W 2011 roku, trzy najbogatsze uczelnie amerykańskie: Harvard, Stanford i Yale, posiadały fundusze inwestycyjne o łącznej wartości prawie 70 miliardów dolarów. Jest to 30 razy więcej niż wszystkie wydatki na szkolnictwo wyższe w Polsce w 2012 roku (około 8 mld zł). Nie należy się zatem dziwić niskim pozycjom polskich uczelni w rankingach uniwersytetów oraz małej liczbie zgłaszanych patentów. Polska gospodarka wciąż nie jest uznawana za innowacyjną, a zmiana tego stanu rzeczy zależy także od dobrej współpracy na linii biznes-nauka.
Współpracę pomiędzy biznesem i nauką miała usprawnić reforma ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Izabela Chrzanowska – Koordynatorka Studenckiego Centrum Innowacji i Transferu Technologii (SCITT) zauważa jednak, że debata nad jej kształtem oraz obecne zmiany nie rozwiązują wielu istotnych problemów. Z punktu widzenia jednostki SCITT, współpracującej ze środowiskiem akademickim, ważna jest realizacja czterech postulatów, które mogą tę sytuację zmienić.
Niech uczelnie staną się przedsiębiorstwami
"Trudno wymagać od uczelni wyższych, żeby rozumiały potrzeby przedsiębiorców, skoro same działają na zupełnie nierynkowych zasadach. Polskie uczelnie nie zarabiają na siebie, a ich finanse bazują na dotacjach i środkach publicznych, które często rozporządzane są w nieefektywny sposób. Uczelnie muszą nauczyć się generować zysk, który powinien być dla nich motywacją do wchodzenia w relacje z biznesem." – podkreśla Izabela Chrzanowska ze SCITT.
Największe amerykańskie uczelnie dysponują funduszami inwestycyjnymi w wysokości od kilku do nawet kilkudziesięciu miliardów dolarów. Jednym z powodów, dlaczego Harvard, Stanford i Yale wymieniane są wśród najlepszych uczelni na świecie, jest fakt, że mogą one inwestować ogromne sumy pieniędzy w rozwój i prace badawcze. Sytuacja w Polsce jest zupełnie inna. Polskie prawo nie daje uczelniom, jako jednostkom budżetowym, możliwości swobodnego inwestowania w przedsięwzięcia komercyjne, a tym samym do wspierania perspektywicznych badań oraz projektów studentów i doktorantów.
"Fundusze inwestycyjne zagranicznych uczelni są zarządzane przez menadżerów, których umiejętności zarządcze pozwalają na lepsze inwestycje, co przekłada się nawet na kilkunastoprocentowe stopy zwrotu. Nasze uczelnie prowadzone są przez pracowników naukowych, którzy nie posiadają doświadczenia w zarządzaniu uczelnią-przedsiębiorstwem, ani umiejętności pozyskiwania partnerów biznesowych. Profesjonalne zarządzanie pozwoliłoby zaoferować studentom dostęp do lepszych technologii i nowoczesnych laboratoriów. Dzięki temu młodzi naukowcy mogliby rozwijać się i pracować nad pomysłami. W rezultacie może się to przyczynić do powstania przełomowych innowacji." – dodaje Izabela Chrzanowska.
Ograniczmy biurokrację
Polskie uczelnie budują wokół siebie mur przepisów i wewnętrznych regulaminów, które blokują przedsiębiorców przed współpracą z nimi i ograniczają swobodę w działaniach zarówno pracowników naukowych jak i studentów. Jeżeli ich inicjatywa jest ryzykowna bardzo często działania są przerywane. W biznesie czas to pieniądz, a ryzyko jest w cenie.
"Jeszcze kilka lat temu, gdy student do swojej pracy dyplomowej potrzebował przeprowadzić badania, mógł skorzystać z laboratoriów, które oferowała uczelnia. Niestety dzisiaj często trudno jest uzyskać dostęp nawet do zwykłej sali wykładowej, aby zorganizować spotkanie koła naukowego." – mówi Izabela Chrzanowska. "Uczelnie zazwyczaj zasłaniają się przepisami BHP, ale nie widzę problemu, żeby zaufać odpowiedzialnym osobom i pozwolić na korzystanie z infrastruktury uczelni, a skomplikowane i drogie urządzenia udostępniać pod okiem techników laboratoryjnych. Na każdej uczelni sytuacja wygląda inaczej i na pewno kwestie finansowe stanowią tutaj kluczową rolę. Jednak jeśli blokujemy studentom dostęp do sprzętu i infrastruktury, przez co ograniczamy ich możliwości do testowania nowatorskich pomysłów, nie możemy się dziwić, że generują ich znacząco mniej, w porównaniu z zagranicznymi rówieśnikami."
Praktycy biznesu wykładowcami na uczelni
Wiedza, którą studenci zdobywają w trakcie studiów nie przystaje do wymagań, jakie stawia rynek. Młodzi ludzie nie mają do czynienia z praktyką. Chociaż głowy mają wypełnione akademicką wiedzą, nie potrafią z niej korzystać. Nikt nie tłumaczy im, jak podejmować decyzje w sytuacji ograniczonych zasobów oraz jak działać, aby praca dawała konkretną wartość. Biznes nazywa to wartością dodaną, za którą klienci są w stanie zapłacić. Remedium na tę sytuację jest nawiązanie ściślejszej współpracy z przedstawicielami świata biznesu, którzy staliby się wsparciem dla uczelni w przekazywaniu praktycznej wiedzy studentom. Jednak uczelnie są hermetycznie zamknięte i niechętnie zapraszają specjalistów do długookresowej współpracy.
"Jednym z powodów, dla których uczelnie ściśle nie współpracują z odpowiednimi specjalistami, jest brak wystarczających środków, by zaproponować im zachęcające wynagrodzenie. Uczelnie oferują studentom spotkania z ludźmi ze świata biznesu, mediów czy polityki, ale jedynie w charakterze gościa, a nie stałego wykładowcy." – mówi koordynatorka SCITT. "Na uczelniach pracuje kadra naukowa, dla której niewygodne jest pozyskanie osoby z innego środowiska, która „odbiera” im studentów. Praktyczna wiedza wciąż przegrywa
z wewnątrzuczelnianą polityką. Dobrym rozwiązaniem jest, aby tak jak do zdobycia prawa jazdy przygotowuje doświadczony kierowca, tak część z zajęć mogłaby prowadzić osoba związana z biznesem."
Nie bójmy się błędów i porażek!
Pozwalajmy studentom próbować potykać się i uczyć na własnych błędach. W uczelnianym światku promuje się przeciętność. Wszelkie odstępstwa od normy są omijane szerokim łukiem, ponieważ wiążą się z ryzykiem niepowodzenia. Istnieje w środowisku akademickim przeświadczenie, że jeżeli pewne działanie może zakończyć się niepowodzeniem, to lepiej z niego zrezygnować. Przykładowo studenci wyjeżdżający na konferencje naukowe mają często problem z usprawiedliwieniem nieobecności podczas zajęć, w których nie mogli uczestniczyć. Aktywna działalność naukowa jest postrzegana gorzej niż bierność.
"Czynne działanie, nawet jeżeli zakończy się niepowodzeniem, dostarcza nowych doświadczeń i wiedzy do wykorzystania w przyszłości. Uczelnie powinny budować w studentach świadomość, że bezczynność jest powodem do wstydu, a porażki są naturalnym rezultatem w dążeniu do cel. Jeden z największych innowatorów w historii świata, Thomas Edison, przetestował aż 6000 różnych materiałów, które mogłyby nadawać się do wytworzenia włókna żarówki, którą wynalazł. Twierdził też, że wynalazek składa się tylko w 1% z inspiracji, a aż
w 99% z wytrwałości. I taką postawę należy budować w młodych ludziach." – podsumowuje Izabela Chrzanowska.