Ile naprawdę mogą nas kosztować darmowe podręczniki?

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Wdrażany od zeszłego roku program „darmowych podręczników” jest z pewnością wielką ulgą finansową dla rodziców. Ponieważ jednak w żadnej ekonomii nie ma niczego „darmowego”, zaczęłam się zastanawiać nad ewentualnymi kosztami ukrytymi.

Tegorocznej końcówce roku szkolnego towarzyszył w większości szkół istny festiwal wydawnictw szkolnych, ubiegających się o przyszłych klientów. Nic w tym dziwnego i tak bywało drzewiej, od kiedy po-PRLowskie przemiany zniosły koncepcję „jedynych słusznych” podręczników szkolnych do użytku dziatwy od Bałtyku po gór szczyty. Tegoroczne pląsy reprezentantów charakteryzowały się wszakże szczególną siłą perswazji. Nie dziwota, skoro już nie chodziło o uwiedzenie jednego nauczyciela z potencjalną siłą nabywczą pięćdziesięciu do stu uczniów; stawką są zamówienia dla całych szkół, nierzadko zaś w obszarze wielu przedmiotów, co nosi gdzieniegdzie wdzięczną nazwę „pakietów”.

W sumie też nic strasznego, jak się na pierwszy rzut oka wydaje.

Jest jednak jeszcze drugi rzut. Rodzice raczej nie będą się nim interesować, bo jest oddalony od korzyści bezpośredniej, czyli pieniędzy w kieszeni. Chodzi bowiem o uzyskanie akceptacji MEN-u dla podręcznika, bez której szkoła nie może ubiegać się o refundację. Też logiczne – MEN dysponuje pieniędzmi publicznymi i gdybym stała u steru państwowej nawy też chciałabym mieć jak największą gwarancję, że będą one wydawane mądrze, zapewne tego też chciałby demos, czyli podatnicy. Ale gdy się przyjrzymy procesowi, dostrzeżemy pewien haczyk.

Otóż wyobraźmy sobie, że wydawnictwo X wdraża nowatorskie procedury metodyczne, zgodne chociażby z najnowszymi ustaleniami neurodydaktyki. Podręcznik idzie do recenzji i najprawdopodobniej zostanie odrzucony – właśnie ze względu na owo nowatorstwo. Nie uwłaczając bowiem recenzentom, istnieje zjawisko inercji, tj. – zanim coś pożytecznego się przyjmie, musi upłynąć wiele lat „bezsensownego” (kiedy się patrzy wstecz) oporu. Wystarczy spojrzeć na casus wycieraczek samochodowych czy telefonu.

Indywidualni nauczyciele wdrażają nowatorskie rozwiązania, bo nie grozi im za to odebranie pensji. Ale wydawnictwo, z góry przewidując ryzyko niepomyślnej opinii recenzenckiej, nie może sobie pozwolić na stratę nakładów finansowych na prace nad podręcznikiem. Dotychczas sytuacja była łatwiejsza, bo można było wprowadzać „nowy, rewolucyjny” podręcznik na rynek siłą li tylko promocji wydawniczej (nie mam na myśli opakowania zamówień w dodatkowe profity dla szkół, tylko solidną, żmudną kampanię przedstawiania nauczycielom nowych propozycji). Mógł zainwestować w jakiś podręcznik nauczyciel wbrew powszechnym trendom, na przykład dostrzegając stosowność właśnie wobec swoich uczniów.

Teraz opinia jednego eksperta, czasem niebywale oddalonego od konkretnych klas szkolnych, powoduje, że negatywnie zrecenzowany podręcznik nie wchodzi w pulę refundowanych. Oczywiście można go drukować i rozpowszechniać, ale która szkoła zdecyduje się go wziąć i kazać rodzicom płacić z własnej kieszeni? Spróbujcie argumentu: „to lepszy podręcznik dla Waszych dzieci, więc wydajcie trzysta złotych”.

Co się dziać będzie? Ano, można się spodziewać, że wydawnictwa okopią się na pozycjach podręczników bezpiecznych, przewidywalnych, ortodoksyjnych. I tak trwać to może latami, podczas gdy świat będzie się otwierał na inne metody. I to będą koszty ukryte, których nie da się oszacować, by wnieść stosowną poprawkę do symulacji ekonomicznych.

Bo edukacja siłą rzeczy źle się takim symulacjom poddaje…

Notka o autorce: Zofia Grudzińska jest nauczycielką języka angielskiego w Zespole Szkół nr 3 w Nidzicy w woj. warmińsko-mazurskim.

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Kasia napisał/a komentarz do Rady nietrafione i rady pożyteczne
Dyrektora, a zwłaszcza dyrektorkę, cechuje żądza władzy. Arogancja ze strony dyrektorki w moim liceu...
Jacek Ścibor napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Moim zdaniem i Maciej Sysło i Robert Raczyński mają rację - obie wypowiedzi trafiają w sedno problem...
Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie