Jak co roku od ponad dwudziestu lat obradował Sejm Dzieci i Młodzieży (1 czerwca br.). Piękna to praktyka, godna kontynuacji. Potrzeba nam w kraju młodych ludzi, którzy już jako gimnazjaliści „testują wody” – przymierzają się do ewentualnej przyszłej działalności publicznej. Dobra tradycja? Wydaje się, że tak. Ale kiedy przyjrzałam się nieco bliżej jej konstrukcji, ogarnęły nie wątpliwości.
Nie da się ukryć, że impreza jest raczej zabawą, ale ostatecznie uczymy się również przez zabawę i nie ma co się krzywić (chociaż wolałabym autentyczny Sejm Dziecięcy, o rotacyjnej trzyletniej kadencji, z regularnymi wyborami najpierw w szkołach, potem w gminach). Ale nawet w obecnej formie impreza pozostawia trwałe ślady w postaci uchwały, którą podejmują jednodniowi posłowie.
Jeżeliby faktycznie impreza miała dawać młodym przedsmak działalności publicznej, to powinna w miarę wiernie symulować autentyczne procedury i rozpoczynać się wyborami, o czym już zamarzyłam. Tymczasem – dobór uczestników jest odgórnie sterowany, poczynając od tematu „konkursu rekrutacyjnego”, na wyborze tematu uchwały, nad którą „posłowie” obradują, włącznie. Gdzież więc samorządność i reprezentatywność?
Tegoroczny konkurs rekrutacyjny na Sejm Dzieci i Młodzieży odbywał się pod hasłem… zgadnijcie, jakim? Oczywiście, stosunkowo łatwo zgadnąć, biorąc pod uwagę nacisk obecnych rządzących na promowanie patriotyzmu rozumianego jako celebrowanie dumnej narodowej przeszłości. Młodzi kandydaci startowali w wyborach pt. „Miejsca pamięci – materialne świadectwo wydarzeń szczególnych dla lokalnej i narodowej tożsamości”. W Sejmie zaś obradowali nad uchwałą o tej samej tematyce.
Dla porównania, w zeszłorocznych edycjach Sejmu kandydaci na jednodniowych posłów musieli zorganizować w szkole debatę, której celem było podjęcie konkretnych działań na rzecz otoczenia. W zeszłym roku na przykład temat brzmiał: „Miejsca młodych - jakiej przestrzeni publicznej potrzebuje młodzież”; w 2012 roku przedmiotem debat była szkolna samorządność. Tradycyjnie, rekrutację organizowało Centrum Edukacji Obywatelskiej. W roku bieżącym zadanie to przejął Sejm, angażując do akcji Instytut Pamięci Narodowej. I w ten sposób kandydaci na posłów, zamiast udowadniać zaangażowanie społeczne, potwierdzają czynem miłość do pomników przeszłości.
Proszę nie myśleć, że lekceważę pomniki i pamięć narodową. Byłaby głupia, bo moi dziadkowie i rodzice sami zapisali się na kartach polskich Historii, tej przez duże H, w dwudziestym wieku przelewając krew w obronie polskości. Ale uważam, że da się połączyć uczenie naszych potomków szacunku do patriotycznych poczynań przodków z modelowaniem odpowiedzialnej postawy wobec współczesności, która ze składaniem kwiatków pod pomnikami ma niewiele wspólnego. Szkoda, że mimo chlubnej tradycji, obecna procedura organizowania Sejmu Dzieci i Młodzieży jest tak skonstruowana, że łatwo nią manipulować dla bieżących politycznych korzyści…
Notka o autorze: Zofia Grudzińska – nauczycielka z wieloletnim stażem, psycholog, koordynatorka Ruchu Społecznego Obywatele dla Edukacji