Model edukacji rodem z XIX wieku się wyczerpał. Należy to zrozumieć i przyjąć do wiadomości. W sposób naturalny odpowiadał ówczesnej rzeczywistości i potrzebom tamtych czasów. Rodzice i uczniowie wychodzili do podobnie funkcjonujących organizacji. Jedni udawali się do fabryki, a drudzy do szkoły, która przypominała miejsce pracy rodziców.
Otoczenie szkoły się zmieniło, a uczniowie nadal chodzą do przysłowiowych „fabryk wiedzy”, choć rodzice pracują już w zupełnie innych organizacjach, a ich czasu pracy nie wyznacza fabryczny zegar. Dziś wraz ze zmieniającym się światem zmienić się musi także szkoła. Bez wizji będziemy dreptać w miejscu. Czy świat bez szkoły jest możliwy?
Obecny system oświatowy, jak uważa Toffler, jeden z najbardziej znanych futurologów, to marnej jakości instytucje, na podobieństwo fabryki pompujące przestarzałe informacje za pomocą przestarzałych metod. Nie ma na myśli podręczników, ale to, że szkoły w ogóle nie myślą o przyszłości dzieci, za które przecież odpowiadają. Podstawą wszelkiego kształcenia jest jakieś wyobrażenie przyszłości. Zarówno rodzice, jak i autorzy podręczników szkolnych i nauczyciele czynią zatem szereg założeń na temat przyszłego kształtu społeczeństwa czy wręcz ludzkości. Tylko, czy ten obraz wynika z obserwacji trendów, jakie pojawiają się wokół nas? Jeśli mamy - powiada Toffler - w głowie obraz kominów fabrycznych i gospodarki taśmy montażowej, to własne dzieci przygotowujemy do takiego właśnie modelu życia. Kształtujemy je jak surowce do produkcji. Poddajemy rutynowej, masowej obróbce, bez uwzględnienia potrzeb indywidualnych. Dajemy im do wykonania zadania powtarzalne, by przysposobić je do powtarzalnej pracy - w fabryce czy biurze, gdzie mają spędzić późniejsze życie. W taki mniej więcej sposób przybijaliśmy pieczęć na przyszłości naszych dzieci przez ostatnie sto czy sto pięćdziesiąt lat, ale dzisiaj już je oszukujemy. Bo taka edukacja zupełnie nie pasuje do tego, co dzieci zastaną, gdy opuszczą progi szkoły. Dziś społeczeństwo coraz bardziej domaga się rzeczywistości bez masowej szkoły. Nie chce tej opartej na archaicznym modelu fabryki i szkoły funkcjonującej na błędnych założeniach.
Świat edukacji zmienia się niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie. Minęły już 34 lata od momentu pojawienia się książki Ivana Illicha „Społeczeństwo bez szkoły”. Czym jest koncepcja „bez szkoły”? Czy jest rzeczywiście nierealną ideą? Na pewno atrakcyjną, bo znajduje swoich zwolenników. Nadal tego typu prognozy przyjmowane są z dystansem i ironicznym komentarzem, ale taki scenariusz staje się dziś coraz bardziej realny.
Brak instytucji szkoły nie oznacza, że przestaniemy się uczyć. Może w ten sposób zostanie zrealizowana idea uczenia się przez całe życie? Za uczenie się będzie odpowiedzialne nie państwo, ale każdy z nas indywidualnie. Obserwujemy dynamiczny rozwój techniki, nowoczesnych technologii, internetowej społeczności i nieograniczonej możliwości wyrażania siebie w sieci. Do tego dochodzą jeszcze badania nad mózgiem, nanotechnologia i wiedza na temat zachowań generacji sieci. Dlaczego więc nie oczekiwać nowych idei pedagogicznych? Nie jest łatwo je tworzyć, wymagają czasu. Jednak idea społeczeństwa bez szkoły staje się coraz bardziej realna. Francuski ekonomista Jacques Attali w wydanej w 2006 roku „Krótkiej historii przyszłości” twierdzi, że usługi edukacyjne staną się z czasem coraz droższe i „w końcu zostaną wymienione na seryjne produkty przemysłowe.”
