Niby zdrowsze jedzenie, ale…

fot. Pixabay.com - public domain

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Z pierwszym dzwonkiem przywitaliśmy w szkolnych stołówkach i sklepikach zdrowsze jedzenie, bez nadmiaru cukru, tłuszczu i soli. A do tego w szkołach zagościł nieograniczony dostęp do wody pitnej. Po raz kolejny widzimy, że zakazami i nakazami próbujemy coś uregulować. Czy to wystarczy, żebyśmy zaczęli bardziej dbać o prawidłowe odżywianie nasze i dzieci?

Od 1 września 2015 weszło w życie rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia dotyczące żywienia w placówkach edukacyjnych, którego głównym celem jest wyeliminowanie ze stołówek, bufetów i sklepików szkolnych produktów, które zwiększają otyłość, a zastąpienie ich produktami wartościowymi odżywczo i zdrowotnie. Dyrektorzy szkół będą musieli także zapewnić wszystkim uczniom dostęp do wody pitnej. W niektórych placówkach przyjęto zmiany z spokojem, twierdząc, że od lat nie stosuje się w żywieniu dzieci i młodzieży „zakazanych” produktów, w innych szkołach wprowadzone zmiany wywołały opór i niechęć – zwłaszcza wśród sklepikarzy, nauczycieli i uczniów.

Ministerstwo Zdrowia w trosce o poprawę jakości żywienia dzieci stworzyła „czarną listę”, na której znalazły się m.in. słone przekąski, słodkie napoje gazowane, białe pieczywo, drożdżówki, tłuste wędliny, ser topiony czy majonez. Zalecane jest, by dzieci w szkolnych stołówkach jadły kanapki z chleba razowego, miały w menu nabiał, ryby, jaja, chude mięso i oczywiście owoce i warzywa. Potrawy smażone można podawać tylko raz w tygodniu. A do picia wodę lub mleko, ewentualnie napoje robione na miejscu bez dodatku cukrów lub substancji słodzących, a także napoje zastępujące mleko: sojowe, ryżowe, owsiane, kukurydziane, gryczane, orzechowe lub migdałowe. Zamiast niezdrowych przekąsek dzieci i młodzież ma mieć dostęp do suszonych warzyw i owoców, orzechów i nasion. Ze sklepików muszą zniknąć produkty i napoje, w których składzie jest za dużo cukru, soli, konserwantów.

Nad egzekwowaniem zaleceń rozporządzenia mają czuwać dyrektorzy przedszkoli i szkół. Ich obowiązkiem będzie ustalenie w porozumieniu z radą rodziców szczegółowej listy produktów dopuszczonych do sprzedaży lub stosowania w żywieniu. Jeśli ajenci stołówki lub sklepiku złamią przepisy rozporządzenia i dopuszczą zakazane produkty lub będą je reklamować, dyrektor będzie mógł nałożyć karę finansową (minimum 1000 zł) lub rozwiązać z nimi umowę.

Tyle przepisy, co do których wiele osób ma najdelikatniej ujmując… mieszane uczucia. Coś jak w piosence: „Wszyscy zgadzają się ze sobą, a będzie nadal tak jak jest…”. Właściwie jesteśmy zgodni, że dzieci powinny zdrowo się odżywiać, ale wiele jest wątpliwości, czy można narzucić odgórnymi ustawami, co będziemy jeść i pić?

Zdrowie wylane z kąpielą?

Zmiany wywołały burzę w środowisku starszych uczniów – jak wśród licealistów z Gorzowa - którzy zastrajkowali przeciwko wycofania ze sklepiku drożdżówek i kawy, uważając, że jest to atak na ich podstawowe prawo do wyboru. Problem, jak odżywia się pokolenie dzisiejszych nastolatków, pozostaje nierozwiązany, bo od września - okupują oni sklepy i bary w otoczeniu szkoły, by nabyć sobie to, co lubią. No tak, gimnazjaliści i licealiści jakoś sobie poradzą – ale co ma zrobić uczeń szkoły podstawowej? Pewnie przyjdzie do szkoły z jeszcze bardziej wypchanym plecakiem… Wnosić "zakazane" smakołyki przecież wolno…

Komentarze znalezione w sieci nie są zbyt przychylne takim narzuconym zmianom. Nie ma się co dziwić, urzędnicy o ograniczonej zdolności rozumienia świata strzelili właśnie i przedsiębiorczości szkolnej i edukacji żywieniowej pięknego gola:

W szkole obok mojego domu z likwidacji sklepiku najbardziej cieszy się właścicielka spożywczaka znajdującego się 50 m dalej. Co rano przed drzwiami kolejka. A ponieważ spożywczy jest połączony z monopolowym, to dzieciaki czekają na swoją kolej ramię w ramię z menelami leczącymi kaca klinem. Na pewno uczniom wyjdzie to na zdrowie.

U nas sklepik zamknięty, pani zrezygnowała, także ze łzami w oczach, bo kasy utopiła w nim sporo... Ja w szafce zamiast książek trzymam zapasy w postaci napojów i "zdrowej żywności" zakupionej w pobliskim zieleniaku. Dzieci także się tam zaopatrują w słodycze, napoje itp.

Kolejne około-edukacyjne dziecko wylane z polityczną kąpielą... Ktoś tam chciał zadbać, żeby dzieci "nie były grubaskami"...

Szkoda gadać. U nas sklepik zamknięty. Stołówki brak. Dzieciaki kupują te same śmieci tuż obok szkoły.

Rzeczywiście idiotyzm totalny z tym. Food-trucki będą miały złote czasy

Przykłady wypowiedzi z sieci można mnożyć bez końca. Pojawiają się także kreatywne pomysły rozwiązania problemu… Hmmm, czy kostka cukru otrzymana od nauczyciela na terenie szkoły to już przestępstwo? Bo chyba kupię z kilogram i zacznę na lekcjach w ten sposób aktywność nagradzać... – myśli głośno jeden z nauczycieli.

Czy dyrektorom szkół pomysł się podoba? Chyba nie. Jeden z nich tak skomentował zmianę: Profilaktykę prowadzi się trudniej. Łatwiej jest zakazać. Dla mnie porażka.

Buntują się także ajenci sklepików, którzy uważają, że ich prowadzenie stanie się nieopłacalne, bo nikt nie kupi u nich kanapki z chleba razowego oraz chipsów z jabłek. Sklepiki bywały prowadzone także przez uczniów i były wartościowym przejawem przedsiębiorczości w szkolnych warunkach, szkoda byłoby więc, żeby zupełnie zniknęły.

Problem pozostał

Sposób wprowadzenia zmian wywołał lawinę komentarzy, ale problem jednak nadal istnieje. Względy ekonomiczne i argumenty wolnościowe nie powinny przysłonić alarmującego problemu społecznego, jakim jest rosnąca najszybciej w Europie otyłość w polskim społeczeństwie.

Instytut Żywności i Żywienia w raporcie z maja tego roku podaje alarmujące dane, że już ponad 22 proc. uczniów szkół podstawowych i gimnazjów w Polsce ma nadmierną masę ciała - nadwagę lub otyłość. Eksperci ostrzegają, że bez podjęcia działań edukacyjnych grozi nam rozwój epidemii otyłości w Polsce, a co za tym idzie znaczący wzrost zachorowalności na cukrzycę, choroby krążenia, nowotwory oraz wiele innych poważnych dolegliwości i powikłań.

Co możemy zrobić, by wprowadzone przepisy nie wywoływały sprzeciwu, ale stały się zachętą do zmian? Pewnie wiele jeszcze musi zmienić się w naszej mentalności (zwłaszcza rodziców!), aby nie ulegać wszechobecnej presji reklamy i dostępności jedzenia nafaszerowanego cukrem, sodą i solą. Wypracowanie nawyków zdrowego odżywiania i świadomości wpływu na nasz organizm tego, co mu dostarczamy, zajmuje czas i nie da się uregulować żadną ustawą. Potrzebne jest faktyczne przejęcie się, zwłaszcza dorosłych, tematem zdrowego trybu życia i żywienia, by pomóc młodszemu pokoleniu w świadomych wyborach konsumenckich i proaktywnych. Tu zarówno dom i szkoła ma wielkie pole do popisu.

Nauczyciele, zwłaszcza przedszkolni i wczesnoszkolni, poświęcają dużo uwagi tematowi odżywiania, natomiast ważne jest, by także starsze dzieci i młodzież zyskiwały w szkole wiedzę o sposobach komponowania swojej diety, która wspierałaby ich rozwój psychofizyczny. Nie wystarczy tu pogadanka raz na jakiś czas, ale świadome wplatanie w obecny program praktycznej wiedzy z zakresu fizjologii człowieka, potrzeb energetycznych, składników odżywczych niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania, konsekwencji spożywania produktów wysokoenergetycznych itd.

Zobacz: Piramida zdrowego żywienia (na stronach IZŻ)

Na pewno warto spojrzeć na zmianę przepisów jako okazję dla nas wszystkich do podjęcia zmian w sposobie żywienia, bardziej świadomego podchodzenia do wyborów jedzeniowych, byśmy jako dorośli stanowili żywy przykład, że można wybrać przysłowiowe jabłko zamiast drożdżówki. Czy jesteśmy na to gotowi? Stawka jest wysoka – jakość życia i zdrowie młodego pokolenia.

Notka o autorce: Małgorzata Kowalczuk jest członkiem e-redakcji Edunews.pl, koordynatorką programów edukacyjnych z wykorzystaniem nowoczesnych technologii informacyjnych w warszawskiej Fundacji Think!, autorką tekstów o nowoczesnej edukacji, ekspertem Szkoły z Klasą 2.0, współautorką interaktywnych pakietów edukacyjnych do nauczania m. in. wiedzy o społeczeństwie i podstaw przedsiębiorczości.

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Danuta Sterna napisał/a komentarz do Nauczanie z technologią w tle
Właśnie o tym piszę, nie możemy się odwrócić od technologii, ale potrzeba bardzo dużego rozsądku i r...
Marcin Polak napisał/a komentarz do Nauczanie z technologią w tle
Dużo problemów wynika z tego, że szkoły często kupują bez długofalowego planu, byle co - to, co im w...
Gość napisał/a komentarz do Uczenie się metodą uczniowskiego eksperymentu
bardzo fachowo i przystępnie wyłożony temat, brawo!
Ppp napisał/a komentarz do Pomysł na lekcję wychowawczą
Pomysł ciekawy, ale proponuję teraz obliczyć PRAWDOPODOBIEŃSTWO trwałego wcielenia w życiu tego, co ...
Maciej M Sysło napisał/a komentarz do Czy projekt to dobra forma uczenia się?
Poniższy fragment pochodzi z mojej pracy "Przyszłość Laboratorium", która ukazała się w czasopiśmie ...
Ppp napisał/a komentarz do Kilka wskazówek, jak się uczyć
Najpierw należało przypomnieć i scharakteryzować style nauki - wzrokowcy, słuchowcy, kinestetycy. Po...
Lech Mankiewicz napisał/a komentarz do Kilka wskazówek, jak się uczyć
Bardzo ważna uwaga, choć mam wrażenie, że analiza nie jest do końca kompletna. Dlaczego? Taka techni...
To Stowarzyszenie Umarłych Statutów podaje nieprawdę. Art. 99 ustawy Prawo oświatowe umożliwia wprow...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie