Od dziesięcioleci tydzień ucznia wygląda tak samo. Codziennie od poniedziałku do piątku uczeń wstaje wcześnie rano i w jakiś sposób dociera do swojej szkoły. Tam przesiaduje na krześle przez kolejne lata. Słucha tych samych nauczycieli, uczy się tego samego, ale czy potem staje się kimś? Oto kilka rzeczy, które mogłyby być codziennością w polskich szkołach. Jest to zbiór stworzony na podstawie osobistych obserwacji pracy szkół w Niemczech, Brazylii, Holandii i w Polsce.
Z moich obserwacji wynika, iż w wyżej wymienionych krajach podczas jakichkolwiek przedsięwzięć szkolnych, np. przedstawienia - szkoła się zmienia! Wszyscy są w ruchu, uczniowie się angażują, nauczyciele pokazują swoje inne oblicza, krzesła stają się zbędne… Wszyscy starają się być bardziej ludzcy. Jednak w szkole dzieje się coś bardzo rzadko i tylko nieliczni są zaangażowani.
W jednej z niemieckich szkół w Rio de Janeiro miałem zaszczyt dzięki Instytutowi Goethego zorganizować konkurs czytelniczy. Uczniowie w różnych kategoriach wiekowych czytali na scenie przed publicznością teksty znanych autorów. Ta szkoła posiadała tzw. koordynatora, który zajmował się wszelkimi projektami kulturalnymi. Dzięki niemu miałem bezpośredni kontakt ze szkołą; można by taka osobę nazwać “oknem na świat”. Praca tego człowieka polegała na wyciągnięciu uczniów z krzeseł, by mogli teorię przećwiczyć w prawdziwym przedsięwzięciu, w którym należy się postarać, by coś osiągnąć. Oczywiście nauczyciele wyznaczyli swoich najlepszych uczniów. Co gdyby każdy mógł wziąć udział w podobnym przedsięwzięciu i tak właśnie wyglądałby egzamin? Uczniowie uczyliby się w przeróżny sposób (tradycyjny, komunikatywny, konstruktywny, itp.), ale sprawdzenie ich umiejętności odbywałoby się w określonych ramach praktycznych. Tak jak dzieje się to w prawdziwym życiu. W pracy przecież nie pisze się na zaliczenie testów z całego roku, ważne jest to, co potrafi ze swoja wiedzą zrobić, np. wygrać konkurs czytelniczy.
W Niemczech podczas ferii letnich np. w Jenie, Weimarze organizowane są przez uniwersytety i centra językowe miesięczne kursy teatralne, historyczne, językowe, rzemieślnicze, itp. Kursy, które w codziennych szkołach nie widnieją w grafiku zajęć. Nadrobić je można zatem w ferie - za odpłatnością; przyznawane są również stypendia, oczywiście dla najlepszych. Co gdyby taki właśnie kurs byłby nagrodą (nie oceny, nie dobre wyniki w nauce) za dobrą pracę i zaangażowanie w zajęciach szkolnych, za współpracę z innymi, za rzetelne wykorzystanie swojej wiedzy. Na przykład uczniowie, którzy wygraliby konkurs czytelniczy, mogliby uczestniczyć w kursie letnim. Owe kursy przeznaczone byłyby dla najlepiej wykorzystujących swoje umiejętności (dziś rozpoznawani są pod hasłem: najlepsi), tam pogłębialiby swoją wiedzę, zainteresowania, itp. Uczestnictwo w takich kursach byłoby ważnym aspektem w zdaniu matury i dostaniu się na studia.
Tego typu projekty są już dziś realizowane, tyle że poza szkołą; finansowane są przez Unię Europejską i organizacje pozarządowe. Skupiają one młodych ludzi, którzy planują różnego rodzaju projekty, na realizację których dostają pieniądze. Czemu organizacje pozarządowe mogą, a szkoły, nauczyciele i uczniowie nie? Byłaby to o wiele lepsza nagroda, niż ocena. Jak w zawodowym życiu, im na wyższym poziomie / stanowisku jesteś, tym ciekawsze zadania otrzymujesz.
Uczniowie w Holandii w jednym gimnazjum w Den Haag mogli w środku tygodnia cały jeden dzień uczestniczyć w warsztatach muzycznych. Osoby grające na instrumentach, ale i wszyscy zainteresowani mogli pod koniec dnia zagrać z profesjonalnym zespołem muzycznym. Była to taka specjalna filharmonia dla nauczycieli i rodziców. Szkoła umożliwiła im sprawdzenie swoich umiejętności w prawdziwym przedsięwzięciu na żywo. Co gdyby uczniowie przygotowywali się cały rok do tego typu zadań, nie zaś do egzaminu, który do niczego nie prowadzi?
W Holandii były już podejmowane próby zmieniania szkoły. Miała się stać konstruktywna, oparta na dydaktyce komunikatywnej. Jednak struktura szkół i ich ewaluacja pozostały w starym systemie. Uczniowie mieli się uczyć tylko wtedy, kiedy tego chcieli, jednak nauczyciele i przedmioty nie wzbudzały wielkiego zainteresowania uczniów. Sprawdzenie wiedzy i umiejętności tych uczniów przebiegło w tradycyjnie testowy sposób, nic dziwnego, że wkrótce owe „nowatorskie” szkoły pozamykano. Nie powiodło się również wprowadzenie tzw. szkół zespolonych. W ten sposób odebrano holenderskim szkołom bogactwo różnorodności. W zespolonych szkołach poziom nauczania się obniżył, szkoły niezespolone, pozostawione samym sobie, zyskały nowych uczniów, którzy odchodzili z zespolonych szkół. Rodzice w Holandii bardzo chcą by ich dzieci miały możliwość jak najlepszej edukacji. Gdy widzą, że szkoła nie daje sobie rady, wypisują je z niej i zapisują do innej, lepszej. Następuje w ten sposób przepełnienie w szkołach, przekazywana wiedza staje się bardziej ogólna, gdyż na zagłębianie się w ciekawe tematy nie starcza czasu.
Jednak nauczyciele szkol holenderskich znajdują czas by urozmaicić uczniom zajęcia i przekazać wiedzę, która nie jest wyłącznie ogólna. Na przykład zajęcia języków nie opierają się wyłącznie na wkuwaniu słówek i regułek gramatycznych. Uczniowie zapoznają się z historią krajów, ich literaturą, muzyką, filmem, zwyczajami… Jednym z zadań było upieczenie dowolnego ciasta niemieckiego z rodzicami w domu. Wszak nie było tych ciast wiele, ale zawsze coś. Uczniowie nie musieli wyłącznie wypełnić lukę w tekście nazwą niemieckiego ciasta w kolejnym książkowym ćwiczeniu, ale mogli tego ciasta też posmakować.
Można by powiedzieć, że wymienione kraje są od Polski bogatsze i dlatego w ich szkołach więcej się dzieje. Ale nie wierzę, że w kraju, który liczy sobie prawie 40 mln ludzi, brakuje pieniędzy na edukację. Czy lubimy wydawać pieniądze na nudne rzeczy? A na nudne szkoły? Spróbujmy urozmaicić nauczanie, zmieńmy stare sposoby prowadzenia zajęć, zacznijmy wydawać pieniądze na to, co interesuje i wciąga uczniów.
Od czego zacząć zmiany?
Wydaje mi się, że od organizacji zajęć, bardziej przejrzystej. Na przykład od urozmaicenia grafiku tygodnia ucznia:
- Sobota i niedziela – wolne od szkoły (czas na przemyślenia, na inspiracje)
- Poniedziałek – zajęcia w szkole
- Wtorek – zajęcia poza szkoła lub projekty szkolne
- Środa – zajęcia w szkole
- Czwartek – zajęcia w szkole
- Piątek – zajęcia rzemieślnicze.
Od pól roku funkcjonuję w podobnym grafiku. W poniedziałek jestem nauczycielem w szkole, we wtorek jestem studentem na uniwersytecie, w środę i czwartek znów nauczycielem, a w piątek dostarczam pocztę. Po weekendzie wracam do szkoły na jeden dzień z myślą, że następnego dnia będę robił coś innego; poniedziałek zdaje się być lepszy. W środę i czwartek wracam do szkoły i jestem bardziej skoncentrowany oraz zmotywowany do pracy. W piątek robię kompletnie coś innego, coś co angażuje pracę całego ciała przez kilka godzin. W sobotę załatwiam sprawy domowe, a niedzielę mam na odpoczynek.
Myślę, że reorganizacja naszego tradycyjnego tygodnia szkolnego przyniosłaby ogromne efekty, gdyż zajęcia w szkole nie stanowiłyby jedynych form edukacji uczniów. Warto również zdefiniować, co rozumiem przez zajęcia:
- te w szkole - zajęcia z pisania, prezentacji/dyskusji, rachunków, przedmiotów ścisłych/humanistycznych, dramy, języków obcych, itp.
- te poza szkołą – wyjścia do muzeow, kin, bibliotek, wycieczki regionalne, realizacja projektów szkolnych ściśle związanych z zajęciami szkolnymi.
- rzemieślnicze - stolarskie, blacharskie, elektroniczne, itp.
Jeżeli rezultatem zmiany grafiku szkolnego byłoby wydłużenie edukacji w szkole podstawowej, gimnazjum lub liceum o rok, nic złego by się nie stało. Wszyscy zyskaliby na jakości wiedzy i kompetencjach, które posiedliby dzięki urozmaiconym zajęciom. Uniwersytety mogłyby spodziewać się bardziej doświadczonych, mądrzejszych studentów.
Może spróbujmy zacząć mówić o przewrocie „edukańskim”. Nie ma on na celu „krwawej” rewolucji, „ścięcia głowy” dzisiejszemu systemowi oświaty, jest przewrotem inteligentnym. Celem jego jest zebranie wszelkich dających lepsze możliwości i rezultaty struktur organizacyjnych, technik metodycznych – zbadanych i sprawdzonych w polskich szkołach i za granicą. A następnie wcielenie ich w życie, aby szkoła była bliższa życia, normalniejsza i mniej przeciętna.
Pomysł ten zrodził się dzięki dyskusji na blogu dr. Marzeny Żylińskiej (http://osswiata.nq.pl/zylinska). Zaistniała potrzeba zmiany, rewolucji, przewrotu w polskiej edukacji. Zacznijmy od internetu, od czego dziś wszystko się zaczyna, gdzie błyskawicznie można zaczerpnąć informacji i wypowiedzieć się na każdy temat. Zapraszam państwa do Przewrotu Edukańskiego, edukacji wokół uczniów, a nie uczniów wokół edukacji.
Notka o autorze: Dawid Grabowski jest asystentem języka niemieckiego w Europees Platform (Holandia). Prowadzi badania nad niekonwencjonalnymi metodami nauczania: nauka teatrem, aktualny stan w Polsce w porównaniu z Niemcami.