Na całym świecie podręczniki towarzyszą edukacji. Czy zastanawialiście się dlaczego? Czy podręczniki pomagają nauczycielom i uczniom, czy przeszkadzają? Skłaniam się do opinii, że lepiej i łatwiej byłoby bez nich. Przytoczę sześć argumentów za tą opinią.
Każda klasa jest inna, a podręczniki są pisane dla średnio statystycznej klasy, czyli dla takiej, która w rzeczywistości nie istnieje. Często nie pasują do uczniów i nie realizują ich potrzeb.
Jeśli nauczyciel stara się wybrać tylko odpowiednie treści z podręcznika, to wtedy „nie przerabia” go w całości i rodzice zaczynają być zaniepokojeni. Z drugiej strony zdarza się, że tych odpowiednich treści, które są nauczycielowi potrzebne, jest w podręczniku za mało, że trzeba sięgnąć do innych źródeł i podręcznik przestaje być używany.
Dobry nauczyciel chciałby podać uczniom cele lekcji i kryteria sukcesu. Rzadko są one określone w podręcznikach, a jak są, to nie są to te cele, które nauczyciel chciałby ze swoją klasa zrealizować.
Jeśli nauczyciel chce korzystać z podręcznika, to układa cele do aktywności i zadań z podręcznika, co jest odwróceniem „kota ogonem”, bo nauczyciel powinien najpierw określić cel, a potem do niego dopasować treści, którymi chciałby ten cel realizować.
Częstym argumentem za potrzebą podręcznika jest to, że uczeń nieobecny na lekcji może dzięki podręcznikowi nadrobić materiał. Przez całą swoją karierę nauczycielską nie spotkałam takiej sytuacji, że uczeń sam bez nauczyciela nauczył się czegoś z podręcznika. Może nie miałam do czynienia z tak „samodzielnymi” uczniami, ale zwracam uwagę, że podręczniki nie są też tak pisane, aby z nich samodzielnie uczniowie mogli skorzystać. Częściej uczniowie nieobecni na lekcji korzystają z dobrze prowadzonych przez innych uczniów notatek w zeszytach.
Podręcznik ogranicza kreatywnego nauczyciela. Szczególnie źle działa na młodych nauczycieli, którzy zmuszeni do korzystania z podręcznika i nauczania zgodnie z nim, przestają być „autorami” swojego nauczania. Często wydaje im się, że autorzy podręczników są ekspertami i proponują lepsze rozwiązania, niż mieliby oni sami. Po pewnym czasie zaprzestają prób przygotowywania własnych konspektów lekcji. Wierzą też, że podręcznik zapewni im wypełnianie obowiązku realizacji programu zgodnego z wytycznymi władz oświatowych. Wtedy na własne dodatki nie maja już czasu i miejsca.
Ponieważ władze oświatowe nakazują korzystanie z podręcznika, to szkoła zakupuje je dla uczniów. Jeśli podręcznik nie jest używany przez ucznia i nauczyciela, to rodzice mogą mieć słuszne pretensje, że pieniądze społeczne zostały zmarnowane. W ten sposób szkoły pomagają rynkowi podręczników, ale nie pomagają uczniom się uczyć.
Nauczyciele traktowani są jak niepełnowartościowi specjaliści, którzy mogą tylko odtwarzać zalecenia ekspertów, jak dłużej pozostaną atakowani taką opinią, to przepowiednia będzie się sprawdzać. Zapominamy, że szkoła nauczycielem stoi, a nie ekspertem.
Przeżyłam już dwa podejścia do podręcznika, oba ułomne. Pierwsze polegało na tym, że nauczyciel miał do dyspozycji tylko jeden podręcznik, a drugi – gdy nauczyciel wybierał spośród dziesiątek podręczników. W pierwszym przypadku jeden podręcznik nie mógł pasować do każdego ucznia, a w drugim przeważnie było tak, że z jednego podręcznika dobry był jeden z rozdziałów, a z innego drugi, a pozostałe były nietrafione.
Co z tym zrobić?
Po studiach uczyłam w Politechnice Warszawskiej i nie miałam w zasadzie żadnych podręczników, były książki naukowe i zbiory zadań. Na stażu nauczyłam się od dr Chmaja, który sprawował nade mną pieczę, prowadzić własne zeszyty z konspektami i z wybranymi zdaniami do tematu. Posługiwałam się nimi przez cały czas mojej pracy na uczelni, a one puchły od nowych dokładanych pomysłów. W ten sposób tworzyłam własny podręcznik (wtedy się mówiło – skrypt), który co roku modyfikowałam. Gdy zaczęłam pracować w szkole, szczerze mówiąc, nie zauważyłam, że powinnam używać podręcznika, znowu tworzyłam własne.
Po pewnym czasie kopiowałam ten „podręcznik” dla moich uczniów, pozostawiałam w nim miejsce na ich samodzielne wpisy i rozwiązywanie zadań. To chyba były pierwsze OK zeszyty moich uczniów.
Były to dawne czasy, ksero nie było dostępne, musiałam przepisywać ręcznie przez kalkę, ale dzięki temu, co roku tworzyłam nowy własny podręcznik dostosowany do moich uczniów.
Nie wiem, czy dzisiaj to jest pomysł do naśladowania. Znajomi, młodsi nauczyciele, skarżą się, że dyrektor każe im wybrać jeden podręcznik (najlepiej na cały cykl kształcenia z jednego wydawnictwa) i ściśle z niego korzystać. Ta fikcja jest powszechna i szkodliwa.
Jednak warto choć w jednym docenić podręczniki. Są one potrzebne młodym nauczycielom zaczynającym pracę, którzy jeszcze nie prowadzili lekcji. Oni mają pełno wątpliwości, bo na studiach ich tego nie nauczono. Ale oni też powinni korzystać w różnych podręczników i dostosować się do nauczanej klasy.
Może wyjściem byłyby podręczniki tylko dla nauczyciela, z których nauczyciel wybierałby treści i tworzył z uczniami przy pomocy OK zeszytu ich własne podręczniki?
Korzyści byłoby wiele, nauczyciele przygotowywaliby się do lekcji, dostosowali treści do potrzeb uczniów, planowali odpowiednie cele i kryteria, uczniowie byliby współautorami procesu uczenia się, co moim zdaniem dałoby frajdę i nauczycielom i uczniom.
Pozostaje jednak pytanie. Kto by wtedy zarabiał?
***
Pytania dla refleksyjnego nauczyciela:
- Co mi i moim uczniom daje podręcznik?
- Czy jest możliwe w mojej szkole nieużywania podręcznika?
- Co musiałoby się stać, abym sam z uczniami tworzył podręcznik?
Notka o autorce: Danuta Sterna – była nauczycielka matematyki i dyrektorka szkoły, ekspertka merytoryczna w programie Szkoła Ucząca Się (SUS) (prowadzonym przez CEO i PAFW), autorka książek i publikacji dla nauczycieli, propaguje ocenianie kształtujące w polskich szkołach. Niniejszy wpis pochodzi z jej bloga w partnerskiej platformie Edunews.pl – www.osswiata.pl.