Od kilku lat jako rodzic obserwuje, jak szkoły publiczne realizują swój… nazwijmy to tak: „obowiązek szkolny”. I muszę powiedzieć, że z roku na rok, coraz mniej jest tej nauki w szkole. Świąt i dni wolnych od nauki jest za to coraz więcej. Jak się ułożą odpowiednio, to dzieci mają „ferie” kilka razy w roku szkolnym… Zawsze znajdzie się w szkole jakiś dobry powód do tego, aby zajęć nie było. Dzieci starsze i młodsze oczywiście cieszą się z zawsze takiego obrotu sprawy, ale…
W ostatnim tygodniu zajęć szkolnych przed wakacjami następuje zazwyczaj kulminacja nic-nie-robienia. Dzieciom mniej zależy na czymkolwiek, bo przecież oceny już znane. Nauczyciele i dyrektorzy mają tyle ważnych spraw na głowie (w związku z zakończeniem roku i rekrutacją), że najchętniej nie widzieliby dzieci w szkole (a jeszcze trzeba przecież wypełnić papierki i tabelki dla ministra, kuratora i naczelników wydziałów edukacji…). No więc odwiedzają dzieci szkołę i marnują swój czas…
„Od lat nikt nie jest w stanie wyegzekwować od nauczycieli i dyrektorów szkół publicznych tego, by w ostatnim tygodniu roku szkolnego miała w tych placówkach miejsce prawdziwa i rzetelna edukacja. To jest wprost skandaliczne i demoralizujące, że nauczyciele, także szkół prywatnych, lekceważą swoje obowiązki zawodowe nie prowadząc w tym tygodniu już żadnych zajęć dydaktycznych. Takiego poziomu nierzetelności pedagogicznej, nieuczciwości wobec dzieci i młodzieży nie powinno się tolerować.” – napisał w swoim blogu prof. Bogusław Śliwerski (Najgorszy tydzień szkolnej edukacji). Trudno się z tym nie zgodzić. Na pewno nie wszystkie szkoły tak postępują – ale z osobistego doświadczenia znam takie, które pasują do tego modelu.
Pisaliśmy już jakiś czas temu, że ostatnie tygodnie szkolne stwarzają możliwość do realizacji w szkołach wielu innowacyjnych i rzeczywiście angażujących uczniów działań edukacyjnych i projektów. Trzeba je oczywiście nieco wcześniej zaplanować - mamy do dyspozycji wiele ciekawych propozycji (zobacz przykładowe inspiracje). To prawda - szkoła wszystkich przygniata swoim ciężarem – nauczycieli papierkami, których wymagają biurokraci z różnych urzędów z namaszczeniem obserwujący tzw. rozwój oświaty. Uczniów – ilością materiału „do przerobienia”, często także i nudą standardowych zadań, które trzeba rozwiązać i oczywiście rutyną metod nauczania stosowanych od czasów króla Ćwieczka. Ale warto pomyśleć o jakości zajęć, nawet kiedy pachnie już wakacjami…
Pomysł skrócenia roku szkolnego o tydzień nie ma sensu – warto się wycofać z tych praktyk, ponieważ efektywnego czasu nauki jest coraz mniej. Nie sposób zdążyć z tzw. realizacją podstawy programowej, albo realizuje się zajęcia „po łebkach”, zrzucając obowiązek „doczytania” na dzieci. Wiedzą dziś coś na ten temat zwłaszcza dzieci w klasach siódmych SP.
Spraw, które wymagają przewartościowania i ułożenia na nowo jest w polskiej szkole całkiem sporo. Do wielu istniejących zaniedbań dołożyła się także tzw. „dobra zmiana”, bo ta nie do końca przemyślana reforma pogłębiła tylko niektóre negatywne zjawiska w szkole. Organizacja roku szkolnego jest jedną z wielu spraw, które warto byłoby przedyskutować i zaproponować nowe podejście.
Oczywiście dziś już świadectwa rozdane, dzieci na wakacjach... Więc teraz temat ten nie ma żadnego znaczenia… Ale za rok prawdopodobnie będzie tak samo! Spróbujmy coś zmienić.
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Jest również członkiem grupy Superbelfrzy RP).