Czytając przygotowywaną przez program Szkoła Ucząca Się do druku polską wersję książki Johna Hattiego „Widoczne uczenie się dla nauczycieli” (angielski oryginał Hattie, J. (2012). Visible learning for teachers: Maximizing impact on learning. New York: Routledge), mam wiele przemyśleń. Jedno z nich dotyczy początków mojej nauczycielskiej kariery.
Przed rozpoczęciem pracy w szkole pracowałam przez 12 lat na Politechnice Warszawskiej, więc miałam już pewne doświadczenie w nauczaniu. Patrząc wstecz widzę jednak, że nie byłam do pracy nauczycielki w ogóle przygotowana. Oczywiście znałam przedmiot, który wykładałam, to znaczy matematykę i nawet pewnie nadmiarowo, bo uczyłam na wyższej uczelni. Jednak moje wyobrażenie o nauczaniu opierało się jedynie na analizie sposobów pracy moich własnych nauczycieli (nieszczególne dobre doświadczeniem, szczególnie z lekcji matematyki) oraz z tego, co przekazywały wskazówki metodyczne. Niestety, te ogólne wskazówki nie dawały mi informacji – jak nauczać? Mogłam jeszcze podążać za podręcznikiem, w którym co prawda nie było wskazówek metodycznych, ale był przepis, co i kiedy robić. Na szczęście nie korzystałam z tych wskazówek i starałam się sama tworzyć dla moich uczniów program nauczania, podręcznik i dostosowywać metody do ich potrzeb. Doznałam wiele porażek, nie byłam przygotowana do pracy nauczycielki. Towarzyszyła mi jednak stale myśl: doskonalić swój warsztat, zmieniać metody, zastanawiać się: co i dlaczego sprawdza się.
Pamiętam, jak mi brakowało rozmów z innymi nauczycielami. W szkole przeważnie pracowało tylko kilku matematyków i niestety żaden z nich nie chciał rozmawiać o swoim warsztacie pracy. Na samym początku pracy w szkole miałam bardzo trudna klasę, poprosiłam o pomoc innych nauczycieli. Klasa była trudna dla wszystkich, ale nikt się do tego nie przyznawał, oficjalnie to tylko ja sobie nie dawałam rady. Jedna z pań zlitowała się nade mną i postanowiła mi pomóc. Poprowadziła lekcję w tej klasie, a ja obserwowałam. Lekcja była straszna, terror i poniżanie uczniów. Po lekcji wiedziałam na pewno jedno – nigdy w ten sposób.
Marzyłam, aby uczestniczyć w spotkaniach na temat tego, jak uczyć pewnych działów matematyki. Próbowałam o tym dyskutować z matematykami w szkole, ale oni patrzyli zdziwieni na mnie, bo przecież jest podręcznik, a w nim wszystko jest napisane. To bardzo dziwne, ale w całej mojej szkolnej karierze nie znalazłam osób, które chciałyby o tym ze mną rozmawiać. Nie, jednak jedna osobę spotkałam, była to nauczycielka mojego dziecka – matematyczka Alinka, sąsiadka, z którą o nauczaniu tym rozmawiałyśmy. Jednak ona uczyła dzieci młodsze, a ja starsze, więc wymiana doświadczeń była ograniczona. Pomimo tego, do tej pory z przyjaciółką Alinką rozmawiamy na temat nauczania i matematyki. To już ponad ćwierć wieku! I nadal mamy sobie wiele do powiedzenia.
Myślę, że to co mi nie pozwoliło skostnieć, to pokora do zawodu nauczyciela. Zgoda na to, że mi się coś nie udaje, ale też ciągła nadzieja, że uda mi się poprawić. Żałuję bardzo, że na początku nie wiedziałam tego, co teraz wiem. Czasami ze wstydem patrzę na swoje nieudolne próby. O ile łatwiej byłoby uczyć się zawodu nauczyciela wspólnie i wspólnie analizować, co się opłaca, a co nie.
Bardzo trudna jest sytuacja początkującego nauczyciela. Dyrektor i rodzice uważają, że 5-letnie studia przygotowują do zawodu nauczyciela, więc jeśli nauczyciel ma trudności, to jest po prostu niedouczony, a może wręcz nie nadaje się do zawodu. Ma trudności, nie ma co zaprzeczać, bo studia nie przygotowują, nie da się nauczyć pływania w sali wykładowej, potrzeba basenu (własnej długiej praktyki). Patrzy wokół, a tu inni sobie RADZĄ! Albo ukrywają trudności, albo wprowadzają swoje wypróbowane „dyscyplinujące” metody i patrzą na młodego: utonie, czy się utrzyma?
Młody powoli nabiera szlifów, uczy się obserwując innych i… kostnieje. Wypracowuje sobie swoje metody przetrwania, wykonuje zawód nauczyciela. Kiedyś marzył, ze będzie dobrym nauczycielem dla swoich uczniów, że będzie innym niż jego nauczyciele. Miał nadzieje, ale one stygną, zaczyna marzyć o dzwonku na przerwę, wypala się.
Jak widać, są jednak tacy co walczą stale. Myślę o nich, jak ich ze sobą spotkać oraz jak innych wciągnąć w cieszenie się z bycia nauczycielem, w ciągłe poszukiwanie i wprowadzanie zmian.
Zaczęłam pracować, gdy miałam 22 lata, większość mojej pracy to szkoła. Ale nadal nie wiem, jak uczyć z sukcesem i na pewno nie powiem o sobie: jestem dobrą nauczycielką.
A dlaczego Hatti?
„Ważni są nie sami nauczyciele, ale ich sposób myślenia i uznanie przez nich za swoje zadanie ewaluowanie swojej siły oddziaływania na uczenie się. Jak stwierdzam w Visible Learning, kiedy nauczyciele widzą, czy odbywa się uczenie się, w przemyślany i sensowny sposób podejmują działania w celu skorygowania kierunku uczenia się, by umożliwić osiągnięcie różnorodnych, wspólnych, konkretnych i stanowiących wyzwanie celów ” (Hattie, John A. Visible Learning: A Synthesis of Over 800 Meta-Analyses Relating to Achievement. Routledge 2009 s.22-24 tłumaczenie CEO/SUS).
Notka o autorce: Danuta Sterna – matematyczka, pracowniczka naukowo-dydaktyczna Politechniki Warszawskiej (1974-1986), od 1990 roku nauczycielka matematyki w szkołach publicznych i niepublicznych, autorka publikacji dla nauczycieli i materiałów metodycznych, trenerka programu Szkoła Ucząca Się, kierowniczka Akademii SUS prowadzącej szkolenia dla nauczycieli, autorka książki „Ocenianie kształtujące w praktyce”. Niniejszy wpis pochodzi z jej bloga w partnerskiej platformie Edunews.pl – www.osswiata.pl.