W debacie edukacyjnej od dawien dawna daje się zauważyć niezwykła niemoc największych partii politycznych w Polsce do zaproponowania jakichkolwiek sensownych zmian. Jak już się pojawiają „dobre zmiany”, to zaraz potem wychodzi, że to jednak był tylko zabieg PR-owski. I że wcale nie chodziło o poprawę czegokolwiek w szkołach i na uczelniach. Zupełnie też nie widać woli współdziałania najważniejszych ugrupowań, aby tzw. narodową edukację uczynić rzeczywiście dobrą. Pewnie im bliżej wyborów parlamentarnych, tym częściej zauważymy, że politycy przypominają sobie, że jest coś takiego, jak edukacja i że to (w okresie wyborczym) ważny temat jest i basta! Niedawno Polska 2050 przedstawia swój pomysł na „całościową” reformę systemu edukacji. Warto skomentować.
Zmiana wg Polski 2050 ma się opierać o sześć następujących tez:
- uwolnienie szkoły od ideologii rozumiane jako likwidacja kuratoriów oświaty, i powołanie w ich miejsc niezależnej Komisji Edukacji Narodowej, której zadaniem będzie wyznaczanie standardów edukacyjnych i wspieranie szkół i nauczycieli w ich realizacji;
- zapewnienie godnych płac w oświacie tak by budżet centralny gwarantował każdemu zaczynającemu pracę nauczycielowi pensję w wysokości średniego wynagrodzenia w gospodarce i dalszy wzrost wraz z kwalifikacjami, doświadczeniem i osiągnięciami nauczycieli;
- skupienie na kształceniu umiejętności przyszłości, by edukacja nie bała się innowacji, wręcz była na nie ukierunkowana tak aby służyła wspieraniu rozwoju tych umiejętności, które pomogą młodemu człowiekowi odnaleźć się w czasach ciągłej zmiany;
- skupienie na edukacji klimatycznej rozumianej jako wprowadzenie całościowej i interdyscyplinarnej edukacji klimatycznej do szkół;
- wsparcie psychologiczne dla uczniów rozumiane jako zapewnienie fachowego wsparcie pedagogów i psychologów oraz uzupełnienie programów szkolnych o psychoedukację;
- wprowadzenie etyki obowiązkowej dla wszystkich w ramach porządkowania kwestii nauczania etyki i religii w szkołach, przy czym lekcje religii powinny być współfinansowane przez związki wyznaniowe.
Autorzy cytowanych sześciu tez zakładają, że ich rozwinięcie ma docelowo zapewnić całościową reformę systemu edukacji, po której nie będzie ona zbudowana na wszechobecnej kontroli i nadzorze, ale na zaufaniu i kompetencjach. Niestety nic z przytoczonych rozwiązań tego nie zapowiada.
Uwolnienie szkoły od ideologii
Kwestia wyzwolenia szkoły od ideologii jest nieustannym pomysłem mającym na celu uwiarygodnić tych, którzy zapowiadają konieczność zmian w oświacie, a w konsekwencji uzyskanie możliwie nieograniczonego wpływu na to, co się w szkołach dzieje. Nawiasem mówiąc właśnie przechodzimy przez taki proces doświadczając lekcji uwalniania szkół od ideologii (lewicowych, gender, liberalnych i wszystkiego co nie czarnkowe) i trudno powiedzieć, czy warto wprowadzać kolejną taką zmianę. Likwidacja kuratoriów jest dobrym pomysłem, a jeszcze lepszym byłoby zlikwidowanie również ministerstwa edukacji, bo zbyt często bywa skrajnie upolitycznione, a zbyt rzadko po prostu kompetentne. Czy problem rozwiązałoby powołanie niezależnej Komisji Edukacji Narodowej tego niestety nie można przewidzieć, bo jak się zdaje byłaby to instytucja niezależna od jednej idei, ale, czego uczy doświadczenie, najprawdopodobniej zdominowana bez reszty przez inną. Dziś trudno mówić o niezależnych instytucjach. Miał być takim Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy czy IPN, ale zawsze znajdzie się jakaś „Zaufana Osoba”, która istnienie tych szacownych organów potrafią sprowadzić do stanu poniżej jakiegokolwiek poziomu. Tak, niezwykle ważne jest wyznaczanie standardów edukacyjnych i działanie na rzecz ich pełnej realizacji w szkołach. Rozwiązanie takie wymaga jednak współpracy fachowców a nie, choćby i najbardziej zaangażowanych entuzjastów. Jakiś czas temu instytucją, która mogłaby w tym pomóc był Instytut Badań Edukacyjnych. No właśnie, jakiś czas temu…
Uwolnienie szkoły od ideologii to przede wszystkim ustalenie celów, wartości, norm, zasad funkcjonowania i… co wydaje się być kluczowe, źródeł oraz struktury finansowania. Wiele wskazuje na to, że w kontekście zarządzania infrastrukturą oświatową doskonale się sprawdzały samorządy. Dziś jest trudniej, bo pozbawianie jednostek samorządu terytorialnego dochodów mocno ogranicza ich szeroką aktywność w tym zakresie. Sporym wyzwaniem są natomiast kadry. Pomijając aspekt płac, to również kwestia przygotowania nauczycieli do zawodu. Wąska specjalizacja uzupełniana formalnym wykształceniem na studiach podyplomowych w gruncie rzeczy nie gwarantuje powszechnej i jakościowo dobrej oferty nauczania. Zupełnym anachronizmem są podstawy programowe i archaiczne trzymanie się nauczania przedmiotowego połączonego z systemem oceniania efektów nauczania zupełnie nieprzystającym do potrzeb dzisiejszych czasów. No i kwestia przygotowywania oraz doboru dyrektorów szkół. We wszystkich krajach demokratycznego świata ta grupa zawodowa ma swoje formalne instytucje przygotowujące i weryfikujące jakość pracy jej przedstawicieli. W Polsce wystarczy zrobić studia podyplomowe i wygrać konkurs – ani jedno, ani drugie nie gwarantuje odpowiedniej klasy nominowanych dyrektorów szkół (choć na szczęście mamy sporo fantastycznych osób na tych stanowiskach i świetną organizację OSKKO, która im w ich pracy pomaga).
Zapewnienie godnych płac
Gwarancja „godnych” płac to kolejny marketingowy pomysł, który ma wskazać rzekome zainteresowanie losami nauczycieli. Że płace uczących są zbyt niskie to jest oczywista oczywistość. Zapewnienie godnych płac winno być powiązane z godnymi warunkami pracy - gwarancją autonomii, zapewnieniem odpowiednich warunków (przestrzeń, dostęp do odpowiednich narzędzi i oprogramowania, liczebność uczniów w klasie, organizacja pracy itd.). Same pieniądze nic nie dają. Niemniej nie można o nich nie mówić. Być może warto w związku z tą dyskusją wykreować zróżnicowane formy zatrudnienia i powołać nowe, coraz bardziej potrzebne funkcje w szkole: tutora, lidera zmiany, wewnątrzszkolnego doradcy metodyczny, eksperta do…
Rozmowa o płacach w oświacie to oczywiście również dyskusja na temat czasu oraz warunków pracy nauczycieli. Chodzi rzecz jasna o pensum, ale też o zajęcia, które dziś nazywane są „dodatkowymi” i dlaczego część nauczycieli wykonuje szereg prac poza tzw. pensum, a inni nie? Chodzi też o warunki pracy. Część nauczycieli ma po kilkunastu uczniów w klasie, cześć po trzydzieści i więcej. Świetlice szkolne nie mogą pełnić swoich właściwych funkcji, bo zatrudnieni w nich nauczyciele skupiają się głównie nad zapewnieniem bezpieczeństwa nadmiernej liczby uczniów. Nauczyciele bibliotekarze z kolei wysyłani są na zastępstwa, bo przecież i tak nic nie robią w swoich bibliotekach.
Wreszcie pozory idei awansu. Pozyskiwanie kolejnych stopni jest faktem, ale czy w dalszym ciągu mówimy o autentycznym stażu, rozwoju, poszerzaniu kompetencji. Czy nauczyciel dyplomowany pracuje faktycznie w inny sposób niż mianowany? Czy w ogóle się tego od niego wymaga? A przecież zgodnie z rozporządzeniem zyskuje i uwiarygadnia w procesie egzaminacyjnym zupełnie nowe kompetencje, więc…?
Skupienie na kształceniu umiejętności przyszłości
Tak, edukacja musi się skierować ku przyszłości. Nie może być tak, by dzisiejsi nauczyciele, metodami z przeszłości, uczyli do czasów, które mają dopiero nadejść. Przyszłość wymaga od nas zupełnie innych kompetencji niż te, które oferuje dzisiejsza szkoła. Wymaga również innych kompetencji od nauczycieli. Eksperci 2050 mówią o potrzebie innowacyjności, to oczywiście jedna z wielu zmiennych nad którymi trzeba pracować. Rzecz ciekawa rozmawiają na ten temat i wprowadzają w życie nowe rozwiązania rodzice, niebanalni nauczyciele i alternatywne szkoły. Tylko system jest wciąż ten sam - przedmioty (2050 proponuje kolejne dwa: klimatologia i obowiązkowa etyka), ocenianie zewnętrzne, skupienie na realizacji programów w miejsce skupiania na osiąganiu celów. By uzyskać zmianę w tym zakresie należałoby zmienić strukturę wymagań wobec szkół i nauczycieli oraz system kształcenia uczących. W praktyce mnogość naukowców a nawet wprost szkół wyższych jest zainteresowana współpracą ze szkołami i nauczycielami. Warto by to wzmocnić systemem grantów i być może z drugiej strony zestawem czynników zwiększających zainteresowanie nauczycieli swoim własnym realnym rozwojem. Realnym, a więc całkowicie odmiennym od tego, który oferują studia podyplomowe, które dziś gwarantują na ogół jedynie papier określający kolejne kwalifikacje. Czy daje również kompetencje? Warto spytać absolwentów tego typu „dokształtów”.
I wreszcie sami uczniowie. Nie można skupiać się nad rozwojem kompetencji przyszłości, kiedy tak mało wiemy i tak mało dla nas znaczy to, jakimi kompetencjami dysponują i jakie chcieliby rozwijać współcześni uczniowie. Na pewno nie obejmują one kolejnych wąsko specjalistycznych propozycji, które miałyby ich przygotowywać w ramach określonych przedmiotów do odpowiadania na konkretne pytania czy rozwiązywanie zgodnych z nauczanymi algorytmami ćwiczeń w ramach wybranych obszarów wiedzy. To przeszłość.
Skupienie na edukacji klimatycznej
Kolejne hasło, które ma pokazywać jak bardzo jesteśmy do przodu w obszarze zapewniania dzieciom i młodzieży dobrej edukacji. Tymczasem oni są już dużo dalej. Młodzieżowy Strajk Klimatyczny jest formalną i bardzo aktywną strukturą i dysponuje sporą liczbą rozwiązań, z którymi warto się liczyć. W dyskusji, która już się toczy strona rządowa głosi niewiele znaczące ideały, nauczyciele domagają się dodatkowego przedmiotu, a młodzi proponują konkretne działania. Edukacja klimatyczna powinna być edukacją czynów. To kwestia szerokiej współpracy z organizacjami pozarządowymi. Praca nad konkretnymi projektami pozwalającymi w realny sposób zmieniać wybrane fragmenty lokalnej rzeczywistości zgodnie zgłoszoną od lat przez ekologów zasadą „Myśl globalnie, działaj lokalnie”. To w mniejszym stopniu kwestia kolejnych porcji wiedzy (choć ta też jest bezwzględnie potrzeba), ale aktywnego poszerzania proklimatycznych i szerzej prośrodowiskowych umiejętności (w tym rozpoznawanie zagrożeń, projektowanie realnych celów warunkujących konkretne zmiany, organizacja, wdrażanie i ocena efektów przeprowadzonych rozwiązań). Każde z tych rozwiązań mogłoby być fantastycznym doświadczeniem edukacyjnym. Pozwalającym nie tylko poszerzać wiedze i umiejętności uczniów, ale przede wszystkim kształcić ich gotowość, sprawczość i chęć do konkretnego działania – wszystko, co na pewno będzie się im przydawało w przyszłości.
Wsparcie psychologiczne dla uczniów
Zapewnienie psychologicznego wsparcia dla uczniów poprzez obowiązek zatrudniania pedagogów i psychologów (dlaczego nie socjoterapeutów, logopedów, specjalistycznej obsługi medycznej?) to zdecydowanie za mało. To kolejne działanie statystyczne, które o niczym nie zdecyduje, jeśli nie zmieni się po prostu szkoła. Dużo lepszym pomysłem jest uzupełnienie oferty szkoły (bo przecież nie programów szkolnych) o psychoedukację, którą warto rozumieć jako celowy i konsekwentny wzrost kompetencji wszystkich nauczycieli w zakresie pracy z uczniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Delegowanie odpowiedzialności za zachowanie uczniów na psychologów czy pedagogów nic nie zmieni. To nie poszczególni ludzie, ale kultura organizacyjna szkoły powinna gwarantować uczniom pełny, bezpieczny i dobrze do nich dopasowany rozwój. Dodajmy do tego, że zakres potrzeb w zakresie tego rozwoju znacznie nam się ostatnio poszerzył. To kwestia oferty dla uczniów z doświadczeniem migracji, dla osób nieheteronormatywnych, dla dzieci będących przedstawicielami coraz bardziej zróżnicowanego społeczeństwa. Wsparcie psychologiczne uczniów to zapewnienie możliwości debaty, bezpiecznego prezentowania własnych przekonań czy poglądów, otwartości na innych, zgody na różnorodność. To wyzwanie nie tylko dla uczniów, ale też dla nauczycieli, kadry kierowniczej oświaty, organów prowadzących czy podmiotów pełniących nadzór i kontrolę.
Wprowadzenie obowiązkowej etyki i podsumowanie
Jasne, że kwestia religii jest coraz bardziej ciążącym problemem szkoły. Pytanie czy wprowadzenie kolejnego obowiązkowego przedmiotu rzeczywiście ten problem rozwiąże. Etyka jako przedmiot, to takie samo rozwiązanie jak kolejne obowiązkowe zajęcia z zakresu edukacji klimatycznej. W ogóle nie zadziała. Bo w grę wchodzi nie kolejna wiedza czy algorytmy kształcenia, ale postawy. Te mogą i chyba powinny być rozwijanie w ramach pracy wychowawczej szkoły. Osobne lekcje z etyki niczego w tym zakresie nie zmienią?
Być może zamiast tego warto wrócić do koncepcji kodeksu etycznego nauczycieli? Być może warto rozmawiać o izbie nauczycielskiej jako gwarancie środowiskowym przestrzegania zasad etycznych w zawodzie nauczyciela?
Szkoła, uczący potrzebują realnego wsparcia. Gwarancji finansowania. Autonomii działań. Transparentnych procesów identyfikacji wartości oraz jakości ich pracy. Być może godnej reprezentacji. Wartościowego środowiska naukowego, które wsparłoby niezbędne zmiany w procesie modyfikacji (czy być może rewolucji) polskiej szkoły. Czy politycy są w stanie zapewnić tego typu rzeczywistość…? Cóż, zobaczymy! Na razie nic tego nie zapowiada. Możemy rozmawiać. Ale czy coś z tego wyniknie?
Notka o autorze: Jarosław Kordziński - trener, coach, mediator, moderator procesów rozwojowych osób i organizacji głównie w obszarze edukacji. Na co dzień związany z Centrum Komunikacji i Mediacji AKADEMIA DIALOGU. Przez lata partner kluczowych podmiotów wspierających rozwój edukacji: MEN, CODN/ORE, CEO, FRDL. Stały współpracownik „Dyrektora szkoły”, autor kilkunastu książek poświęconych edukacji oraz psychologii pozytywnej.