Brzmi groźnie i nieprawdopodobnie? Ależ to staje się coraz bardziej możliwe. Od pewnego czasu, coraz częściej próbuje się rutynowe czynności nauczyciela zastąpić atrakcyjnymi programami komputerowymi. Przygotowywane są wirtualne wykłady, nowoczesne kursy elearningowe, gry dydaktyczne, elektroniczne testy, portale z zasobami edukacyjnymi, a także cyfrowe dzienniki i systemy monitorujące proces uczenia się ucznia. Dla wielu uczniów multimedialny wykład jest o wiele bardziej interesujący niż lekcja w klasie. Aby przekazać wiedzę, odpytać, czy też ocenić nie jest potrzebny nauczyciel. Przejmuje on natomiast nową rolę: doradcy, trenera, psychologa, eksperta ds. uczenia się. Wspiera w trudnych momentach, wskazuje drogę i motywuje uczniów w momentach zwątpienia i uczy jak się uczyć. Kształci kompetencje i pomaga w ich rozwoju. Jest potrzebny, ale w innej roli!
Obecny system oświatowy, jak uważa Toffler, jeden z najbardziej znanych futurologów, to marnej jakości instytucje, na podobieństwo fabryki pompujące przestarzałe informacje za pomocą przestarzałych metod. Nie ma na myśli podręczników, ale to, że szkoły w ogóle nie myślą o przyszłości dzieci, za które przecież odpowiadają. Podstawą wszelkiego kształcenia jest jakieś wyobrażenie przyszłości. Zarówno rodzice, jak i autorzy podręczników szkolnych i nauczyciele czynią zatem szereg założeń na temat przyszłego kształtu społeczeństwa czy wręcz ludzkości. Tylko, czy ten obraz wynika z obserwacji trendów, jakie pojawiają się wokół nas? Jeśli mamy - powiada Toffler - w głowie obraz kominów fabrycznych i gospodarki taśmy montażowej, to własne dzieci przygotowujemy do takiego właśnie modelu życia. Kształtujemy je jak surowce do produkcji. Poddajemy rutynowej, masowej obróbce, bez uwzględnienia potrzeb indywidualnych. Dajemy im do wykonania zadania powtarzalne, by przysposobić je do powtarzalnej pracy - w fabryce czy biurze, gdzie mają spędzić późniejsze życie. W taki mniej więcej sposób przybijaliśmy pieczęć na przyszłości naszych dzieci przez ostatnie sto czy sto pięćdziesiąt lat, ale dzisiaj już je oszukujemy. Bo taka edukacja zupełnie nie pasuje do tego, co dzieci zastaną, gdy opuszczą progi szkoły. Dziś społeczeństwo coraz bardziej domaga się rzeczywistości bez masowej szkoły. Nie chce tej opartej na archaicznym modelu fabryki i szkoły funkcjonującej na błędnych założeniach.
Świat edukacji zmienia się niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie. Minęły już 34 lata od momentu pojawienia się książki Ivana Illicha „Społeczeństwo bez szkoły”. Czym jest koncepcja „bez szkoły”? Czy jest rzeczywiście nierealną ideą? Na pewno atrakcyjną, bo znajduje swoich zwolenników. Nadal tego typu prognozy przyjmowane są z dystansem i ironicznym komentarzem, ale taki scenariusz staje się dziś coraz bardziej realny.
Brak instytucji szkoły nie oznacza, że przestaniemy się uczyć. Może w ten sposób zostanie zrealizowana idea uczenia się przez całe życie? Za uczenie się będzie odpowiedzialne nie państwo, ale każdy z nas indywidualnie. Obserwujemy dynamiczny rozwój techniki, nowoczesnych technologii, internetowej społeczności i nieograniczonej możliwości wyrażania siebie w sieci. Do tego dochodzą jeszcze badania nad mózgiem, nanotechnologia i wiedza na temat zachowań generacji sieci. Dlaczego więc nie oczekiwać nowych idei pedagogicznych? Nie jest łatwo je tworzyć, wymagają czasu. Jednak idea społeczeństwa bez szkoły staje się coraz bardziej realna. Francuski ekonomista Jacques Attali w wydanej w 2006 roku „Krótkiej historii przyszłości” twierdzi, że usługi edukacyjne staną się z czasem coraz droższe i „w końcu zostaną wymienione na seryjne produkty przemysłowe.”
