Na łamach THE Journal Michael Horn i Heather Staker podzielili się swoimi uwagami dotyczącymi wykorzystania mobilnych urządzeń w procesie uczenia się. Zwrócili uwagę, że w pierwszym momencie w szkołach dostrzega się raczej negatywny wpływ mobilnych technologii (np. smartfonów) na naukę wynikający z ich potencjału rozpraszania uwagi uczniów. Dopóki nie staną się one jednym z elementów strategicznych systemu kształcenia, dominować będzie ich funkcja komunikacyjno-rozrywkowa.
Eksperci amerykańscy przekonują, że polityka BYOD (bring your own device – przynieś swój sprzęt), która otwiera szkole drogę do korzystania w edukacji z urządzeń posiadanych przez uczniów (zobacz: Czas najwyższy na BYOT albo PSS) jest kluczem do stworzenia bardziej zindywidualizowanego, zróżnicowanego i atrakcyjniejszego środowiska uczenia się.
Zauważają, że w wielu klasach mobilne urządzenia są wykorzystywane jako pewien dodatek do tradycyjnego sposobu nauczania z nauczycielem w roli głównej. W ten sposób na przykład wykorzystuje się smartfony i inne urządzenia jako narzędzia do udzielania odpowiedzi na zadane pytania i rozwiązywania testów. Tymczasem pole wykorzystania w edukacji mobilnych technologii, zwłaszcza tabletów i telefonów z ekranami dotykowymi, jest znacznie szersze.
Faktycznie, należałoby zwrócić uwagę zwłaszcza na styk edukacji w klasie z e-learningiem. Mobilne urządzenia świetnie nadają się do tworzenia nowych, mieszanych systemów kształcenia, w których oprócz zajęć w klasie mamy również aktywności edukacyjne w sieci i poza czasem szkolnym. Dzięki mobilności posiadanych przez uczniów urządzeń nauka zyskuje na elastyczności – nie stanowią już ograniczenia bariery geograficzne, coraz mniejsze znaczenie mają bariery związane z dostępem do internetu (coraz większy zasięg internetu mobilnego). Nic więc dziwnego, że instytucje edukacyjne poszukują nowych innowacyjnych metod kształcenia z wykorzystaniem e-learningu, oferując uczniom kursy online w ramach programu nauczania. Dzięki urządzeniom mobilnym w rękach uczniów, ilość tych kursów będzie rosła. To jest logiczna odpowiedź innowacyjnych instytucji edukacyjnych na rynkowe trendy.
Wdrożenie polityki BYOD pozwala szkołom obniżyć koszty funkcjonowania, zwłaszcza jeśli chodzi o szkolną infrastrukturę IT i jej utrzymanie. Odsetek uczniów posiadających własne telefony komórkowe jest bardzo wysoki, a programy wymiany aparatów umożliwiają stosunkowo łatwe „przeskoczenie“ na sprzęt najnowszej generacji, z aplikacjami i ekranami dotykowymi. To otwiera szkole drogę do tworzenia programów nauczania z wykorzystaniem ICT/TIK. Oczywiście szkoły powinny zapewnić mobilne urządzenia tym uczniom, których nie stać na nowoczesne urządzenia komunikacyjne.
Ale Horn i Staker przestrzegają: nie jest celem głownym to, aby każdy uczeń posiadał fantastyczne urządzenie z dostępem do internetu przed sobą. To nie gwarantuje, że uczniowie będą dzięki temu osiągać lepsze wyniki edukacyjne. Wyzwaniem i punktem wyjścia jest takie zaplanowanie całego procesu nauczania, w którym urządzenia mobilne będą narzędziami skutecznie wspierającymi naukę w klasie i poza nią. Mają one być częścią strategii nauczania, a nie tylko narzędziami uatrakcyjniania nauki.
Warto też dodać, że mobilne urządzenia muszą być mądrze wykorzystywane do prac kreatywnych – nie da się szybko i sprawnie pisać długich wypracowań na ekranach dotykowych. Ale można wykorzystywać kamery i aplikacje, aby tworzyć inne formy notatek niż pisemne (wideo, głosowe, zdjęciowe, itp.).
Dla szkół dużym wyzwaniem jest zapewnienie kompatybilności sprzętu i platform edukacyjnych, na których będą pracować uczniowie mający przecież urządzenia z różnymi systemami operacyjnymi. To też jest część strategii tworzenia mieszanego systemu kształcenia z wykorzystaniem technologii mobilnych.
(Źródło: THE Journal)
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym)