Informacja, którą łatwo można przeoczyć - od 15 listopada trwają konsultacje projektu rozporządzenia w sprawie ramowych planów nauczania[1]. W trybie ekspresowym, bo przecież koniecznie trzeba zdążyć na rok przed zapowiadaną reformą, czyli do najbliższego września. Zmiany w tzw. "ramówce" chwilowo nie są rewolucyjne, bo dotyczą głównie wprowadzenia nowych przedmiotów: edukacji zdrowotnej i edukacji obywatelskiej.
Edukacja zdrowotna ma podnieść świadomość zdrowotną młodych ludzi, zwiększyć ich kompetencje w tej sferze i ulżyć ciężkiej doli młodego człowieka w dzisiejszym, tak skomplikowanym świecie. Intencja słuszna, godna poparcia. Wykonanie... nie.
Nowy przedmiot postanowiono wprowadzić m.in. od 4. do 8. klasy szkoły podstawowej, w wymiarze jednej godziny tygodniowo. A zatem, we wszystkich tych klasach tygodniowy wymiar zajęć wzrośnie o tę jedną godzinę. Będzie zdrowiej?!
Oczywiście sięgam myślą dwóch ważnych okoliczności. Po pierwsze, planuje się zmniejszyć liczbę godzin religii/etyki do jednej tygodniowo. Po drugie, zlikwidowany zostanie przedmiot wychowanie do życia w rodzinie (WDŻ) o wymiarze (przeciętnie) pół godziny tygodniowo. Czyli może będzie jednak oszczędność czasu? Niestety, tylko dla nielicznych.
Zarówno religia/etyka, jak WDŻ są przedmiotami nieobowiązkowymi. Na te pierwsze zajęcia uczęszcza wciąż spora, ale cały czas malejąca liczba uczniów, czego przyczyną jest zarówno ogólny spadek religijności, jak chęć skrócenia czasu przebywania w szkole. W zajęciach WDŻ bierze udział jeszcze mniej uczniów, bo przedmiot jest mocno nacechowany ideologicznie, a kolejna możliwa do zaoszczędzenia godzina pobytu w szkole też jest mile widziana. W istocie więc, wprowadzenie obowiązkowej jednej w tygodniu godziny edukacji zdrowotnej, wszystkim uczniom niechodzącym na religię/etykę i WDŻ wydłuży czas zajęć szkolnych. Zyska (mniej więcej pół godziny) tylko ta nieliczna grupa, która dotąd uczęszczała zarówno na religię/etykę jak na WDŻ.
Dociążymy rzeszę młodych ludzi, żeby mogli stać się zdrowsi. A przecież wystarczyłoby wstrzymać się z reformatorską bieżączką do i tak koniecznej weryfikacji ramowych planów nauczania, związanej ze zmianami programowymi planowanymi na rok 2026… Tymczasem edukacja zdrowotna uruchomiona już w roku 2025 zagwarantuje nam nie tylko organizacyjne zamieszanie, związane ze znalezieniem nauczycieli zdolnych uczyć tego bardzo ambitnego w założeniu przedmiotu, ale także dodatkowe obciążenie wielu uczniów.
Ciekawostką projektu jest adnotacja, że lekcje tego przedmiotu w klasie ósmej mają trwać tylko do stycznia. Konia z rzędem temu, kto odgadnie, czy przewidzianą w tabeli na cały rok godzinę należy podwoić w pierwszej części roku szkolnego, czy przez pół roku poprowadzić zajęcia jednogodzinne. Pozostając w nadziei, że kwestia zostanie uściślona w wyniku konsultacji społecznych, tak czy inaczej, już dzisiaj dyrektorzy szkół podstawowych mogą cieszyć się perspektywą przydzielania godzin (nieznanym jeszcze) nauczycielom nowego przedmiotu na część roku szkolnego, co pociągnie za sobą konieczność stosowania tzw. zrównań do ich pensum dydaktycznego, zaś na osobach układających plan lekcji wymusi tworzenie nowej wersji planu zajęć ósmoklasistów na drugą połowę roku, bez lekcji edukacji zdrowotnej. Nie ma w tym kraju niczego tańszego dla decydentów, niż czas poświęcany wdrażaniu ich pomysłów przez dyrektorów placówek oświatowych i nauczycieli.
Takie oto szykuje się wejście smoka nowego przedmiotu do szkoły. Szkoda, że z powodu niecierpliwości politycznych decydentów wejdzie on razem z futryną...
[1] Zob. https://legislacja.gov.pl/docs/579/12391554/13094213/13094218/dokument692518.pdf
Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.