Szkoła powinna być fantastyczną przygodą (1)

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
debaty edukacyjnePoczątek roku szkolnego i zmiany w systemie oświaty, jakie właśnie wchodzą w życie, są dobrym momentem na rozmowę o kierunkach rozwoju polskiej szkoły. Jaka powinna ona być, aby byli z niej zadowoleni najmłodsi uczniowie? Z Dorotą Zawadzką, pedagogiem i psychologiem rozwojowym, rozmawia Agnieszka Mączyńska-Dilis z miesięcznika O szkole.
AMD: W polskich szkołach wiele się zmieni od nowego roku. Jedną z nowości jest to, że w szkolnych murach pojawią się sześcioletni uczniowie. Wokół tematu obniżenia wieku szkolnego pojawiło się wiele kontrowersji. Rodzice początkowo odżegnywali się od tego pomysłu, jednak niektórzy z nich zmieniali decyzje, gdy dowiadywali się, że ich dzieci pozostawione w przedszkolu nie będą uczyły się czytania ani pisania. Jakie jest Pani zdanie na temat obniżenia wieku szkolnego?
 
DZ: Zacznę może od wspomnianych przez panią reakcji rodziców. Moim zdaniem, celem przedszkola nie jest i nigdy nie było to, żeby dzieci wychodziły stamtąd z umiejętnością pisania, czytania i liczenia. Inną sprawą są natomiast wymagania rodziców i ambicje nauczycieli i dyrektorów przedszkoli. To one sprawiały, że dzieci w przedszkolu, sześcio-, a nawet pięcioletnie, były poddawane edukacji szkolnej. Dziś robi się wielki problem z tego, że dzieci w przedszkolu nie będą mogły w ogóle dotykać liter. Z jednej strony mówi się, że dzieci nic nie będą tam robić, przez co się uwstecznią, z drugiej, że pójście do szkoły to koniec dzieciństwa. Do tego dochodzi fakt, że nikt tak naprawdę dobrze nie wytłumaczył społeczeństwu, o co chodzi w reformie oświaty. Ja np. uważam, że powinno się ją zacząć od zmiany sposobu kształcenia nauczycieli, bo to jest najważniejszy problem.
 
Jeśli natomiast chodzi o obniżenie wieku szkolnego, to na pewno nie zgadzam się z opiniami, że pójście do szkoły jest końcem dzieciństwa. Szkoła nie tylko nie musi być końcem dzieciństwa, ale może być początkiem nowej przygody, czegoś nowego, absolutnie fantastycznego – i tak należy do tego podchodzić. Na wspomniane podejście nakłada się jednak sporo czynników: lęki niektórych rodziców, ich własne złe doświadczenia szkolne, brak wiedzy, o co naprawdę chodzi w reformie oświaty, obawy, że klasy będą zbyt liczne, że ich dziecko nie będzie traktowane indywidualnie i wiele innych...
 
AMD: A same sześciolatki? Czy są gotowe do podjęcia tego wyzwania, a może, używając Pani słów, do uczestnictwa w tej przygodzie?
 
DZ: Aby powiedzieć, czy sześciolatek jest gotowy do podjęcia nauki szkolnej, musiałabym każdemu przeprowadzić badanie dojrzałości szkolnej i dopiero mogłabym rozstrzygnąć tę kwestię. Na pewno są sześciolatki, które do podjęcia tego obowiązku są gotowe, tak samo jak są całkowicie niegotowe siedmiolatki. Oczywiście, reforma nie może powodować, że do szkoły trafią dzieci, które nie są dojrzałe do podjęcia obowiązku szkolnego. Ponadto jako psycholog zdaję sobie sprawę, że między sześciolatkiem a siedmiolatkiem jest ogromna różnica, jeżeli chodzi o rozwój społeczny, intelektualny, poznawczy. Ale tak naprawdę, na to pytanie trudno odpowiedzieć, bo sześciolatek może być zarówno gotowy, jak i niegotowy. Na to się składa wiele czynników, i przygotowanie przedszkolne, i wychowanie, i atmosfera panująca w domu.
 
AMD: Szkoła po reformie ma się bardzo zmienić...
 
DZ: Oczywiście, szkoła zmienia się cały czas. Inaczej wyglądała za moich czasów, inaczej gdy do niej chodzili moi synowie, inaczej teraz. Są inne podręczniki, inne pomoce, inna filozofia, inny program. Zmienił się stosunek nauczyciela do ucznia. Zmieniła się też wiedza, z jaką dzieci rozpoczynają naukę. Dawną szkołę od dzisiejszej dzielą lata świetlne! Mimo to uważam, że polska szkoła jako instytucja nie jest do końca przygotowana do reformy. Jeśli już mówimy o sześciolatkach, to popatrzmy, jak to wygląda. Szkoły się przebudowują, remontują, tak aby były osobne wejścia, stawia się szafki, wykonuje się inne, pozorne ruchy. Przede wszystkim to jednak nauczyciele będą musieli inaczej pracować. Czy wszyscy są do tego przygotowani? Mam wrażenie, że niektórzy nauczyciele są dosyć kostyczni i pracują swoimi sprawdzonymi metodami, które jednak niekoniecznie muszą się sprawdzić z tymi młodszymi dziećmi.
 
Często jestem świadkiem obaw nauczycieli, że “dzieci się do ich metod nie przystosują”, a przecież to nie dziecko musi się w tej sytuacji dostosować do już istniejących ram, tylko nauczyciel zmienić metody. Wiem, że to jest możliwe, bo sama znam wielu nauczycieli, którzy sobie świetnie radzą, zmieniają metody pracy w zależności od potrzeb grupy, z którą akurat mają pracować. Jeśli są to dzieci młodsze, trzeba pracować inaczej, wolniej, z większą cierpliwością i uwagą. Podstawa programowa wychowania przedszkolnego i nauczania początkowego po to zresztą została zmieniona, żeby można było na niej pracować wolniej. I to nie wprowadzanie literek jest najważniejsze. Moim zdaniem konieczna jest zmiana filozofii uczenia, tak aby udało się wrócić do zapomnianej relacji mistrz-uczeń. Nauczyciel jako mistrz, wprowadza dzieci w nowy, fascynujący świat, opowiada im o różnych rzeczach, a dzieci z ust mu spijają słowa. A u nas ciągle panuje sztampa i kolejność: literka, ćwiczenie, praca domowa. Nie na tym szkoła ma polegać. I myślę, że ta reforma w takim właśnie kierunku miała iść.

AMD: Wspomniała Pani o potrzebie zmiany sposobu kształcenia nauczycieli...
 
DZ: Tak naprawdę, od tego powinna zaczynać się reforma. Nasza kadra z jednej strony jest dobrze przygotowana pod względem merytorycznym, ale to nie wszystko. Często spotykam się z nauczycielami i zadaję im pytania, np. co robią dla własnego, indywidualnego rozwoju. Na pytanie, kto w ostatnim miesiącu był w kinie, teatrze (i nie mam na myśli wycieczki z uczniami), kto przeczytał książkę (także książkę dla dzieci, ale taką nowo wydaną), wcale nie podnosi się las rąk. Przykładowo, na trzysta osób zgłasza się około trzydziestu. Tymczasem nauczyciel musi być ciekawy – i to na dwa sposoby. Ciekawy świata i ciekawy jako człowiek. Jeżeli nauczycielka nie wie, co fascynuje dzieci w wieku lat siedmiu, bo szkoda jej czasu, żeby obejrzeć, głupie jej zdaniem, kreskówki albo zajrzeć do internetu, żeby zobaczyć, w jakie gry dzieci grają, to nie porozumie się z uczniami. Niestety, wielu nauczycieli pracuje na konspektach lekcji zrobionych dwadzieścia lat temu. Nie czytają tego, co dzieci, nie wiedzą wiele o ich świecie, zainteresowaniach. I to jest moim zdaniem dramat polskiej oświaty.
 
Oczywiście, jest cała masa naprawdę fantastycznych, twórczych, otwartych, elastycznych nauczycieli, ale i tak ciągle za mało. Bo powiedzmy sobie szczerze, żeby z pełną świadomością zdecydować się na zostanie nauczycielem, trzeba być po trosze wariatem. My wybieramy ten zawód – bo sama kiedyś dokonałam takiego wyboru – wiedząc, że będzie trudny, że nie zrobimy na tym majątku, że będziemy musieli często poświęcać swój prywatny czas i że spocznie na nas wielka odpowiedzialność. I do zawodu powinni trafiać ludzie, którzy są tego świadomi i mimo to dokonali takiego wyboru.
 
AMD: Co jest Pani zdaniem najważniejsze w edukacji elementarnej?
 
DZ: Jeśli chodzi o najmłodszych, to trzeba pamiętać o tym, że szkoła nie może wtłaczać dzieci w gotowe ramy, ale dostosować je do ich potrzeb i możliwości. Uważam też, że w pierwszej klasie nie powinno się zadawać prac domowych. Trzeba raczej starać się sprawić, że dzieci same zapragną przychodzić do szkoły, bo na lekcjach będzie tak fantastycznie, że dzień bez szkoły wyda im się stracony. Temu powinno służyć pierwszych parę miesięcy edukacji, bo jeśli w tym czasie dziecko nie nabierze chęci chodzenia do szkoły, to już nigdy się tego nie naprawi. Jak słyszę, że dzieci w pierwszej klasie miały zadawane prace domowe, nad którymi musiały siedzieć codziennie po dwie, trzy godziny, to zastanawiam się, ile z nich znienawidziło szkołę szczerze i na dobre. Ta pierwsza klasa powinna być nieustającą przygodą, zwiedzaniem, myśleniem, projektowaniem, szukaniem, pytaniem, dowiadywaniem się...
 
AMD: A jak powinna wyglądać współpraca szkoły i rodziców?
 
DZ: Powinni dla dobra dziecka stać po tej samej stronie. Nie może być podziału: rodzic po jednej stronie barykady, nauczyciel po drugiej a w środku dziecko. Do takiego podziału często niestety dochodzi. I znów wracamy do przygotowania nauczycieli. Oni muszą być przygotowani do tego, żeby stać się sprzymierzeńcami rodziców i zachęcić ich do tego samego. Bardzo wielu nauczycieli ustawia się w opozycji do rodzica, zamiast przeciągnąć go na swoją stronę i zachęcić do współpracy, dla dobra dziecka. Oczywiście rodzic może pewnych rzeczy nie rozumieć, zadawać pytania, które mogą się nauczycielowi wydawać irytujące, ale jeśli będzie on na takie pytania cierpliwie odpowiadał, dzięki temu rodzic w domu będzie mógł efektywniej pracować z dzieckiem, kontynuując to, co zaczął nauczyciel.
 
AMD: Relacje między nauczycielami i rodzicami istotnie nie zawsze są łatwe. Co można zrobić, żeby je poprawić?
 
DZ: Trzeba pamiętać, że te relacje tak naprawdę zaczynają się jeszcze przed początkiem roku szkolnego. Już wtedy obie strony powinny porozmawiać. Ważne jest też pierwsze zebranie, które jest momentem trudnym dla obu stron. Nauczyciel, choć prowadzi takie spotkania co roku, bywa podczas nich często bardzo zestresowany. Nie powinien jednak ulec pokusie “traktowania rodzica z góry”. Sama jako matka chodziłam na wszystkie dni otwarte w szkołach moich dzieci i często doświadczałam tego, że nauczyciel traktował mnie jak osobę niezbyt rozgarniętą albo jako zło konieczne, z wyraźną wyższością. I zastanawiałam się, w imię czego tak się dzieje, skąd to poczucie wyższości, ta “boskość” nauczyciela, nie tylko wobec uczniów, ale i ich rodziców? Przecież na zebrania przychodzą lekarze, prawnicy, aktorzy, psychologowie, przychodzą też oczywiście ludzie mniej wykształceni lub bezrobotni, ale wszyscy oni zasługują na szacunek. I jeśli spotkają się z szacunkiem ze strony nauczyciela, to odpowiedzą tym samym. Pamiętam jedną z nauczycielek mojego syna, która na pierwszym zebraniu postawiła krzesełka w kręgu, usiadła między nami, przesiadała się, z każdym porozmawiała, skróciła dystans, pokazała nam, że zależy jej, żebyśmy się dobrze czuli. To spowodowało, że my, rodzice, chcieliśmy z nią współpracować. Oczywiście zdarzały się też konflikty, ale wszystkie udawało się rozwiązać, przy dobrej woli obu stron i wzajemnym szacunku. Taka umiejętność jest bardzo ważna w zawodzie nauczyciela...
 
(Koniec części I wywiadu)
 
 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Gość napisał/a komentarz do Oceniajmy rzadziej!
Przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Dziękuję za ten artykuł.
Ppp napisał/a komentarz do Oceniajmy rzadziej!
Terada i Merill mają CAŁKOWITĄ rację. Jak ktoś chce i może - nauczy się i bez oceniania. Jeśli ktoś ...
Marcin Zaród napisał/a komentarz do Szkolna klasa - dobre miejsce do współpracy
Mój syn będąc w liceum w klasie mat-info-fiz prosił z kolegami o ustawienie takich tablic na korytar...
Marcin Polak napisał/a komentarz do Szkolna klasa - dobre miejsce do współpracy
Świetny przykład, że każdą przestrzeń klasy da się łatwo zreorganizować, aby pobudzić aktywne uczeni...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Informacja zwrotna dla przyszłości
O informacji zwrotnej można długo... Przedstawione tu wskazówki są cenne. Niestety, problem w tym, ż...
Andrzej napisał/a komentarz do Informacja zwrotna dla przyszłości
Bardzo proszę o przykład idealnie napisanej informacji zwrotnej.
Ppp napisał/a komentarz do Informacja zwrotna dla przyszłości
Jeśli jestem w czymś dobry - wiem o tym, dodatkowy komentarz nie jest potrzebny.Jeśli jestem w czymś...
Piotr napisał/a komentarz do Déjà vu
Codziennie z ulgą odkrywam, że jestem emerytowanym nauczycielem

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie