Społeczeństwo informacyjne czy społeczeństwo wiedzy? – to pytanie stawia prof. Cellary w kontekście Światowego Dnia Społeczeństwa Informacyjnego. Poprosiliśmy użytkowników serwisu o wypowiedź na temat przewidywanych kierunków przemian w edukacji. Osoby, które chciałyby również zabrać głos, prosimy o przesłanie krótkich wypowiedzi na adres e-mail redakcji.
Świat technologii biegnie (gna!) do przodu wymuszając określony styl życia człowieka, ale konstrukcja człowieka na poziomie biologicznym, behawioralnym, w sensie reakcji i potrzeb fizjologicznych, emocjonalnych jest niemal taka sama jak u zarania jego dziejów. Do prawidłowego (zdrowego) funkcjonowania potrzebne jest to samo: zdrowe odżywianie, świeże powietrze (tlen), ruch, odpoczynek i sen.
Współczesne dzieci znakomicie radzą sobie z nowoczesnymi technologiami – uważając to za oczywiste, po prostu urodziły się z telefonem komórkowym (kiedy przekazywano dalszej rodzinie ich pierwszy odgłos z sali porodowej), jako niemowlęta oglądają filmy na laptopie, nieco później grają w gry komputerowe i wideo, słuchają muzyki z odtwarzaczy mp-3 lub mp-4, do dyspozycji mają też kilkadziesiąt programów w telewizji, w tornistrze mają (obok pudełka śniadaniowego) gry i zabawki elektroniczne. Zanim się nauczą dobrze mówić, już wiedzą doskonale, że zawsze gdzieś jest klawisz ENTER, ON/OFF, albo jakiś sensor, który uruchamia dowolne urządzenie. Znajome dziecko kiedy dostało mydło w kostce do mycia rąk, spytało się gdzie to się naciska.
Żyjemy w drugiej fazie globalizacji, w której liczy się ten, kto ma najbardziej aktualne i najbardziej przydatne informacje oraz potrafi się szybko uczyć, aby aktualizować posiadaną wiedzę i kompetencję. Umiejętność uczenia się: szybkiego i efektywnego - staje się najważniejszą umiejętnością człowieka.
***
Do Światowego Dnia Społeczeństwa Informacyjnego podchodzę sceptycznie. Społeczeństwo oparte tylko na informacji to społeczeństwo powierzchowne, bombardowane miliardami zbędnych i bezwartościowych komunikatów. O wiele bardziej wolałbym świętować dzień społeczeństwa wiedzy, w którym wiedza, równy dostęp do niej i możliwość budowania na tej zgromadzonej byłyby najwyższą wartością. Niestety, nawet gdyby dostęp do wytwarzanej przez ludzkość wiedzy był równy, nie oznacza to jeszcze równej możliwości korzystania z niej, bo wymagałoby to stworzenia podstaw dla godnego życia na całym świece. Tylko kiedy jesteśmy najedzeni, wyspani i wypoczęci możemy swobodnie zająć się rozwojem własnym i rozwojem społeczeństwa. Wolałbym również rozmawiać o wolnej kulturze, w której korzystanie z wytworów innych ludzi, jeśli tylko jest twórcze, darzone jest szacunkiem, a nie ścigane z mocy prawa, jak choćby polskie nastolatki, którym zachciało się rozwijać opowieść o Harrym Potterze, a co okazało się sprzeczne z prawem autorskim.
Marzę również o społeczeństwie, w którym próba kształcenia młodych ludzi w zakresie wykorzystywania najnowszych mediów będzie próbą prawdziwą i szczerą, a nie pokazowym wyposażaniem szkół w nowe komputery. Sam dostęp do technologii to za mało. Czy kreślę utopię? Jak najbardziej. Dzisiejsze społeczeństwo informacyjne- chociaż jestem fanem nowych mediów i popkultury- coraz częściej ma do zaoferowania informacyjną papkę. A Internet, który miał być przestrzenią wolności, zaczyna powoli przypominać radio i telewizję- media te również wyobrażano sobie kiedyś jako narzędzia umożliwiające twórczą wymianę i współpracę międzyludzką. Medialne giganty wkraczają do sieci dając nam coraz więcej gadżetów, łącznie z tzw. społecznościowymi serwisami, które, chociaż byłem w nich początkowo zakochany, poza możliwością publikacji czegokolwiek, nie mają innego celu niż zarabianie dzięki naszej aktywności.
