Czy my, obywatele, powinniśmy się więcej interesować edukacją? Skoro na co dzień tak często interesujemy się polityką, modą, celebrytami itp., aż dziwne, że (zwłaszcza jako rodzice) nie poświęcamy zbyt wiele uwagi edukacji, od której zależy przecież koniec końców dobrobyt naszych rodzin. W jaki sposób możemy to zmienić? Debatując podczas konferencji i kongresów poświęconych oświacie?
Zbliżający się Kongres Obywatelski skłania do refleksji. Jak dotąd chyba każdy kongres dotyczący oświaty był skazany na porażkę. Czy ten będzie również?
Proszę wyobrazić sobie konferencję astronomów, gdzieś około roku 1500, którzy zebraliby się aby debatować o ulepszeniu systemu geocentrycznego. Może coś udałoby się poprawić, ale my wiemy, że to byłaby ślepa uliczka. Tego typu debaty, dotyczące kultury, ekonomii, oświaty, budowy mieszkań, itp., odbywały się co jakiś czas w PRL-u. Bardzo mądrzy i światli ludzie przedstawiali na nich naprawdę bardzo słuszne diagnozy i postulaty. Wnioski i uchwały były bardzo postępowe i dawały wielkie szanse na rozwój. I co? I nic. System „geocentryczny” nie nadawał się do skutecznego wdrażania wspaniałych pomysłów. Życie pokazało, że konieczna była zmiana systemu. W gruncie rzeczy zmiana była drobna, ale dotycząca paradygmatów państwa. Zmianie uległy zasady fundamentalne, a wśród nich, najistotniejsza zasada – wolności. System jednofunkcyjny, monoideologiczny, centralistyczny, jednowektorowy, został zastąpiony systemem pluralistycznym.
Z analogiczną sytuacją mamy obecnie do czynienia w oświacie. Od dwudziestu lat trwa festiwal konferencji i słusznych postulatów. Gdzieniegdzie udaje się zrobić krok do przodu. Są przykłady szkół, które starają się pracować „po nowemu”. To są nasze perełki na pokaz. Tak samo jak w PRL-u, gdy mogliśmy się pochwalić przodującymi pegeerami, drogami, kopalniami, zakładami przemysłu lotniczego itp. To były przykłady potwierdzające regułę.
Każdy kongres, który będzie debatował o udoskonalaniu oświaty w ramach istniejącego systemu edukacji jest moim zdaniem skazany na porażkę. Każdy kongres, który nie będzie debatował o zmianie paradygmatów i fundamentalnych zasad systemu, jest skazany na porażkę.
A jaki jest ten obecny system? Chyba taki: jednofunkcyjny, monoideologiczny, centralistyczny, jednowektorowy. Jaki byłby po przewrocie ? Może taki, jak opisuje Prof. Dylak: Jaka szkoła była i jaka już nie będzie.
Warto zauważyć, że po 1989 roku nie odbywają się już konferencje dotyczące usprawniania handlu, budownictwa mieszkaniowego lub zaopatrzenia wsi. Mamy inne tematy i problemy. Ale pytanie główne pozostaje – jak my - jako obywatele - mamy zmieniać edukację?
W opracowaniu „Modernizacja Polski. Kody Kulturowe i mity” (red. Jan Szomburg, 2008) pojawia się diagnoza jednego z czynników utrudniających modernizację w wielu dziedzinach życia po 1989 roku – mentalność folwarczna. I właśnie ta mentalność jest bardzo mocno obecna w relacji rodzice – szkoła. Rodzic jest petentem wobec szkoły i czuje się dobrze w tej roli. Potrzebna jest nam wszystkim – nauczycielom i rodzicom – kultura dialogu. Boimy się autentycznego dialogu w szkole. I to jest zrozumiałe, bo w aktualnym modelu nie ma miejsca na dialog. Wszystkie zadania i role są już z góry rozdane. Zatem co mają robić rodzice, którzy chcą innej edukacji dla swoich dzieci? Przede wszystkim mogą i powinni wspierać aktywnie tych nauczycieli i dyrektorów, którzy działają na rzecz modernizacji kultury nauczania. A z drugiej strony nie zgadzać z wszystkimi propozycjami, działaniami wymaganiami szkoły, wyrażać swój sprzeciw. Czy te dwa postulaty są realne?
Notka o autorze: Wiesław Mariański jest byłym nauczycielem. Jak mówi, do szkoły uczęszcza od 48 lat – najpierw jako uczeń, potem jako nauczyciel, teraz jako rodzic. Prowadzi blog Głos rodzica.