Oczywiście trzeba brać pod rozwagę wyniki badań sygnalizujące możliwy szkodliwy wpływ pewnych zjawisk na rozwój dzieci i młodzieży. Ale trzeba też pamiętać, że spojrzenie na rzeczywistość dorosłych "cyfrowych emigrantów" i młodych "cyfrowych tubylców" może się bardzo różnić. Uważajmy, aby przy okazji różnych działań nie wylać... edukacji z kąpielą.
Zawsze, gdy podejmowany jest temat przeciwdziałania uzależnieniom dzieci i młodzieży, powinniśmy – zwłaszcza my, dorośli (i rodzice) – zachować szczególną ostrożność w ocenie zjawisk. Doświadczenie uczy, że wiele tzw. kampanii edukacyjnych może mieć uboczny skutek, na czym ucierpi rozwój dziecka.
Dawno dawno temu popularny był temat "uzależnienia od telewizji", kilka lat temu popularny był temat "uzależnienia młodzieży od internetu", dziś popularny staje się temat "uzależnienia od telefonu komórkowego".
W każdym z powyższych przypadków mogą faktycznie zdarzyć się przypadki uzależnienia młodzieży od wspomnianych środków komunikacji. Tyle tylko, że te uzależnienia są czymś naturalnym we współczesnym świecie i dotyczą w takim samym stopniu nas, dorosłych. I problemem nie jest sam internet, telefon komórkowy czy telewizja (tak samo jak nie jest nim dla dorosłych samochód czy na przykład kawa). To, na co powinniśmy zwracać uwagę, to odpowiedzialne korzystanie z każdego narzędzia, jakie zostało stworzone do wykorzystania przez człowieka, a w przypadku młodych ludzi dodatkowo – na wykorzystanie tych narzędzi do celów edukacyjnych.
Jest wysoce prawdopodobne, że prowadzenie kampanii (przez dorosłych) antyinternetowych, antytelewizyjnych czy antytelefonowych, będzie miało ujemny wpływ na edukację dzieci i młodzieży. Każde z tych narzędzi jest dziś bowiem wysoce skutecznym narzędziem wpływającym na sferę wiedzy i umiejętności, które są niezbędne w życiu. Przykładowo: telewizja – umiejętność przetwarzania informacji, komunikacja obrazem; internet – dostęp do źródeł informacji, umiejętność wyszukiwania informacji, komunikowania się, współpracy online; telefon komórkowy, zwłaszcza w wydaniu najnowszym (smartfony) – to kieszonkowy komputer, w którym mamy dostęp do nieograniczonej bazy informacji i aplikacji rozwijających dziesiątki umiejętności ucznia. Dlatego problemem nie jest samo nadmierne używanie wymienionych urządzeń, lecz nieużywanie ich w celach edukacyjnych i rozwojowych. Tego koniecznie musimy uczyć. Często jest bowiem tak, że użytkownicy internetu lub telefonów nie są świadomi możliwości tych narzędzi w obszarze osobistej nauki i rozwoju. I każda antyuzależnieniowa kampania – oprócz swego przekazu negatywnego, powinna zawierać również przekaz konstruktywny, zwracający uwagę na możliwości wykorzystania danych narzędzi w edukacji. Inaczej powinna być uznana za bezwartościową i w rzeczywistości szkodliwą społecznie.
Dlaczego o tym dziś piszemy? Bo pojawiła się niedawno w sieci zapowiedź kampanii ostrzegającej przed fonoholizmem - "Uwaga! Fonoholizm. Kampania przeciw nadmiernemu korzystaniu z telefonów komórkowych przez młodzież" (www.uwagafonoholizm.pl). Niesie niestety za sobą głównie negatywny przekaz, nie biorąc pod uwagę dziesiątek badań z całego świata pokazujących pozytywne strony związane z telefonią mobilną – choćby związane z różnymi aspektami mobilnej edukacji: dostępu do aplikacji edukacyjnych, tworzenia się i utrzymywania społeczności uczących się osób, wymiany informacjami i wiedzą. Badania przytaczane przez jej organizatorów raczej w niewielkim stopniu świadczą o rzeczywistym problemie uzależnienia młodzieży od telefonów komórkowych. No może w takim samym stopniu, jak jedna trzecia populacji, która uzależniona jest od samochodu czy porannej kawy. Dla współczesnej młodzieży telefon komórkowy jest mniej więcej odpowiednikiem zegarka dla starszego pokolenia, a już niedługo, w związku z dynamicznym rozwojem płatności bezgotówkowych, będzie odpowiednikiem naszego ("cyfrowych emigrantów") portfela. Nic dziwnego, że coraz więcej młodych osób wróciłoby się do domu po swój telefon – nie mając go przy sobie czują się po prostu mniej pewnie...
Twórcy wspomnianej kampanii nie zadali sobie też trudu, aby dokonać głębszej analizy sposobu funkcjonowania młodzieży we współczesnym świecie, zwłaszcza w kontekście korzystania przez młodzież z nowych mediów. Polecam zwłaszcza raport z 2010 r. przygotowany przez Szkołę Wyższą Psychologii Społecznej pt. "Młodzi i media".
Zanim kampania wystartuje, warto ją dopracować merytorycznie, a nie straszyć rodziców i uczniów jakimiś „holizmami“. Podsumowując – tej kampanii, która ma wystartować we wrześniu w szkołach – na pewno w tym kształcie i z tym przekazem nie polecam.
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Prowadzi także międzynarodowy serwis edukatorów ekonomicznych i finansowych www.EconomicEducator.eu)