Krótko mówiąc - świętując rozwój społeczeństwa informacji, nie powinniśmy zapominać, że informacja to dopiero krok do celu, narzędzie, które bez refleksyjnego podejścia użytkowników, często jest zupełnie bezwartościowe...
Grzegorz D. Stunża: asystent w Pracowni Edukacji Medialnej w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego, redaktor serwisu pracownia54.org i współredaktor naczelny pisma re!volt
***
Społeczeństwo informacyjne skłania mnie do myślenia o szkole przyszłości. Nakreślę dwie perspektywy - tę bliższą i trochę odleglejszą.
Do końca roku 2010 każda szkoła powinna dysponować zintegrowaną platformą łączącą cechy systemu do zarządzania szkołą oraz cechy platformy e-learningowej i portalu społecznościowego. Narodowy portal edukacyjny może nie tylko pomóc dyrektorom w zarządzaniu swoimi szkołami, ale przede wszystkim ułatwić profesjonalne zarządzanie talentami, wiedzą, marketingiem szkolnym i indywidualną karierą uczniów i nauczycieli.
W tych warunkach należy zatem tworzyć system edukacyjny w świecie wirtualnym analogiczny do systemu funkcjonującego w świecie realnym, z podobnymi wymaganiami jakościowymi, systemem oceniania ucznia i nauczyciela, podstawami programowymi itd. W dobie rywalizacji i „wyścigu szczurów” tworzenie portalu społecznościowego łączy postulat tych, którzy poszukują kreatywnej szkoły, jak i tych, dla których ważniejszy jest kapitał społeczny.
W przyszłości nie będzie podziału na klasyczne klasy i lekcje. Obecny model organizacji szkoły i zajęć lekcyjnych charakterystyczny dla ery przemysłowej, zostanie zastąpiony organizacją uczącą się opartą na profesjonalnych metodologiach zarządzania projektami. Dotyczy to zarówno zarządzanie szkołą, jak i metodyki pracy ucznia. Rola nauczyciela sprowadzona będzie głownie do realizacji zadań mentora, organizatora pracy, doradcy zawodowego i przede wszystkim eksperta od wiedzy i skutecznego uczenia się. W ten sposób uczniowie zdobędą kompetencje niezbędne w społeczeństwie wiedzy, m.in. myślenie systemowe, praca zespołowa, zdobywanie, przetwarzanie informacji i w konsekwencji tworzenie nowej wiedzy.
Witold Kołodziejczyk: nauczyciel, trener, b. wicedyrektor Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli, pracownik Laboratorium Edukacji Medialnej CODN, autor bloga Edukacja Przyszłości, redaktor naczelny miesięcznika Edukacja i Dialog.
***
Potrzebujemy edukacji zupełnie niepodobnej do dzisiejszej. Spoza jałowych sporów o legalność kalkulatora na egzaminach, o obecność konkretnej pozycji książkowej w Podstawie Programowej, o legalność telefonu komórkowego na lekcji, prawie nie widać, że cały system edukacji uformowany w poprzedniej epoce i w oparciu o behawioralną dydaktykę, coraz bardziej oddala się od potrzeb szybkozmiennej współczesności. Zamiast kompletnego obrazu posłużę się jednym przykładem - bazy technologicznej (telefon) i jednym przykładem - metody nauczania (e-portfolio). Telefony komórkowe ze szkoły wyrzucono, a e-portfolio - nie potrafi znaleźć do niej drogi.
W szkole, której potrzebujemy, telefon komórkowy nie może być zakazanym gadżetem. Wszyscy powinni raczej cieszyć się z jego wielkich możliwości komunikacyjnych, informacyjnych i edukacyjnych. Uczniowie, pedagodzy, naukowcy i decydenci powinni skupić się nad metodami jak najlepszego wykorzystania tego rewolucyjnego i ogólnodostępnego narzędzia.
W tej szkole miarą sukcesu nie jest przekraczanie przez uczniów zunifikowanych i zuniformizowanych progów, mierzonych ledwie sześciostopniową skalą ocen. Jest nią stale rosnąca i porządkowana suma wielostronnego rozwoju uczniów, rozwijająca się wraz z nimi daleko poza szkołę: e-portfolio. Wszechstronny obraz indywidualizmów czerpiących siłę ze swojej różnorodności dla własnego rozwoju w konstruktywistycznej współpracy.
Lechosław Hojnacki: wykładowca Kolegium Nauczycielskiego w Bielsku Białej, nauczyciel dyplomowany, specjalista od e-kształcenia nauczycieli i projektów Web 2.0, autor strony Społeczny Internet Web 2.0 i edukacja
***