W oczekiwaniu na pierwszy polskojęzyczny e-podręcznik do dowolnego wykorzystania zaostrzają nam się apetyty. Oczekujemy wiele po takim narzędziu edukacyjnym, będąc codziennie bombardowanymi przez informacje podawane w formie przekazu multimedialnego i coraz częściej interaktywnego. Jak projektować takie nowoczesne e-narzędzia dydaktyczne?
Przygotowywany e-podręcznik do fizyki w gimnazjum przejrzałem i – podobnie jak prof. Sysło (patrz: Darmowy e-podręcznik) – mam mieszane uczucia.
Dla kogo?
Dla kogo powstaje e-podręcznik? Dla nauczyciela czy dla ucznia? Moim zdaniem e-podręcznik jest tworzony oczywiście dla ucznia, ponieważ ma mu zapewnić bezpośrednie „wsparcie“ w uczeniu się danego przedmiotu. Skoro takie założenie przyjmiemy, to musimy zadać sobie pytanie o formę e-podręcznika i jego atrakcyjność wizualną. Nie może to być tradycyjny podręcznik oparty na tekście, przeniesiony żywcem do Internetu. Co powinno znaleźć się w e-podręczniku?
Z jednej strony to oczywiście nauczyciele powinni brać aktywny udział w tworzeniu e-podręcznika. Z drugiej należy zadbać o to, aby ich wpływ na ostateczny kształt dzieła był zrównoważony przez silną redakcję broniącą interesów... uczniów (może z włączeniem samych uczniów w prace nad e-podręcznikiem?). Projektując dziś e-narzędzia dydaktyczne warto zastanowić się nad opinią Marka Prensky’ego, iż największym problemem dla dzisiejszej edukacji jest to, że nauczyciele - cyfrowi imigranci, mówiący archaicznym językiem ery precyfrowej usiłują uczyć populację, która porozumiewa się zupełnie nowym językiem. Na ile jest ona prawdziwa we współczesnej dydaktyce?
Co jest ważniejsze – obraz czy tekst?
Od samego początku w Edunews.pl podreślamy, że weszliśmy (chcąc czy nie chcąc) w epokę edukacji zwizualizowanej. Po prostu odbiorca – tzw. cyfrowy tubylec (Mark Prensky) – wymaga, aby edukacja oparta była przede wszystkim na przekazie audio-wizualnym. Nie można o tym zapominać – proszę zwrócić uwagę na to, jak zmieniły się w ostatnich kilku latach "tradycyjne" podręczniki szkolne. Warto byłoby na przykład policzyć o ile procent wzrosła liczba ilustracji wstawianych do podręcznika szkolnego dziś, w porównaniu do tego sprzed dekady. Albo co znajdziemy na płytach lub stronach internetowych powiązanych z podęcznikami szkolnymi. Projektując dziś e-podręcznik trzeba brać pod uwagę te trendy! I trzeba iść o wiele dalej.
Nie wystarczy dziś obrazek statyczny, aby wyjaśnić uczniowi problem, skoro wokół ucznia wszystko wiruje, można tego dotknąć, włączyć się w dyskusję, dodać coś od siebie, itd. Niedostateczna interaktywność i personalizacja oraz słabość przekazu multimedialnego będą moim zdaniem największymi wadami e-podręczników wchodzących na rynek.
Wyzwaniem jest opracowanie dobrego materiału merytorycznego, napisanego jasnym i czytelnym językiem. Jeszcze większym wyzwaniem dla twórców e-narzędzi dydaktycznych jest dziś opracowanie warstwy multimedialnej przekazu wiedzy. A to właśnie jest obecnie podstawowy kanał dotarcia do głowy ucznia.
Więcej niż Wikipedia
W gruncie rzeczy mamy już jeden mega-e-podręcznik do każdego przedmiotu. Kontrowersyjny – nie traktowany jeszcze poważnie przez środowisko naukowe – ale jednak zyskujący coraz większe uznanie, z zasobami przyrastającymi w szybkim tempie. To Wikipedia. Niedawno amerykańscy lekarze i naukowcy zajmujący się chorobami nowotworowymi (Kimmel Cancer Center Uniwersytetu Thomasa Jeffersona) zadali sobie trud oceny wartości treści dotyczących terapii raka zamieszczonych w anglojęzycznej Wikipedii. Ocena była bardziej niż pozytywna – okazało się, że treści zawarte w największej encyklopedii świata mogą jednak być źródłem wiedzy o wybranym zagadnieniu (patrz: ScienceDaily.com). Oczywiście jeszcze baaardzo dużo jest do zrobienia w obszarze jakości informacji w Wikipedii, ale dziś każdy obrotny nauczyciel może sobie skomponować w krótkim czasie własny podręcznik do nauczania przedmiotu, bazując bezpośrednio na treściach z Wikipedii (dostępnych przecież na tej samej licencji, co projektowany podręcznik z fizyki).
Po projektowanym e-podręczniku do fizyki (i każdym innym) oczekiwałbym zatem, że będzie czymś więcej niż Wikipedią-bis. Tu dużo mogłoby się zmienić, gdyby odwrócić proporcje. Obraz i dźwięk na pierwszym miejscu, teksty jako konieczne uzupełnienie. Atrakcyjna szata graficzna. Zadania wymagające interakcji z uczniem. Połowę sukcesu dzisiejszych produktów edukacyjnych stanowi ich "opakowanie"! Mój apetyt na takie narzędzie edukacyjne jest zatem znacznie większy niż mógłbym wybrać z przedstawionego mi menu...
I na koniec nie można się nie zgodzić z opinią prof. Sysły, że narzędzie to jeszcze nie edukacja. Nawet najwspanialszy e-podręcznik będzie tylko "sztuką dla sztuki" jeśli nie "kupią" go uczniowie. Gdy uczniowie zaczną z niego sami z siebie korzystać – bo będzie atrakcyjny wizualnie, napisany językiem XXI wieku, ciekawy i wciągający – nauczyciele na pewno również będą z niego chcieli korzystać w nauczaniu.
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym)