Każdy uczeń pomstuje na sprawdziany, w czasie których zmuszany jest do zapamiętywania niezliczonych ilości informacji, z których po tygodniu pozostaje tylko wspomnienie. Australijczycy zdecydowali się na radykalny krok – w Presbyterian Ladies’ College w Croydon uczennice mogą w czasie egzaminu korzystać z Internetu, a nawet dzwonić do przyjaciela.
Dzięki zgodzie nauczycieli na korzystanie przez uczennice z podcastów, zasobów internetowych i telefonu do zaufanej osoby pojęcie „ściągania” zostało całkowicie zredefiniowane. Na razie taka pomoc jest dozwolona tylko w czasie zajęć z angielskiego, ale jeżeli odniesie skutek, będzie mogła być zastosowana też w czasie innych zajęć. Pilotażowy program nadzoruje Dierdre Coleman, która uważa, że zachęcanie uczniów do korzystania z internetowych źródeł informacji nie prowadzi wcale do plagiatów, ponieważ uczniowie muszą zaznaczyć każde źródło, z którego korzystają. „Jeżeli chodzi o przygotowanie ich uczniów do wyjścia w świat, musimy zredefiniować nasze tradycyjne pojęcie do tego, co rozumiemy przez ściąganie” - mówi Coleman. „Jeżeli nasi uczniowie nie będą rozumieli koncepcji zadania, ani tego, nad czym mają konkretnie pracować, to dostęp do fragmentarycznych informacji nie pomoże im w efektywnym jego wykonaniu.” Nauczycielka uważa również, że wkrótce w czasie swojej zawodowej kariery, żaden z jej uczniów nie będzie musiał składować takiej ilości informacji w swoich głowach. Ich zadaniem będzie przede wszystkim znaleźć wartościowe źródło informacji w krótkim czasie, a następnie zweryfikować jego wiarygodność.
Telefon do cioci pomaga na egzaminie
Uczniowie, którzy mieli możliwość skorzystania z tego typu pomocy w czasie pisania testu, na początku pomysł przyjęli z rezerwą. Na przykład Emily Waight mówi: „Na początku byłam trochę niepewna, bo nie wiedziałam, w jaki sposób mogłoby to nam pomóc. Ale nie wydaje mi się, że można to nazwać ściąganiem po tym, jak dwa razy już pisałam taki egzamin. To po prostu pomaga w znalezieniu odpowiednich informacji i właściwej odpowiedzi na pytania”. Inna uczennica, Annie Achie, była jeszcze bardziej optymistyczna - „Telefon do przyjaciela naprawdę mi pomógł. Fajnie było móc z kimś porozmawiać i przedyskutować kilka pomysłów. Zadzwoniłam do mojej cioci, która jest całkiem niezła z angielskiego. Spytałam ją o Igrzyska Olimpijskie i czy to nie strata pieniędzy. Podpowiedziała mi, że zużyto te pieniądze na infrastrukturę, zamiast na pomoc ludności Chin. Rozwinęłam ten temat”.
Niezależnie od uczuć, jakie wzbudza w czytającym fakt, że piętnastoletnia licealistka nie wpadła na ten pomysł sama, trzeba przyznać, że w takim wypadku pomoc drugiej osoby, może wzbogacić pracę ucznia, który przecież i tak napisać wszystko musi sam. Podobnie uważa Coelman, która przytacza jako przykład zadanie polegające na zastosowaniu „języka perswazji”. Jego cechy były najpierw identyfikowane na podstawie przemówienia Martina Luthera Kinga oraz „Opowieści Wigilijnej” Dickensa. Potem, wykorzystując temat igrzysk olimpijskich, należało umiejętnie go użyć. Tak więc wiedza o samych igrzyskach nie była tym, co chciano przetestować. W końcu skoro w telewizji wszyscy uczestnicy popularnych „Milionerów” mogli liczyć na swoje trzy koła ratunkowe, to czemu nie pozwolić na to uczniowi, który gra nie o pokaźną sumę pieniędzy, ale po prostu o zwykłą ocenę?
Komentarz
W debacie nad polskim systemem edukacyjnym często przejawia się wątek przeładowywania głów uczniów wiedzą faktograficzną. Również studenci kojarzą egzaminy z długimi stronami informacji, które należy zapamiętać, a potem wyrecytować w trakcie egzaminu. Natomiast umiejętności logicznego myślenia, czytania ze zrozumieniem i wyciągania wniosków są nadal zaniedbywane, mimo, że uwzględnione już są w egzaminach maturalnych. A to przecież właśnie one będą bardziej przydatne w dorosłym życiu, niż wszystkie lewe dopływy Wisły, albo łacińskie nazwy części pantofelka. Gorzej, jeżeli uczeń na lekcji biologii wpisze w Google „pantofelek” i napisze pasjonującą rozprawkę na temat wyższości butów włoskich nad francuskimi, lub przytoczy dramatyczne losy Kopciuszka…
(Źródło: The Sydney Morning Herald)
Telefon do cioci pomaga na egzaminie
Uczniowie, którzy mieli możliwość skorzystania z tego typu pomocy w czasie pisania testu, na początku pomysł przyjęli z rezerwą. Na przykład Emily Waight mówi: „Na początku byłam trochę niepewna, bo nie wiedziałam, w jaki sposób mogłoby to nam pomóc. Ale nie wydaje mi się, że można to nazwać ściąganiem po tym, jak dwa razy już pisałam taki egzamin. To po prostu pomaga w znalezieniu odpowiednich informacji i właściwej odpowiedzi na pytania”. Inna uczennica, Annie Achie, była jeszcze bardziej optymistyczna - „Telefon do przyjaciela naprawdę mi pomógł. Fajnie było móc z kimś porozmawiać i przedyskutować kilka pomysłów. Zadzwoniłam do mojej cioci, która jest całkiem niezła z angielskiego. Spytałam ją o Igrzyska Olimpijskie i czy to nie strata pieniędzy. Podpowiedziała mi, że zużyto te pieniądze na infrastrukturę, zamiast na pomoc ludności Chin. Rozwinęłam ten temat”.
Niezależnie od uczuć, jakie wzbudza w czytającym fakt, że piętnastoletnia licealistka nie wpadła na ten pomysł sama, trzeba przyznać, że w takim wypadku pomoc drugiej osoby, może wzbogacić pracę ucznia, który przecież i tak napisać wszystko musi sam. Podobnie uważa Coelman, która przytacza jako przykład zadanie polegające na zastosowaniu „języka perswazji”. Jego cechy były najpierw identyfikowane na podstawie przemówienia Martina Luthera Kinga oraz „Opowieści Wigilijnej” Dickensa. Potem, wykorzystując temat igrzysk olimpijskich, należało umiejętnie go użyć. Tak więc wiedza o samych igrzyskach nie była tym, co chciano przetestować. W końcu skoro w telewizji wszyscy uczestnicy popularnych „Milionerów” mogli liczyć na swoje trzy koła ratunkowe, to czemu nie pozwolić na to uczniowi, który gra nie o pokaźną sumę pieniędzy, ale po prostu o zwykłą ocenę?
Komentarz
W debacie nad polskim systemem edukacyjnym często przejawia się wątek przeładowywania głów uczniów wiedzą faktograficzną. Również studenci kojarzą egzaminy z długimi stronami informacji, które należy zapamiętać, a potem wyrecytować w trakcie egzaminu. Natomiast umiejętności logicznego myślenia, czytania ze zrozumieniem i wyciągania wniosków są nadal zaniedbywane, mimo, że uwzględnione już są w egzaminach maturalnych. A to przecież właśnie one będą bardziej przydatne w dorosłym życiu, niż wszystkie lewe dopływy Wisły, albo łacińskie nazwy części pantofelka. Gorzej, jeżeli uczeń na lekcji biologii wpisze w Google „pantofelek” i napisze pasjonującą rozprawkę na temat wyższości butów włoskich nad francuskimi, lub przytoczy dramatyczne losy Kopciuszka…
(Źródło: The Sydney Morning Herald)