Praca ze studentami jest dosyć rutynowa. Z uczniami jest inaczej. Z młodzieżą pracuje się ciekawie, szczególnie na uczelni. Uczymy myśleć, bałamucimy, prowokujemy, pokazujemy, że matematyka i fizyka nie są takie straszne. Ale żeby porwać młodzież, dydaktyk musi być pasjonatem - uważa Janusz Górniak z Instytutu Matematyki i Informatyki Politechniki Wrocławskiej.
Naukowiec od wielu lat organizuje prestiżowe Mistrzostwa w Grach Matematycznych i Logicznych oraz prowadzi wiele inicjatyw edukacyjnych, m.in. Studium Talent, które co roku gromadzi około 2 tys. maturzystów. Prezentujemy wywiad, który przeprowadzony z nim przez serwis PAP Nauka w Polsce.
NwP: Matematyk mógłby siedzieć nad komputerem, książkami, artykułami naukowymi. Pan jednak robi wiele ponad to, co jest obowiązkiem naukowca. Na Studium Talent spotykają się tłumy młodzieży, krajowe Mistrzostwa w Grach Matematycznych i Logicznych mają rangę olimpiady, a Pana podopieczni zdobywają hurtem złote medale mistrzostw świata. Co Pana motywuje do tej pracy?
JG: Jest w Polsce wymierająca klasa ludzi - nauczycieli pasjonatów, społeczników. To może nieskromnie brzmi, ale tak właśnie jest. Tacy ludzie zdarzają się wszędzie, w tym wśród matematyków na Politechnice Wrocławskiej.
Dr Rościsław Rabczuk, dziś honorowy przewodniczący komitetu organizacyjnego Mistrzostw w Grach Matematycznych i Logicznych w Polsce, jako pierwszy nawiązał 23 lata temu kontakt z Francuską Federacją Matematyków w Paryżu organizującą światowy finał tych mistrzostw. Byliśmy wtedy w Algierii na wieloletnim kontrakcie, znaliśmy język francuski i jako czynni dydaktycy wciąż prowadziliśmy rozmaite kursy.
Drugim pasjonatem jest Zbigniew Romanowicz, który niestety od kilku lat choruje, a miał niespotykaną smykałkę do układania zadań dla dzieci. We trzech zaczynaliśmy rozkręcać nasz konkurs i inne inicjatywy, dziś już ugruntowane. Mamy w sobie żyłkę organizatorów, nosi nas, jesteśmy bardziej dydaktykami, niż naukowcami i lubimy to. Po prostu lubimy uczyć utalentowane dzieciaki.
NwP: Trudno jest zorganizować tak duże przedsięwzięcie, jak krajowe mistrzostwa matematyków?
JG: Jeśli chcesz coś w Polsce zrobić, musisz uzbroić się w cierpliwość. Musisz udowodnić, że potrafisz uczyć, musisz dać się poznać, żeby ludzie chcieli przyjść na twoje wykłady. Rzecz w tym, żeby w pierwszych latach zrobić to społecznie, choć to nie jest popularne wśród współczesnych młodych ludzi. Konkurs to rzeczywiście duże przedsięwzięcie, zaplanowane na cały rok. Na pewno w jego organizacji pomógł mi fakt, że przez 20 lat byłem prodziekanem wydziału. Myślę, że dobrze wykorzystałem możliwości swojej funkcji. Dziś we Wrocławiu jesteśmy dopieszczeni, prezydent miasta przyjmuje nas i pokrywa naszym laureatom koszt podróży na paryski finał. Fundatorami nagród w finale krajowym są prezydent RP, premier, marszałkowie Sejmu i Senatu, minister edukacji. Choć nie mamy sponsorów strategicznych ani własnych pieniędzy, to potrafiliśmy poprzez swoją działalność dotrzeć do ludzi, którzy mogli nam pomóc. To zasługa wielu akcji edukacyjnych, jakie prowadzimy we Wrocławiu.
NwP: Jak się uczy studentów, a jak uczniów zdolnych, ale dużo młodszych?
JG: Ze studentami sprawa jest najprostsza, to są dorośli ludzie, mówi się im na "pan", relacje są oficjalne. Student przychodzi na wykład, porozmawia z prowadzącym, w końcu zda egzamin. To jest dosyć rutynowe. Z uczniami jest inaczej. Z młodzieżą pracuje się ciekawie, szczególnie na uczelni - w prowadzonym przez nas Studium Talent. Od samego początku - a 20 lat temu był to wyjątkowy pomysł - chcieliśmy uczyć ich inaczej niż w szkole. Uczymy myśleć, bałamucimy, prowokujemy, pokazujemy, że matematyka i fizyka nie są takie straszne.
NwP: Czy nie ma konfliktu między szkołą a Wami, jeśli chodzi np. o metody rozwiązywania zadań?
JG: Już na pierwszych zajęciach mówię uczniom, że nasze wykłady nie są prowadzone wbrew szkole. To jest uzupełnienie, zebranie dotychczasowej wiedzy, inne podejście. Na Politechnice uczymy maturzystów matematyki na bazie programu I roku studiów. Wiadomo, że są to uczniowie na różnym poziomie, musimy więc prowadzić różne analizy i syntezy. Myślę, że nauczyciel w szkole cieszy się, że jego podopieczni do nas przychodzą, że zobaczą uczelnię, przetrą szlaki. Nauczyciel wie, jak my ich bałamucimy, jak dokładamy, uzupełniamy. Nigdy nauczycieli nie oceniamy, nigdy nie krytykujemy, zapraszamy ich również na wykłady otwarte, gdzie i niektórym z nich zapala się ta "iskra".
NwP: Jaki powinien być dobry dydaktyk?
JG: Ze 120 moich pracowników w Instytucie do pracy z dziećmi mogę wybrać najwyżej pięciu - i to muszą być najlepsi, super nauczyciele, którzy uczą całym sobą, którzy potrafią porwać uczniów. Wszystko opiera się na pasjonatach. To są takie osoby, którzy nawet bez zapłaty poprowadziłyby wykład w sobotę o godz. 7.30. Ja od 20 lat prowadzę wykłady o 7.30 i mam 500 osób na dużej sali (...)
(Źródło: PAP - Nauka w Polsce)