Kiedyś na podwórku zdobywaliśmy kompetencje społeczne. Wymyślaliśmy zabawy, ustalaliśmy reguły i sami pilnowaliśmy ich przestrzegania. Nie obywało się bez gniewu i zabierania swoich zabawek i pójścia na swoje podwórko. W podwórkowej szopie uczyliśmy się majsterkowania, robiliśmy karmniki, zabawki i różne eksperymenty. Okazja do pozaformalnej edukacji politechnicznej. Pomagali starsi koledzy, jakiś wujek, sąsiad itd. Na wsi kowal, stolarz, garncarz. Tego już nie ma. Warto odtworzyć w nowych realiach.
Zniknęły podwórka. To znaczy są... ale puste. Brakowało ich w edukacji. Okazuje się jednak, że powracają, w zupełnie nowej formie. Już nie tylko wielkie centra nauki ale i małe "warsztaty miejskie". Pomysł jest na tyle rozwojowy, że warto go realizować w każdym miasteczku czy nawet na wsi. Takie skrzyżowanie domu kultury z edukacja politechniczną.
"Warsztat ma być miejscem, gdzie ludzie z różnych dziedzin spotykają się, dzielą się swoimi doświadczeniami, realizują projekty, eksperymentują, łączą różne punkty widzenia. Miejscem dla każdego, kto ma w sobie pasję majsterkowania i tworzenia, niezależnie od wykonywanego zawodu, niezależnie od wieku." - przekonują twórcy warsztatu.
Na zdjęciu przykład z Gliwic:
Fot. Warsztat Miejski w Gliwicach, https://www.facebook.com/warsztatmiejski/
Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.