Strona 1 z 2Rola opiekuna stażu w szkole jest dziś często symboliczna, a przynajmniej niewystarczająca. Często nie wynika to z jego niechęci, tylko z dodatkowej funkcji, którą musi sprawować, godząc ją ze swoimi normalnymi obowiązkami. Owszem, pomaga i doradza nauczycielowi, nawet bywa na jego lekcjach, ale to stanowczo za mało.
Nie wystarczy kochać dzieci. Żeby z absolwenta specjalności lub kierunku pedagogicznego zrobić prawdziwego nauczyciela, ta pomoc powinna być kompleksowa, a on sam stopniowo wdrażany w obowiązki.
Prowadzenie lekcji to przecież ogromna sztuka. Od kwestii panowania nad klasą, przez właściwe operowanie czasem, umiejętność elastycznego doboru metod i form pracy, klarownego tłumaczenia zagadnień, dostosowania przekazu do poziomu uczniów, emisji głosu po radzenie sobie z trudnymi i nietypowymi sytuacjami oraz wiele, wiele innych. Teorię na ten temat adept zawodu pewnie zaliczył (choć nie zawsze jest to w programie studiów), ale wykorzystanie tego wszystkiego w praktyce to kwestia przede wszystkim doświadczenia. A prowadzenie lekcji to przecież nie wszystko.
Ucząc się, każdy popełnia błędy, ale nie każde błędy są do zaakceptowania. Dlaczego nie przyznajemy prawa jazdy automatycznie po kursie teoretycznym i obowiązkowych jazdach? Dlaczego niektórym potrzebne są dodatkowe lekcje, a umiejętności kandydata na kierowcę za każdym razem są ostro weryfikowane, często kilkakrotnie? Bo od błędów niedouczonego kierowcy może zależeć ludzkie życie. Od błędów popełnionych przez niedoświadczonego nauczyciela uczniowie nie stracą życia, ale czy warto pozwalać na eksperymentowanie?
Oczywiście, są tacy, którzy świetnie sobie radzą od samego początku (podobnie jak starający się o prawo jazdy) i nie potrzebują dużej pomocy. Większości jednak zdecydowanie przydałaby się rozszerzona pomoc w pierwszym roku pracy, kiedy to opiekun stażu byłby obecny przez jakiś czas na wszystkich lekcjach prowadzonych przez stażystę. Powinien też go momentami zastępować, pokazywać, jak dany element lekcji można poprowadzić lepiej, inaczej, co warto zmienić. Potem każdą z lekcji szczegółowo i do skutku omawiać, nie bać się wskazywania błędów i niedociągnięć, pomagać je skorygować. Pokazać, co było nie tak, gdzie były błędy, który kierunek działań jest słuszny, a co można zmodyfikować. Gdzie są dobre strony stażysty, gdzie słabe.
Młody nauczyciel nie zwraca uwagi na to, że np. mówi za szybko i uczniowie się gubią. Nie upewnia się, czy uczniowie zrozumieli polecenie, przez co robi się chaos na lekcji. Czasem mówi zbyt monotonnie i uczniowie się nudzą. Albo zbyt wiele czasu zajmuje mu jeden element lekcji. Stosuje wymyślne metody tam, gdzie najlepiej sprawdzają się te najprostsze. To są niby drobiazgi, ale bardzo trudne do wykrycia samemu. Tymczasem drobna podpowiedź mogłaby usprawnić tok lekcji. Doświadczeni nauczyciele przyznają, że np. dochodzenie do tego, jakie metody dyscyplinowania klasy są naprawdę skuteczne, trwało u nich kilka, nawet kilkanaście lat!
Opiekun mógłby ponadto razem ze stażystą chodzić na lekcje prowadzone przez innych nauczycieli, żeby wraz z nim obserwować, pytać, podglądać, dyskutować. Równocześnie to opiekun powinien ponosić pełną odpowiedzialność za uczniów, za to, co i w jaki sposób zostało im przekazane. Do niego też należałaby decyzja, w którym momencie można pozostawić nauczyciela samego z klasą, pozwolić mu na samodzielne prowadzenie lekcji. Opiekun powinien mieć możliwość przedłużenia lub niezaliczenia stażu, mógłby też – w niektórych wypadkach – życzliwie podpowiedzieć rozważenie zmiany zawodu.
Pedagogiczne kierunki studiów młodzi ludzie wybierają z różnych przyczyn, czasem decyduje o tym zwykły przypadek. Nauczyciel to nie jest zawód dla każdego, nawet jeśli się kocha dzieci. Ze swojej pomyłki czasem można zdać sobie sprawę dopiero po kilku latach pracy. Mądry, doświadczony nauczyciel, będący opiekunem stażysty, mógłby to wykryć szybciej, dzięki czemu uniknęłoby się rozmaitych negatywnych konsekwencji złego wyboru zawodu. Oczywiście to wszystko wymagałoby całkowitej zmiany roli opiekuna stażu, żeby umożliwić mu tak kompleksowe zajęcie się swoim podopiecznym.
Kłopoty z Zosią Samosią
Nie można w tym miejscu pominąć równie ważnej kwestii – podejścia do pracy samego stażysty. Oprócz znakomitych, świetnie zapowiadających się nauczycieli, w lot chwytających wszystko, co powinni wiedzieć i umieć, są tacy, których trzeba długo prowadzić, ale są solidni, chętni do nauki, starają się być dobrymi pedagogami i wiadomo, że poważniejszych błędów nie popełnią. Zdarzają się jednak i tacy (wcale nie rzadko), którym wydaje się, że wszystko wiedzą i umieją, w dodatku lepiej niż ich starsi koledzy z grona. Nie chcą więc pomocy, wszystko wolą robić po swojemu i wydaje się im, że mają najlepsze recepty na to, jak uczyć w szkole. Uważają, że nie potrzebują się już uczyć, nabywać doświadczeń, doszkalać. Być może wynika to z obserwacji starszego pokolenia nauczycieli, którzy np. słabo sobie radzą z nowymi technologiami, posługują się ręcznymi notatkami i wiecznie na wszystko narzekają.
Młodym wydaje się, że jest to oznaka nieporadności, braku wiedzy i widzą, że oni są w tym o niebo lepsi. Tę „lepszość” przekładają na wszelkie inne dziedziny nauczycielskie. Wydaje im się, że są nowoczesnymi pedagogami, w opozycji do „starych”. To oni wręcz powinni ich uczyć, a nie uczyć się od tych, którym trudność sprawia – prosta przecież – obsługa poczty elektronicznej i podejrzliwie patrzą na kogoś, kto mówi o Google. Dla młodych podstawowa obsługa komputera i internet wydają się na tyle banalne, że każdy, kto sobie z tym nie radzi, traktowany jest niemal jak upośledzony.