Człowiek ma nieco więcej programów obsługi niż toster… tak Szymon Majewski spointował kiedyś własną edukację lub – dokładniej mówiąc – swoje pobyty w szkołach. Mniej więcej w czasie, kiedy pan Majewski usiłował zdać maturę, Roger Spear otrzymał „pół” nagrody Nobla za opisanie różnych funkcji prawej i lewej półkuli mózgu.
Jeszcze wcześniej przed maturalnymi przygodami Majewskiego Howard Gardner pracował nad teorią Wielorakiej Inteligencji, Paul Denison starał się pomóc swym „niewyuczalnym” dzieciom, formułując założenia uczenia się i rozwoju poprzez ruch, a Richard Bandler i John Grinder opracowywali koncept diagnostyczno-terapeutyczny, który w niezwykły sposób zmienił rozumienie pojęcie „komunikacja” i „porozumiewanie się”.
Teraz wiemy już m.in., że każdy człowiek jest nieco inaczej skonfigurowany neurologicznie, co ma wpływ na jego funkcjonowanie, preferencje, styl uczenia się. Jest zatem więcej programów „obsługi” człowieka, a zatem także ucznia.
Każdy z nas ma swoje ulubione preferencje sensoryczne (WAK). Każdy z nas ma określoną dominację półkuli mózgowej (PL). Wreszcie każdy z nas ma określony profil inteligencji (WI) - to wszystko jest uzasadnione neurologiczne i nie może być poddawane wartościowaniu! Powyższe parametry (WAK+PL+WI) określają styl funkcjonowania każdego człowieka, w tym również jego styl uczenia się.
Uczenie się to proces życiowy, jak oddychanie. Codziennie uczymy się nowych rzeczy, nowych zachowań, odpowiednio do potrzeb okoliczności i naszej przyszłości. Uczenie się nie dotyczy tylko szkoły. Ale szkoła jako profesjonalna instytucja, której podstawową misją i funkcją jest uczenie (się) znajdujących się w niej ludzi powinna modelować właściwe procesy uczenie się nie zaś – koncentrować się tylko na materiałach do uczenia się (treściach). Czyli na tym, co musi być „w głowach uczniów”. Pytanie: w której szkole są organizowane lekcje z uczenia się? W której szkole uczniowie mogą się dowiedzieć jaki mają styl uczenia się i jak powinni się uczyć zgodnie ze swymi preferencjami?
Szymona Majewskiego system szkolny „odrzucał” - on nie pasował do szkoły, której modelem wzorowego ucznia jest uczeń: wzrokowo-słuchowy, lewopółkulowy z dominacją inteligencji językowo-lingwistycznej i matematyczno-logicznej.
Gołym okiem widać, iż pan Majewski ma co prawda bardzo rozwiniętą inteligencję lingwistyczną i matematyczno-logiczną (inaczej nie dałby rady skonstruować tylu mega żartów i anegdot), ale jest „prawopółkulowy”, bardzo kinestetyczny, ma wysoko rozwiniętą inteligencję przestrzenną, ruchową. A wszystko to w stopniu ponadprzeciętnym, wysoce kreatywnym.
Zgromadzona wiedza na temat różnic w uczeniu się powinna w końcu dotrzeć do szkoły. Jest pewnym paradoksem, że rozwiązania diagnostyczne i praktyczne wynikające z tej wiedzy są już wykorzystywane w przestrzeni pozaszkolnej: biznesie, prywatnych kursach języków obcych, ale bardzo rzadko docierają do nauczycieli szkolnych. A przecież właśnie oni przez wiele lat, tysiące godzin uczą i wychowują kolejne pokolenia.
Jak uczyć dzieci w dzisiejszych czasach? Odpowiedź wydaje się być prosta: ze zrozumieniem procesu uczenia się i indywidualnych różnic międzyludzkich.
