Czy w szkole jest miejsce na wolność ucznia i nauczyciela? Jesteśmy przecież tak mocno skrępowani rozwiązaniami systemowymi, wymogami podstawy programowej, brakiem czasu i sprzętu… A może te ograniczenia istnieją głównie w naszych głowach?
Wolność w edukacji jest niewygodna dla systemu pruskiego, w którym wszyscy mają być tylko trybikami w maszynie produkującej konkretny produkt dla państwa. Nie świadomego obywatela, nie błyskotliwego twórcę, nie jednostkę myślącą” – pisze w felietonie na portalu Edunews.pl jego redaktor naczelny Marcin Polak. Ale świat edukacji się zmienia i nie musimy tkwić w takim systemie. Zresztą, czy tak naprawdę (uczniów i nauczycieli, uczących i uczących się) rzeczywiście ogranicza system? Oczywiście, że uciążliwością jest ogrom pracy papierkowej, który spada na nauczyciela. Albo czterdziestopięciominutowe lekcje, w czasie których trudno uczniom przeprowadzić doświadczenia (i jeszcze po nich sprzątnąć). Nierzadko słychać też narzekania na przeładowaną podstawę programową lub brak odpowiedniego wyposażenia pracowni. Można traktować te czynniki jako zniechęcające przejawy ograniczenia wolności nauczyciela, ale można też przyjąć, że są to ramy, w których trzeba się obracać lub pewne punkty odniesienia, które należy uwzględnić w swojej pracy. A potem? Robić swoje, w sposób, do którego ma się przekonanie.
Co nas naprawdę zniewala?
Podczas sesji „Wolność w edukacji” zorganizowanej w ramach konferencji Pokazać-Przekazać 2016 uczestnicy dyskusji jako rzeczywiste ograniczenie wolności wskazali raczej to, co mamy w głowach, niż cechy systemu. Przy czym dotyczy to głów wszystkich uczestników procesu. Uczniów, którzy już po pierwszych latach w szkole skupiają się na walce o punkty na testach i wysokie średnie na świadectwie. Rodziców, którzy chcieliby dla swoich dzieci nauczyciela-pasjonata, ale jednocześnie dla zaspokojenia własnego poczucia bezpieczeństwa i kontroli nie wyobrażają sobie szkoły bez stopni i grzecznego wędrowania od pierwszej do ostatniej strony podręcznika. Zarządzających szkołą i ją nadzorujących, którzy nie mają nic przeciwko innowacyjności na lekcjach, o ile oczywiście nie generuje to dodatkowych kosztów i nie zabiera czasu. Wreszcie samych nauczycieli, którzy często boją się podejmować ryzyko w obawie przed niepowodzeniem, znajdują się pod presją grupy (pokój nauczycielski, lokalna społeczność – zwłaszcza w małych miejscowościach), a poza tym – w toku przygotowywania do zawodu wcale nie są uczeni wolności w działaniu.
Zniewoleni i zafoliowani
Na to, gdzie są rzeczywiste ograniczenia, wskazują także wyniki projektu „Nowa pracownia przyrody” zrealizowanego przez Centrum Nauki Kopernik. W ramach tego przedsięwzięcia opracowano rekomendacje dotyczące sposobu prowadzenia lekcji przyrody w szkole podstawowej, wraz z listą zalecanego wyposażenia pracowni. Następnie w grupie szkół przeprowadzono pilotaż, wysyłając do nich rekomendowany sprzęt, sugestie metodyczne i scenariusze zajęć doświadczalnych. Oraz… obserwatorów Kopernika, którzy przyglądali się, jak są one wykorzystywane na lekcjach. Wyniki ukazały pełną różnorodność postaw nauczycieli. Badacze trafili zarówno na takich, którzy zaczęli robić proponowane doświadczenia, nie czekając na dostawę aparatury edukacyjnej, jak i na takich, którzy kilka miesięcy po otrzymaniu przesyłki nie rozwinęli nawet paczki z folii, żeby uczniowie nie zepsuli urządzeń. „Niekomfortowe warunki pracy, brak pomocy dydaktycznych i konieczność nadążenia za programem nauczania to czynniki wtórne wobec tych o charakterze wewnętrznym. Utrudniają one pracę nauczycielom realizującym »otwarty« model nauczania, ale nie są barierą nie do pokonania. Z drugiej strony, dla przyrodników opierających się na dyscyplinie i mierzalnych wynikach mogą być niekiedy wygodnym uzasadnieniem nieobecności doświadczeń na lekcji” – czytamy w raporcie podsumowującym badania Kopernika.
Szkoła podgląda naukę
Nie jesteśmy stworzeni do zmian, większość z nich jest dla nas trudna. Zwłaszcza jeśli chcemy zmieniać własne lub czyjeś postawy wobec świata i sposób działania. Inspiracją i wsparciem może być wówczas dobry przykład – a dla edukacji naturalnym polem do jego poszukiwania może być nauka. Dziedzina, która dostarcza edukacji wiarygodnej wiedzy o świecie, uczestnikach procesu edukacji i ich relacjach. Ale czy może być też źródłem metod i wartości? Zdecydowanie! I nie chodzi tu jedynie o często przywoływaną metodę naukową. Niezwykle cenną właściwością, którą można by przeszczepić ze świata nauki do edukacji, jest przyzwolenie na niepowodzenie. Prawidłowe przepracowanie negatywnego wyniku może być równie rozwijające co sukces. A czasem nawet bardziej! Bardzo cenne byłoby również poluzowanie ograniczającego, sztywnego podziału na dyscypliny i szukanie wspólnie z uczniami odpowiedzi na pytania tam, gdzie one zazwyczaj są – między dziedzinami. W nauce już od dawna normą są projekty interdyscyplinarne.
Wolność dochodzenia do celu
A skoro o projektach mowa – to kolejny element wart przeniesienia ze świata badań naukowych do edukacji: konsekwentnie stosowana metoda projektowa. Podejście, w którym definiujemy cel, zasoby przeznaczone na jego osiągnięcie i czas, ale dajemy sobie wolność w doborze sposobu na osiągnięcie tego celu. Miło byłoby też, wzorem nauki, uwolnić edukację od przywiązania do miejsca (a dokładniej: do budynku szkoły). Naukę uprawia się tam, gdzie jest przedmiot badania. Jakże wspaniale, wydajnie i z entuzjazmem można się uczyć poza klasą! Nie poprzestawajmy na pierwszej odpowiedzi, szukajmy dalej. Pytajmy „co by było gdyby?”, wzmacniajmy u siebie wątpiącą funkcję myślenia.
Jedną z największych rewolucji, jakie mogłyby pod wpływem nauki wydarzyć się w edukacji (szkolnej), byłoby jednak przejęcie właściwej naukowcom postawy nieustającego niedowierzania i kwestionowania wyników. Koniec z prezentowaniem wiedzy jako pewnej, ostatecznej, wykutej na kamiennych tablicach! Mamy wynik? Podejdźmy do niego z nieufnością.
Granice wolności?
Jeśli z powyższego akapitu powiało skrajnym liberalizmem edukacyjnym, a może nawet anarchią – uspokajamy. W edukacji przydają się pewne ramy. Dają poczucie bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom procesu. Pomagają odnaleźć wspólny mianownik, ułatwiają wzajemne zrozumienie i współpracę członkom społeczności. Umiejętność definiowania ram jest też kluczowa dla zaplanowania i skutecznego przeprowadzenia dowolnego projektu. Jednak musimy utrzymywać aktywną postawę wobec ograniczeń, nie dawać się im zniewolić. To wyzwanie, które stoi przede wszystkim przed nauczycielem – to w jego rękach jest klucz do otwarcia drzwi ograniczających jego samego i uczniów.
Edukatorowi, który nie uporał się z własnymi ograniczeniami, trudno będzie pomóc uczniom w rozwinięciu skrzydeł i przekroczeniu ich własnych granic. Jest o co walczyć: dobra edukacja pozwala nam na dokonywanie świadomych wyborów i branie za nie odpowiedzialności. A to właśnie sprawia, że człowiek jest rzeczywiście wolny.
Tekst powstał na bazie rezultatów sesji panelowej „Wolność w edukacji” konferencji Pokazać-Przekazać 2016, podczas której panelistami-opiekunami grup dyskusyjnych byli: dr Jakub Bochiński, dr Ilona Iłowiecka-Tańska, Barbara Pieronkiewicz, Andrzej Stefański i dr Joanna Stocka.
Piotr Kossobudzki – Dziennikarz naukowy i ekspert ds. edukacji pozaformalnej, konsultant muzeów i centrów nauki. Ekspert w projekcie „Nowa pracownia przyrody”. Obecnie pracuje w agencji Science PR.
Niniejszy artykuł ukazał się w publikacji pokonferencyjej "Pokazać - Przekazać 2016", która dostępna jest na stronie www.kopernik.org.pl. Publikacja pokonferencyjna wydana przez Centrum Nauki Kopernik - redaktor prowadzący Patrycja Strzetelska (CNK), redakcja i korekta Ewa Szymczak, projekt graficzny Maria Szyprzak (CNK). 10 Konferencja "Pokazać - Przekazać", zorganizowana przez Centrum Nauki Kopernik, odbyła się w dniach 26-27.08.2016 r. Edunews.pl był patronem medialnym tego edukacyjnego wydarzenia.