Podręczniki i programy nauki infomatyki z 1996 roku można już wyrzucić do kosza albo oddać do antykwariatu. Postęp w dziedzinie komputerów jest na tyle szybki, że dydaktyka staje przed nim niemal bezradna. Czego bowiem uczyć: archaicznej informatycznej teorii czy praktycznego wykorzystania kilku popularnych programów komputerowych?
Komputer to też medium. Na początku lat 90-tych minionego stulecia nikt nie przypuszczał, że tak się stanie. Internet - będący początkowo eksperymentem - osiągnął status równy innym mediom masowym jak radio czy telewizja. Komputer początkowo służył w zasadzie do gier i zabawy i pisania prostych programów. Wraz z postępem technologicznym dostrzeżono w nim narzędzie o funkcjach nieco rozbudowanej maszyny do pisania, udoskonalonego kalkulatora czy kartoteki.
Współcześnie osiągnął pozycję urządzenia niezbędnego w pracy, nauczaniu czy prowadzeniu firmy. Za sprawą Internetu wymiana informacji przybrała skalę globalną, a jedynym warunkiem udziału w niej jest komputer z dostępem do sieci i prosta umiejętność klikania. Wiedza o jego budowie, językach programowania znacznie przekracza możliwości poznawcze studentów - a co dopiero uczniów - informatyki. W szkole dotąd mieliśmy wszechstronnego "pana od komputerów". Obecny stan rozwoju informatyki pozwala jedynie na pewną specjalizację komputerową i wybór określonego zawodu informatycznego: grafik komputerowy, projektant stron www, programista w C++ lub Delphi, administrator sieci komputerowych itp.
Współcześnie osiągnął pozycję urządzenia niezbędnego w pracy, nauczaniu czy prowadzeniu firmy. Za sprawą Internetu wymiana informacji przybrała skalę globalną, a jedynym warunkiem udziału w niej jest komputer z dostępem do sieci i prosta umiejętność klikania. Wiedza o jego budowie, językach programowania znacznie przekracza możliwości poznawcze studentów - a co dopiero uczniów - informatyki. W szkole dotąd mieliśmy wszechstronnego "pana od komputerów". Obecny stan rozwoju informatyki pozwala jedynie na pewną specjalizację komputerową i wybór określonego zawodu informatycznego: grafik komputerowy, projektant stron www, programista w C++ lub Delphi, administrator sieci komputerowych itp.
Informatyka na miarę...XX wieku
Dotąd mieliśmy - i o zgrozo nadal mamy - szkolny przedmiot informatyka. Przeglądam podręcznik Z. Nowakowskiego i W. Sikorskiego "Informatyka bez tajemnic" z 1996 roku, z którego uczyłem się do ustnej matury z tego modnego wówczas przedmiotu. Potrafiliśmy programować w językach, o których dzisiaj niewielu pamięta (Basic, Turbo Pascal). Pisaliśmy algorytmy zamieniające kod dwójkowy na dziesiętny. Uczyliśmy się systemu MS Dos i pracy w edytorze tekstów Tag 2.03. Tymczasem kiedy ostatnio szukałem do pewnego niezbyt nowoczesnego komputera oprogramowania firmy Microsoft z pierwszej połowy lat 90-tych koledzy informatycy pukali się w czoło: "stary, nikt tego nie używa, zdaje się że nawet sam Microsoft tego już nie sprzedaje". Mowa o Word 6.0 - popularnego w czasach mojej matury edytora tekstu, do którego podręczniki nadal można nabyć w księgarniach lub wypożyczyć w bibliotece w dziale nowości. Moja informatyczna matura w 1996 roku dała mi spory zasób historycznej wiedzy o komputerach i otworzyła na nowe, nieśnione wówczas możliwości - telewizja w komputerze, sieć o skali globalnej itp. Zaczynając szkołę średnią w 1992 roku miałem do dyspozycji stare polskie komputery Mazovia, świecące na pomarańczowo monitory, miekkie dyskietki 5,25 cala bez twardych dysków. Kończąc edukację informatyczną profesor pokazał mi moją pierwszą w życiu stronę www, której ściąganie przez modem trwało wówczas dobre 5 minut. Tak więc rzeczywistość wyprzedziła i wyprzedza dydaktykę.
Jako informatyczny dinozaur obawiam się, że współczesne pokolenia rozpoczynające edukację gimnazjalną czeka przy maturze równe rozczarowanie, a 8 lat po niej podobnie jak ja zostaną narażeni na uśmiechy młodszych, zaawansowanych informatycznie kolegów.
Zajęcia dopasowane do potrzeb ucznia
Informatyka - taką jaką poznałem - nie ma w szkole żadnego sensu i racji bytu. Jeśli już bronić ją jako przedmiot nauczania, to na pewno nie w obecnej postaci nauczania o wszystkim i o niczym. Uczniom o profilu matematyczno-fizycznym można zorganizować zajęcia z programowania w konkretnym języku. W szkołach technicznych warto wprowadzić przedmiot poświęcony budowie i składaniu komputerów połączony z wiedzą o zarządzania sieciami. Klasom artystycznym zaproponować grafikę komputerową i projektowanie stron www. W każdym razie nie wszystko w jednym. Dlaczego? Bo świat zmierza w stronę wąskich specjalizacji. W tym kontekście ogólne informatyczne kształcenie robi uczniom jedynie krzywdę. Wybór szkoły i profilu jest już przecież podjęciem decyzji o specjalizacji. Tejże właśnie będzie potem wymagał pracodawca oczekując na pytanie "co umiesz robić?" odpowiedzi precyzyjnej: "umiem tworzyć strony, składać komputery itp", a nie w stylu: "interesowałem się i uczyłem informatyki od gimnazjum".
Humanistom w zupełności wystarczy edukacja informatyczna jako część pedagogiki medialnej, przyuczająca ich do korzystania z zasobów internetowych, do pracy z popularnymi aplikacjami pakietów typu Office (ang. biuro), ewentualnie uczyć konstrukcji najprostszych stron www pisanych w html, co się bardzo przydaje. Tu powstaje delikatny problem na styku marketing-edukacja. Szkolne przyuczenie informatyczne w zasadzie dotyczy oprogramowania jednej, dominującej na rynku komputerowym firmy, mianowice Microsoftu. Bill Gates, jej twórca i najbogatszy człowiek świata, decyduje zasadniczo o kształcie pracy współczesnego biura. Edukacja informatyczna w liceum czy na studiach humanistycznych - przygotowująca de facto do pracy biurowej - jest w zasadzie wprowadzeniem do aplikacji tej jednej firmy. Dobry uczeń i student nie tylko wiedzą czym jest Windows, Word, Excel, Power Point czy Access, ale zdają sobie sprawę, że bez umiejętności korzystania z tychże wykluczają się dobrowolnie z rynku pracy na którym powszechnym wymogiem jest znajomość obsługi komputera. Te programy są rzeczywiście dobre, a przez to zapewne tak popularne, ale - o czym warto pamiętać - nie jedyne. Tak jednak marketingowo wypromowane i technicznie dopracowane, że nauka innych zdaje się nie mieć sensu.
Humanistom w zupełności wystarczy edukacja informatyczna jako część pedagogiki medialnej, przyuczająca ich do korzystania z zasobów internetowych, do pracy z popularnymi aplikacjami pakietów typu Office (ang. biuro), ewentualnie uczyć konstrukcji najprostszych stron www pisanych w html, co się bardzo przydaje. Tu powstaje delikatny problem na styku marketing-edukacja. Szkolne przyuczenie informatyczne w zasadzie dotyczy oprogramowania jednej, dominującej na rynku komputerowym firmy, mianowice Microsoftu. Bill Gates, jej twórca i najbogatszy człowiek świata, decyduje zasadniczo o kształcie pracy współczesnego biura. Edukacja informatyczna w liceum czy na studiach humanistycznych - przygotowująca de facto do pracy biurowej - jest w zasadzie wprowadzeniem do aplikacji tej jednej firmy. Dobry uczeń i student nie tylko wiedzą czym jest Windows, Word, Excel, Power Point czy Access, ale zdają sobie sprawę, że bez umiejętności korzystania z tychże wykluczają się dobrowolnie z rynku pracy na którym powszechnym wymogiem jest znajomość obsługi komputera. Te programy są rzeczywiście dobre, a przez to zapewne tak popularne, ale - o czym warto pamiętać - nie jedyne. Tak jednak marketingowo wypromowane i technicznie dopracowane, że nauka innych zdaje się nie mieć sensu.
Współczesny rozwój komputera jako medium i źródła wiedzy staje również jako wyzwanie dla nauczycieli nie-informatyków. Wygłoszono tak wiele postulatów o wykorzystanie Internetu w pracy dydaktycznej, że słusznie poloniści, chemicy i historycy główkują jak tu urozmaicić tradycyjny wykład. Edukacja informatyczna najpierw powinna być skierowana do nauczycieli, żeby później mogli dzielić się zdobytą wiedzą ze swoimi uczniami. Pierwszy krok tej edukacji to zdefiniowanie: do czego tobie potrzebny komputer? Ja na to pytanie odpowiedziałem sobie prosto i jasno: do pisania i wyszukiwania informacji - toteż pracuję w domu na dwóch zaawansowanych "maszynach do pisania" o nieco historycznej konfiguracji, z Internetu zaś korzystam w pracy. Powiedzmy, że historyk stwierdza, że warto by nie tylko o internetowe materiały tekstowe, ale także wydawnictwa multimedialne, filmy historyczne, interaktywne quizy i testy. Powiedzmy, że nauczyciel chemii chciałby ściągnąć darmowy program symulujący reakcje cząsteczek czy kraking ropy naftowej. Fizyk może zażyczyć sobie multimedialnej ilustracji zadań z mechaniki, biolog - wirtualnej mapy ludzkiego organizmu, geograf - mapy świata itp. Dziś możliwości techniczne i postęp oprogramowania pozwala na takie ilustracje. Moim osobistym marzeniem jest wyposażenie szkolnych klas i sal uniwersyteckich w rzutniki multimedialne i możliwość taniego zakupu notebooków przez nauczycieli. Ich prelekcja opracowana w formie audiowizualnej - choćby we wspomnianym przeze mnie programie Power Point z zastrzeżeniem, że to nie jedyna taka aplikacja - urozmaicona o symulacje i wizualne ilustracje znacznie wzbogaci przekaz wiedzy. Dotąd takowe środki stosują bogate firmy podczas szkoleń dla swoich pracowników. Optymistycznie zakładając minie jeszcze ze 20 lat zanim upowszechnią się w dydaktyce.
Sztuka poszukiwania wiedzy
Nauczyciel chcąc być atrakcyjny ze swoim przekazem powinien otworzyć się na te dydaktyczne nowości pamiętając że w pedagogice ważniejszy od środków jest cel. Edukacja informatyczna - tak w jego przypadku jak i uczniów - jest w zasadzie sztuką poszukiwania wiedzy, jej tekstowego przetwarzania i audiowizualnej prezentacji. We współczesnej szkole nauka tej sztuki winna być przedmiotem obowiązkowym bądź na początku przybrać przynajmniej postać bibliotecznego szkolenia. Edukacja informatyczna to również pomysł na projekty dydaktyczne realizowane wespół z uczniami. Myślę tu o profilach matematyczno-fizycznych dla których warto pozostawić naukę programowania, niezależnie od powszechnie wprowadzonego przedmiotu czy szkolenia z edukacji informatycznej. Uczniowie-programiści realizują wespół z nauczycielem programowania i np. chemii program wizualizacji reakcji chemicznych, do bezpłatnego wykorzystania przez szkołę. Uczą się sami i przyczyniają się do poprawy dydaktyki innych. Ich program - choć pozostaje własnością szkoły - wpisują do osobistego portfolio, cennego zbioru dokonań. Takowy powinien być brany pod uwagę przy staraniu się o indeks na kierunkach informatycznych. Inne projekty to współtworzenie szkolnej encyklopedii z dowolnie wybranej dziedziny, edukacyjnej witryny www, czy multimedialnych referatów i prezentacji.
Na co komu informatyka? Wiedza o programach, których niebawem nikt nie będzie używać, niepraktyczne nauczanie o wszystkim co ma związek z komputerami? Miast niej lepiej wprowadzić różne przedmioty informatycznie. Wśród nich jeden ogólny, nie tylko dla uprzywilejowanych klas matematyczno-fizycznych.
Notka o autorze: Dr Piotr Drzewiecki, adiunkt w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Dziennikarz, specjalista ds. edukacji medialnej. Prowadzi internetowy serwis o wychowaniu do mediów Press Cafe.
Na co komu informatyka? Wiedza o programach, których niebawem nikt nie będzie używać, niepraktyczne nauczanie o wszystkim co ma związek z komputerami? Miast niej lepiej wprowadzić różne przedmioty informatycznie. Wśród nich jeden ogólny, nie tylko dla uprzywilejowanych klas matematyczno-fizycznych.
Notka o autorze: Dr Piotr Drzewiecki, adiunkt w Instytucie Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Dziennikarz, specjalista ds. edukacji medialnej. Prowadzi internetowy serwis o wychowaniu do mediów Press Cafe.