Potencjał dla szkoły nowoczesnych technologii informacyjno-edukacyjnych (ang. ICT albo polski skrót TIK) jest ogromny, ale nie zawsze są one właściwie wykorzystywane. O tym, jak włączać technologie do edukacji szkolnej Julian Piotr Sawiński rozmawia z Sabiną Furgoł - konsultantem Regionalnego Ośrodka Metodyczno–Edukacyjnego - ROM-E „Metis” w Katowicach i b. wykładowcą Kolegium Nauczycielskiego w Bielsku Białej.
Zainteresowała Panią e-edukacja. Czy faktycznie jest ona przyszłością szkoły?
Z wykształcenia jestem polonistą, zatem zawsze dziwi moje zainteresowanie ICT oraz e-edukacją. Właściwie to zainteresowanie wyniknęło naturalnie ok. 8 lat temu, kiedy zaczęły do Polski docierać nowinki z zachodniej Europy na temat wykorzystywania ICT w edukacji. Jak to zwykle bywa, życiem często rządzą zbiegi okoliczności. Moja przygoda z ICT rozpoczęła się od dość przypadkowego wyjazdu na międzynarodową konferencję do Lizbony poświęconą wykorzystaniu e-learningu w edukacji. Tematyka konferencji dotykała różnych obszarów: potencjału tkwiącego w ICT dla edukacji, możliwości i ograniczeń technicznych różnych narzędzi, w tym platform elearningowych, zaangażowania różnych instytucji w budowaniu świadomości na rzecz wdrażania ICT.
Udział w tej konferencji otworzył oczy na wielość i złożoność problemów, ale i możliwości, które otwiera zdalna edukacja (wtedy jeszcze nikt nie mówił o mobilnych technologiach czy narzędziach).
Czyli zainteresowanie się nauczyciela e-edukacją - to po prostu otwartość na innowacje?
Tak, zainteresowanie e-edukacją to po części moja otwartość na nowości, poszukiwanie możliwości dla własnego osobistego rozwoju, ale również wyniknęło z myślenia o pracy zawodowej i w konsekwencji myślenie o ofercie szkoleniowej dla nauczycieli. A potem to już była długa droga eksperymentowania, testowania i wdrażania ICT zakończona sukcesami i porażkami, poszukiwania najefektywniejszych rozwiązań.
Właściwie należałoby wyjść od zdefiniowania pojęcia e-edukacja. Dla mnie to jakakolwiek forma edukacji, która jest wspierana elektronicznie np. za pomocą Internetu czy platform elearningowych, blogów lub z wykorzystaniem różnorodnych cyfrowych narzędzi, np. programów. W ten sposób definiując e-edukację, myślę że należy rozpatrywać ją w 2 wymiarach: wykorzystania w życiu osobistym i wykorzystania w sytuacjach formalnych, np. w edukacji.
Czy więc szkoła powinna przygotować uczniów do korzystania z nowoczesnych technologii? Jak ich wdrożyć do uczenia się przy ich pomocy?
Moim zdaniem szkoła powinna przygotowywać uczniów do posługiwania się ICT w życiu osobistym i zawodowym, zresztą zobowiązuje do tego obecnie obowiązująca podstawa programowa kształcenia ogólnego i w tym sensie jest przyszłością edukacji. Natomiast, mimo różnych prognoz zastąpienia edukacji naocznej edukacją zdalną, nie wyobrażam sobie, że e-edukacja jako zdalna edukacja jest przyszłością szkoły. Nie mieszkamy w kraju, w którym odległości stanowią istotny problem w dostępie do edukacji, dlatego nie sięgamy po rozwiązania edukacji zdalnej. Natomiast w społeczeństwie postindustrialnym, w którym coraz mniej jest rodzin żyjących w środowisku wielopokoleniowym, w którym opiekę na dziećmi pełnią dziadkowie, rodzice oczekują, by szkoła wypełniła funkcję opiekuńczą. Tej funkcji nie można zaspokoić oferując rodzicom zdalną edukację.
Natomiast przyszłością szkoły jest wykorzystywanie e-edukacji do wspomagania procesu uczenia się, np. w formie zamieszczanych informacji i materiałów dla uczniów. Świetny pomysł jednego z miast, by chore dzieci brały udział w lekcji, wykorzystując system telekonferencji. Wszelkiego rodzaju rozwiązania ułatwiające uczenie się i sprzyjające jego efektywności wykorzystujące szeroko rozumianą „elektroniczność” są przyszłością szkoły.
Mówi się ostatnio dużo o wielkości mobilnych urządzeń i mobilnej edukacji. Są faktycznie tak ważne?
Powiem tak, nie wiem czy są „wielkie” mobilne urządzenia czy technologie, ale dają dużo, dużo nowych i innych możliwości osobom z nich korzystającym. Są to często możliwości ułatwiające życie np. mogę zrezygnować z biletu PKP przed odjazdem pociągu, przeczytać książkę czy obejrzeć film w łóżku, na plaży, w samolocie. Są to także programy ułatwiające naukę słówek w autobusie, czy też pozwalają słuchać muzykę czy audiobooka. Tych możliwości wszystkich nie sposób wyliczyć. Ważne byśmy mieli świadomość możliwości, które daje nam mobilna technologia i byśmy nie bali się z niej korzystać.
Jest Pani wykładowcą Kolegium Nauczycielskiego, ma Pani wpływ na kompetencje przyszłych studentów. Co wśród nich jest najważniejsze dla nauczyciela?
Mam sporo doświadczenia w pracy ze studentami, chociaż już obecnie nie pracuję w KN. Myślę, że tą najważniejszą kompetencją jest empatia i myślenie. To co chyba jest bolączką młodego pokolenia nauczycieli to brak umiejętności samodzielnego, krytycznego myślenia, poszukiwania rozwiązań dla napotykanych problemów. Studenci niestety skazani są biernością i wyuczoną bezradnością. Trudno ich zarazić kreatywnością, rezygnacji ze schematycznego myślenia. Oczywiście jest to uogólnienie, ale niestety jest to obraz studenta kierunków pedagogicznych.
Dlatego w pracy ze studentami odeszłam od podających metod pracy na rzecz metod aktywizujących. Po pokonaniu oporu i bierności, większość świetnie się bawiła konstruując WebQuesty dla uczniów.
Jest Pani współautorką e-poradnika dla nauczyciela pt. „Metoda WebQuest”. Cóż to za metoda i na czym polega jej nowość?
Metoda WebQuest jest metodą nową i nie nową. W istocie WebQuest jest kontynuacją założeń metody projektu, czyli często pracy grupowej polegającej na rozwiązywaniu problemów. Twórcą metody projektu jest Amerykanin Berni Dodge, który zauważył niewykorzystany potencjał Internetu i jego zasobów. I wymyślił metodę WebQuest, wzbogacając metodę o możliwości, które przynosi Sieć, a dzisiaj szerzej „elektroniczność” czy multimedialność.
Czyli metoda WebQuest również będzie formą pracy grupowej lub indywidualnej polegającej na rozwiązaniu problemu, w trakcie pracy uczniowie muszą skorzystać m.in. ze źródeł internetowych. Szczegółowa instrukcja dla uczniów powinna być dostępna dla nich w Internecie, a efekt pracy końcowej zaprezentowany w formie elektronicznej. Metoda WebQuest różni się od metody projektu silnie ustrukturyzowaną instrukcją dla ucznia, która obejmuje: temat, wprowadzenie, zadania, źródła, ewaluacja. Przykłady WebQuestów można znaleźć już w Sieci (np. na stronie www.webquesty.pl).
Jak Pani zachęca, motywuje, swoich studentów i nauczycieli do uczenia się oraz doskonalenia się? Czy sekret motywacji leży w wykorzystywaniu walorów mobilnej edukacji?
Staram się zachęcać i motywować do uczenia się osoby, z którymi mam zajęcia, ale nie odwołuję się do mobilnej edukacji. Często mobilne narzędzia są mentalną przeszkodą w uczeniu się, ponieważ nie wszyscy swobodnie posługują się nimi i nie zależy to od wieku uczestników szkoleń, zajęć czy spotkań. Dużym zaskoczeniem dla mnie był fakt, że studenci nie są tacy biegli w nowych czy mobilnych technologiach jak głosi obiegowa opinia o młodych ludziach. Motywować do uczenia się próbuję zachęcając ludzi do myślenia, do zastanawiania się nad rozwiązaniem jakiegoś problemu, a mobilne narzędzia są i zawsze pozostaną narzędziami.
Jedni wolą kartkę papieru i długopis, inni tablet czy stary monitor. Ważny jest proces uczenia się, nie narzędzie za pomocą którego się uczymy, wybieramy te narzędzia, które w danym czasie, w danej chwili są najbardziej ergonomiczne czy dostępne. Natomiast dla zwiększenia motywacji do uczenia się takie narzędzia podsuwam uczniom w szkołach. Na niższych etapach edukacyjnych narzędzia mobilne są rzeczywiście narzędziem motywacyjnym. Jest to po części chwyt marketingowy, ponieważ znowu nie chodzi o narzędzia, a o to, czego i jak się uczymy.
Czy faktycznie - Pani zdaniem - motywowanie uczniów do uczenia się jest pierwszym kluczowym zadaniem nauczyciela?
Myślę, że tak. W społeczeństwie informacyjnym, w gospodarce opartej na wiedzy istotą wartością jest nie to, ile umiem w danym momencie, ale ile zdołam się nauczyć. Dlatego tak ważna jest umiejętność uczenia się, natomiast żeby się uczyć człowiek musi mieć do tego motywację. Chociaż neurobiolodzy dowodzą, że w człowieku drzemie naturalna chęć uczenia się, a zadaniem nauczyciela jest tą chęć wzmacniać, nie zaś tłumić czy hamować. Polska szkoła ma z tym problem.
Na początku spotkania dziecka z systemem edukacji jest ono chętne do uczenia się, im wyżej w hierarchii, tym chęć do uczenia się maleje. Dlatego motywowanie uczniów do uczenia się jest pierwszym kluczowym zadaniem nauczyciela.
Co Pani zdaniem - jest dziś największym wyzwaniem szkolnej edukacji w pracy z dziećmi i młodzieżą?
Dla mnie najważniejszym wyzwaniem szkolnej edukacji w pracy z dziećmi i młodzieżą jest pokonanie uczniowskiej wyuczonej bezradności, wzbudzenie ciekawości uczenia się, uświadomienia, że uczenie się może być przyjemne, może przynosić radość i satysfakcję.
W CEN jestem konsultantem, zajmuję się informacją pedagogiczną i upowszechnianiem innowacji edukacyjnych oraz redagowaniem „Nauczycielskiej Edukacji” – stąd pytanie o innowacyjność i nowoczesność edukacji. Przecież technologie TIK nie wyczerpują problemu. Czym one są dla Pani?
Dla mnie innowacyjność i nowoczesność edukacji to było ciągłe poszukiwanie nowych, ciekawych rozwiązań metodycznych, które angażowałyby uczniów w proces uczenia się. Im dłużej szkolę, uczę, czytam, sięgam do różnych źródeł to odkrywam, że pojęcie innowacyjności jest złudne, ponieważ okazuje się, że już wcześniej ktoś odkrył pewne zjawiska, zależności metody, a my właściwie zmieniamy tylko narzędzia. Natomiast silnie zmieniają się cele edukacji wraz ze zmianami dziejącymi się w otaczającym świecie. Nowoczesność edukacji to nowoczesność na poziomie wykorzystywanych narzędzi i stawianych przed nią celów.
Bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam - rozmawiał dr Julian Piotr Sawiński, redaktor naczelny „Nauczycielskiej Edukacji” i członek e-redakcji Edunews.pl.
Wywiad niniejszy ukazał się w Nauczycielskiej Edukacji wydawanej przez Centrum Edukacji Nauczycieli w Koszalinie.