Uczymy dzieci w czasach, kiedy szkoła nie jest już osadzona na autorytecie jedynego źródła wiedzy o świecie. Tych źródeł jest więcej, niektóre zaś są odbierane jako bardziej atrakcyjne (niektóre są takimi naprawdę , niektóre są takimi tylko pozornie). Być może (na pewno!) szkołę trzeba przemyśleć na nowo (jak powiedział prof. Nalazkowski), bo przecież nie może być tak, że na lekcjach dzieci „przerabiają materiał”, a na przerwach, a więc pomiędzy i przy okazji, realizują swoje potrzeby komunikacyjne, społeczne i emocjonalne.
Dane psychologiczne są alarmujące: co trzecie dziecko ma stwierdzoną dysleksję, a co piąte – ADHD. Uważa się iż dysleksja i ADHD to cechy wrodzone, a więc powstaje pytanie skąd taka „epidemia”? Wydaje mi się, że po prostu zbyt pochopnie diagnozuje się dzieci. Część zachowań wynika z „wrzucenia” do wspólnego edukacyjnego worka dzieci o silnych preferencjach kinestetycznych i dzieci „spokojnych”, skrócenia czasu snu dzieci - obecnie śpią średnio o 2-3 godziny niż 15 lat temu - więc mózg nie ma czasu odpocząć i „przerobić” nowych informacji i nagromadzonych emocji; błędów w odżywianiu – dzieci są zatruwane niewłaściwą żywnością, odwodnione; panuje stacjonarny model spędzania czasu: wiele godzin siedzenia w szkole, wiele godzin – nad lekcjami, wiele – przed telewizorem (w sumie to 650 mięśni w bezruchu) i komputerem. Aktywność fizyczna i swobodne zabawy na podwórku są, podobnie jak sen, skrócone o kilka godzin. A przecież konstrukcja fizyczna człowieka nie zmieniała się od czasów pierwotnych.
Dodamy do tego jeszcze permanentny pośpiech, stres fizjologiczny i… brak czasu. Nie tylko - rodziców dla dzieci - także nauczyciele nie mają czasu dla swoich uczniów, bo muszą przerabiać nadal przeładowany program nauczania.
Znany nam model nauczania – nawet ten sprzed 15-20 lat, nie pasuje do dzieci dzisiejszych czasów. Świat się zmienił i dzieci się zmieniają. A pamiętajmy, że te dzisiejsze dzieci muszą być jeszcze bardziej zaradne edukacyjnie, aby za kilkanaście lat, kiedy będą w nim funkcjonować jako ludzie dorośli, sprostać wymaganiom świata i go zmieniać na lepszy.
Teraz wiemy już m.in., że każdy człowiek jest nieco inaczej skonfigurowany neurologicznie, co ma wpływ na jego funkcjonowanie, preferencje, styl uczenia się. Jest zatem więcej programów „obsługi” człowieka, a zatem także ucznia.
Każdy z nas ma swoje ulubione preferencje sensoryczne (WAK). Każdy z nas ma określoną dominację półkuli mózgowej (PL). Wreszcie każdy z nas ma określony profil inteligencji (WI) - to wszystko jest uzasadnione neurologiczne i nie może być poddawane wartościowaniu! Powyższe parametry (WAK+PL+WI) określają styl funkcjonowania każdego człowieka, w tym również jego styl uczenia się.
Uczenie się to proces życiowy, jak oddychanie. Codziennie uczymy się nowych rzeczy, nowych zachowań, odpowiednio do potrzeb okoliczności i naszej przyszłości. Uczenie się nie dotyczy tylko szkoły. Ale szkoła jako profesjonalna instytucja, której podstawową misją i funkcją jest uczenie (się) znajdujących się w niej ludzi powinna modelować właściwe procesy uczenie się nie zaś – koncentrować się tylko na materiałach do uczenia się (treściach). Czyli na tym, co musi być „w głowach uczniów”. Pytanie: w której szkole są organizowane lekcje z uczenia się? W której szkole uczniowie mogą się dowiedzieć jaki mają styl uczenia się i jak powinni się uczyć zgodnie ze swymi preferencjami?
Szymona Majewskiego system szkolny „odrzucał” - on nie pasował do szkoły, której modelem wzorowego ucznia jest uczeń: wzrokowo-słuchowy, lewopółkulowy z dominacją inteligencji językowo-lingwistycznej i matematyczno-logicznej.
Gołym okiem widać, iż pan Majewski ma co prawda bardzo rozwiniętą inteligencję lingwistyczną i matematyczno-logiczną (inaczej nie dałby rady skonstruować tylu mega żartów i anegdot), ale jest „prawopółkulowy”, bardzo kinestetyczny, ma wysoko rozwiniętą inteligencję przestrzenną, ruchową. A wszystko to w stopniu ponadprzeciętnym, wysoce kreatywnym.
Zgromadzona wiedza na temat różnic w uczeniu się powinna w końcu dotrzeć do szkoły. Jest pewnym paradoksem, że rozwiązania diagnostyczne i praktyczne wynikające z tej wiedzy są już wykorzystywane w przestrzeni pozaszkolnej: biznesie, prywatnych kursach języków obcych, ale bardzo rzadko docierają do nauczycieli szkolnych. A przecież właśnie oni przez wiele lat, tysiące godzin uczą i wychowują kolejne pokolenia.
Jak uczyć dzieci w dzisiejszych czasach? Odpowiedź wydaje się być prosta: ze zrozumieniem procesu uczenia się i indywidualnych różnic międzyludzkich.
Uczymy dzieci w czasach, kiedy szkoła nie jest już osadzona na autorytecie jedynego źródła wiedzy o świecie. Tych źródeł jest więcej, niektóre zaś są odbierane jako bardziej atrakcyjne (niektóre są takimi naprawdę , niektóre są takimi tylko pozornie). Być może (na pewno!) szkołę trzeba przemyśleć na nowo (jak powiedział prof. Nalazkowski), bo przecież nie może być tak, że na lekcjach dzieci „przerabiają materiał”, a na przerwach, a więc pomiędzy i przy okazji, realizują swoje potrzeby komunikacyjne, społeczne i emocjonalne.
Dane psychologiczne są alarmujące: co trzecie dziecko ma stwierdzoną dysleksję, a co piąte – ADHD. Uważa się iż dysleksja i ADHD to cechy wrodzone, a więc powstaje pytanie skąd taka „epidemia”? Wydaje mi się, że po prostu zbyt pochopnie diagnozuje się dzieci. Część zachowań wynika z „wrzucenia” do wspólnego edukacyjnego worka dzieci o silnych preferencjach kinestetycznych i dzieci „spokojnych”, skrócenia czasu snu dzieci - obecnie śpią średnio o 2-3 godziny niż 15 lat temu - więc mózg nie ma czasu odpocząć i „przerobić” nowych informacji i nagromadzonych emocji; błędów w odżywianiu – dzieci są zatruwane niewłaściwą żywnością, odwodnione; panuje stacjonarny model spędzania czasu: wiele godzin siedzenia w szkole, wiele godzin – nad lekcjami, wiele – przed telewizorem (w sumie to 650 mięśni w bezruchu) i komputerem. Aktywność fizyczna i swobodne zabawy na podwórku są, podobnie jak sen, skrócone o kilka godzin. A przecież konstrukcja fizyczna człowieka nie zmieniała się od czasów pierwotnych.
Dodamy do tego jeszcze permanentny pośpiech, stres fizjologiczny i… brak czasu. Nie tylko - rodziców dla dzieci - także nauczyciele nie mają czasu dla swoich uczniów, bo muszą przerabiać nadal przeładowany program nauczania.
Znany nam model nauczania – nawet ten sprzed 15-20 lat, nie pasuje do dzieci dzisiejszych czasów. Świat się zmienił i dzieci się zmieniają. A pamiętajmy, że te dzisiejsze dzieci muszą być jeszcze bardziej zaradne edukacyjnie, aby za kilkanaście lat, kiedy będą w nim funkcjonować jako ludzie dorośli, sprostać wymaganiom świata i go zmieniać na lepszy.
(Notka o autorce: Małgorzata Taraszkiewicz: psycholog edukacyjny,
trener, członek Grupy Edukacyjnej XXI, członek zespołu e-Redakcji
Edunews.pl)