cicho uprawia społeczną inżynierię. Pospierajmy się o to, jakie postawy, jakie umiejętności powinniśmy wykształcić u przyszłych dorosłych.
Spierajmy się też o wartości. Czy dzieci dzięki domowi i szkole mają być patriotami z krwi i kości i co to znaczy. Czy każdy ma być przedsiębiorcą, pełnym pomysłów i skutecznie działającym. Co to w ogóle znaczy być przedsiębiorczym. Jak ważna jest społeczna wrażliwość, empatia, współczucie – wiadomo, że są ważne, ale czy mamy tego uczyć w szkole?
Pospierajmy się w końcu o pieniądze – ile w tym naszym domowym-państwowym budżecie przeznaczymy na wykształcenie. Niektórzy się na to zapożyczają, inni wydają bez opamiętania, bo wiadomo edukacja ważna. Jako państwo, jak powinniśmy zadecydować?
Edukacja warta jest rzeczowego sporu. Zanim więc wróci przeciąganie liny, pospierajmy się.
Notka o autorce: Agata Wilam jest prezesem Fundacji Uniwersytet Dzieci. Uniwersytet Dzieci to nowoczesna edukacja wzorowana na wykładach i warsztatach akademickich, adresowana do dzieci w wieku 6-13 lat i przystosowana do ich możliwości percepcyjnych i poznawczych. Działa w czterech ośrodkach – w Warszawie, Krakowie, Olsztynie i we Wrocławiu. Prowadzi swój blog pod adresem http://agatawilam.blogspot.com.