Brzmi groźnie i nieprawdopodobnie? Ależ to staje się coraz bardziej możliwe. Od pewnego czasu, coraz częściej próbuje się rutynowe czynności nauczyciela zastąpić atrakcyjnymi programami komputerowymi. Przygotowywane są wirtualne wykłady, nowoczesne kursy elearningowe, gry dydaktyczne, elektroniczne testy, portale z zasobami edukacyjnymi, a także cyfrowe dzienniki i systemy monitorujące proces uczenia się ucznia. Dla wielu uczniów multimedialny wykład jest o wiele bardziej interesujący niż lekcja w klasie. Aby przekazać wiedzę, odpytać, czy też ocenić nie jest potrzebny nauczyciel. Przejmuje on natomiast nową rolę: doradcy, trenera, psychologa, eksperta ds. uczenia się. Wspiera w trudnych momentach, wskazuje drogę i motywuje uczniów w momentach zwątpienia i uczy jak się uczyć. Kształci kompetencje i pomaga w ich rozwoju. Jest potrzebny, ale w innej roli!
Upadek instytucji szkoły w Polsce nie będzie jednak wynikał ze śmiałej wizji, ale właśnie z jej braku i zaniechania jej stworzenia. Rodzice będą szukać sposobu na wychowanie szczęśliwego społeczeństwa, nauczyciele burzyć z powodu coraz liczniej nakładanych na nich bezsensownych zadań, a samorządowcy w poszukiwaniu pieniędzy na łatanie dziur w drogach, zaniedbają szkoły w naturalny sposób. Ważne, aby to zrozumieć i to jak najszybciej, bo społeczeństwo za chwilę nie znajdzie już powodu, dla którego miałoby chodzić do szkoły.
Jaka więc powinna być polska szkoła? Przede wszystkim, trzeba sobie zdać sprawę ze zmian w naszym otoczeniu. Jak pisze Toffler do masowego "porażenia przyszłością" należy stworzyć nowy system kształcenia odpowiadający erze superprzemysłowej. Dziś większość jest już przekonana, że czynnikiem sukcesu staje się umiejętność przyswajania informacji oraz wyciągania samodzielnych wniosków, a praca polega na obróbce informacji i budowaniu wiedzy. Żyjemy w świecie globalizacji i dostępu do światowych zasobów informacji i wiedzy. Wymusza to na nas wykorzystywanie wiedzy, czerpanie wzorców z różnych kultur i współdziałanie przekraczające granice krajów i kontynentów. To ostatni już moment na stworzenie wizji polskiej szkoły, opartej na modelu szkoły zarządzanej wiedzą. Aby tego dokonać, tak cele, jak i metody muszą się raczej wiązać z przyszłością niż z przeszłością.
Dziś bardziej niż doświadczenie w zakresie edukacji liczyć powinno się wyczucie chwili, miejsca, czasu i tego wyjątkowego momentu, który pozwala zmierzyć się z wyzwaniami naszych czasów. Tworzenie szkoły jutra to kreowanie i zdominowanie pojawiających się szans i możliwości. Tworzenie przyszłości jest o wiele większym wyzwaniem niż próba dogonienia jej, ponieważ to pierwsze wymaga opracowania własnej mapy. Zboczenie z utartego szlaku i podążenie własną drogą niesie ze sobą większe korzyści niż zastanawianie się, czy inni też tak robią. Nie można dojść do przyszłości pozwalając komuś innemu wytyczyć nasz szlak.
(Notka o autorze: Witold Kołodziejczyk jest członkiem e-Redakcji Edunews.pl, dyrektorem i twórcą innowacyjnej szkoły - Collegium Futurum w Słupsku)