Strona 1 z 2Przewidywanie tendencji w edukacji jest proste, jeśli założymy iż przyszłość to „więcej tego samego co teraz”. W znacznej mierze jest to założenie trafne w krótkim terminie – najbliższa przyszłość już istnieje, choć może znajdować się na marginesach współczesności – albo na tyle silnie umiejscawiać się w jej centrum, że staje się niewidoczna na zasadzie efektu „ślepej plamki”.
Ten wymiar kontynuacji jest jednak zakłócany przez nieciągłość, przez zerwania i niemożliwe do przewidzenia wydarzenia, które odnajdą lub wytworzą swoje źródła dopiero wtedy, gdy już nastąpią (mówimy wtedy, że „przecież już w … roku pojawiły się pierwsze oznaki nadchodzącego....”, ale oczywiście nikt ich „wtedy” nie widział. Pewnie, że „nie widział”, bo pierwsze może pojawić się dopiero wtedy, gdy nastąpi drugie – por. Deleuze, Descombes).
To, co interesujące w prognozowaniu przyszłości, musi wiązać wątki kontynuacji z wyobraźnią wskazującą na jeszcze nie istniejące, albo majaczące na marginesach „pierwsze” symptomy tego, co jeszcze nie nadeszło, co wciąż jeszcze tkwi w sferze niezaktualizowanej możliwości. A zatem z tym, co jako „pierwsze” tkwi w sferze fikcji. To, co może nadejść jest w zasadzie nieograniczone – ale niektóre z tych możliwości dają się opisać jako zdeterminowane tym, co już jest albo już jest postrzegane jako możliwe. Co to takiego w odniesieniu do edukacji?
Sądzę, że jest kilka istotnych wymiarów przeobrażeń edukacji (zresztą dość wyraziście zarysowanych w innych tematach panelu), z których wyłonić się mogą kolejne wachlarze edukacyjnych możliwości. Trudno określić, które z nich okażą się istotne, toteż poniższa lista jest nieuniknienie prowizoryczna. Wydaje mi się jednak, że trzy spośród obecnie zachodzących przeobrażeń będą mieć w dającej się przewidzieć przyszłości silny wpływ na procesy edukacyjne.
Pierwszy wymiar: rekonstrukcja społeczeństwa klasowego. Edukacja działa dziś jako niemal doskonała maszyna stratyfikująca napędzana ambicjami klasy średniej, wzmacniająca i współpracująca z ekonomicznym rozwarstwianiem społeczeństwa. Jeśli ten proces nie zostanie przerwany (a nie widzę dziś w Polsce śladów politycznej akceptacji dla takiej zmiany), to szybko doprowadzi do separacji klas społecznych. Stworzy to z kolei pulę wyborów dla przyszłej polityki edukacyjnej (i społecznej w ogóle) rozpinającą się między redystrybucją zasobów ekonomicznych i kulturowych a budowaniem akceptacji dla nierówności (swoista „refeudalizacja” społeczeństwa, powrót do przednowoczesnego etosu szlacheckiego z jednoczesnym aktywnym produkowaniem bierności marginzalizowanej warstwy społeczeństwa – por. opowiadanie „Crux” Jacka Dukaja).
Ten drugi scenariusz jest w krótkoterminowej perspektywie bardziej prawdopodobny. Trzecia możliwość, której zwolennicy obu powyższych scenariuszy będą chcieli uniknąć (co nie znaczy że im się to uda) to rewolucja. Aktorami scenariusza redystrybucji będą prawdopodobnie struktury unijne (np. polityka uznawalności kwalifikacji, LLL), aktorami opcji „feudalnej” – elity krajowe, które obecnie aktywnie „uciekają od przeciętności” odwołując się do ideologii liberalnej (prywatne szkoły, zagraniczne studia, etc), a w przyszłości będą musiały wspierać rozbudowę policyjnego państwa dla ochrony swych przywilejów. W tym scenariuszu dominować będzie nacisk na tworzenie wysokiej jakości szkół dla elit („uniwersytety flagowe”, małe szkoły prywatne z konserwatywnymi programami wychowawczymi, etc.) i rozbudowę mechanizmów kontroli społecznej przez wychowanie w duchu „zero tolerancji” i nadzorcze działania systemu opieki społecznej w odniesieniu do ludzi biednych.
Drugi wymiar: media. Szkoła straciła pozycję instytucji transmisji wiedzy na rzecz TV i przede wszystkim internetu. To się już stało. W tym kontekście możliwe są następujące scenariusze: próby nadążania „za” mediami (nasycanie szkół ICT, „edutainment”zamiast lekcji, etc), próby redefinicji roli szkoły w relacji do mediów (kształcenie kompetencji do posługiwania się ICT, krytycznego dystansu do polityki reprezentacji w mediach, etc – szkoła jako „wprowadzanie” do kultury 2.0 na podobnej zasadzie, jak w nowożytności „wprowadzano” do kultury literackiej), wreszcie ignorowanie świata nowych mediów i skupienie na tradycyjnych formach przekazu (książka i systematyczny wykład).
Nieco ryzykując powiedziałbym – w nawiązaniu do pierwszego (klasowego) wymiaru – że wariant „nadążania” może się okazać fantazją edukacji dla mas, zaś wariant „ignorowania” - dla elit. Środkowy wydaje się o tyle trudny, że szkoła (i ludzie dorośli generalnie) są w sferze kompetencji medialnych w zasadzie głupsi od dzieci; spełniła się wizja Margaret Mead z l. 60-tych o społeczeństwie prefiguratywnym.
Być może w myśleniu pedagogicznym nastąpi w tym kontekście powrót do idei znanych z pedagogiki XIX wieku: uznamy, że zadaniem szkoły jest kształcenie woli i charakteru. Moich studentów niezmiernie fascynują wykłady na temat pedagogiki J.F.Herbarta (1806) zakładającej prowadzenie człowieka (przez systematyczne nauczanie) od bezwolności dziecka podatnego na zewnętrzny wpływ „czegokolwiek” ku silnemu charakterowi moralnemu dorosłego zapewniającemu mu autonomię i życiową dzielność. Sądzę, że w edukacji elit te ideały bardzo szybko zostaną odtworzone i przedefiniowane w języku współczesnej etyki i psychologii. W przypadku stworzenia egalitarnego systemu szkolnego (na co się obecnie nie zanosi, ale może po rewolucji....) mogą one stać się także – ponownie – zarysem filozofii kształcenia powszechnego.
Poza tymi szkolnymi scenariuszami szybko tworzy się sieć edukacji pozaszkolnej spełniająca niemal dosłownie inną pedagogiczną utopię lat 60-tych – Ivana Illicha wizję społeczeństwa bez szkoły (edukacja rozgrywa się w sieciach samokształceniowych). W tym kontekście może zostać wymuszony kolejny scenariusz: szkoła stanie się centrum certyfikacji (a nie kształcenia) wiedzy i umiejętności zdobytych gdziekolwiek. To też już się dzieje.