Pokazujące się tu i ówdzie medialne próby podsumowania roku 2019 nie wskazują w żadnym punkcie (prócz medialności strajku oczywiście) na jakąkolwiek zapaść edukacji, która dokonuje się w ciszy niezrozumienia i braku zainteresowania społecznego.
Rok 2019 w polskiej edukacji podzieliłbym na 3 etapy: czas czarującego uśmiechu i pustych kłamstw MENistry Zalewskiej o doskonałym stanie przygotowania deformy w oczekiwaniu na ogólnopolski strajk nauczycieli, czas strajku i to, co się w czasie niego zmieniło oraz czas postrajkowy, którym ten rok zakończymy, ale który trwał będzie – mam wrażenie – przez kolejne lata równi pochyłej, po której w edu-ciszy toczy się polska edukacja.
Opowieści o tym, jak jest świetnie, jak wszystko jest policzone i przygotowane, jaka to doskonała odpowiedź na zapotrzebowanie Suwerena, jakie to bezrozumne obawy, przed nowym rokiem szkolnym zweryfikowały kolejki do toalet okupowanych w czasie przerw i jednokierunkowy ruch na klatkach schodowych w polskich liceach. Widząc zdjęcia przepełnionych korytarzy i zapchanych toalet pytam się Państwowej Straży Pożarnej restrykcyjnie wydającej pozwolenia na użytkowanie budynków – JAK to możliwe? Co stanie się w takiej szkole w czasie pożaru? Ataku terrorystycznego? Paniki? Zadziałał tu ten sam system, który działa w telefonii GSM: występujemy o pozwolenie na nadajnik małej mocy i instalujemy 50-krotnie mocniejszy tuż po odebraniu inwestycji przez inspektora. Patologiczne przepełnienie szkół, nauka do 19:00, rezygnacja z indywidualnych pasji z powodu fizycznego braku czasu – wszystko to odbije się okrutną czkawką w kondycji psychicznej młodzieży, o czym dziś nie mamy pojęcia, ale że będzie to bolesne – o tym jestem przekonany.
Symptomy dzisiejszego stanu rzeczy widać było gołym okiem zdecydowanie wcześniej – stąd strajk, naprawdę ogólnopolski, który tragicznie nieporadnie prowadzony i rozegrany (górnicy słysząc o tym, jak został zorganizowany momentalnie wpadają w nastrojowy rechot), oparty o postulat płacowy, bez przekonania rodziców o tym, że wsparcie strajku jest w ich interesie, zakończył się przecudną, jakże „suwerenną”(sic!) decyzją nauczycielskiej Solidarności, rozmyciem jedności grupy zawodowej, osobistymi stratami finansowymi nauczycieli i… kompletnym brakiem zainteresowania ze strony polityków. WSZYSTKIE partie pokazały w czasie wyborów parlamentarnych, gdzie mają edukację– żadna z nich edukacji nie uznała za priorytetowy element programu wyborczego. Żadna również nie podjęła działań rozpoczynających prace nad ponadpartyjną strategią dla edukacji opartą o niepolityczne podstawy. NIKOMU na tym nie zależy i branżowe okłamywanie się pod flagami ZNP, że zmienia się edu-klimat to strajkowe mrzonki.
Czas strajku to czas integracji rad pedagogicznych, czas wyrażenia niewyrażanych dotąd poglądów edukacyjnych i politycznych, czas prawdziwej, a czasami udawanej solidarności z postulatami strajkowymi i czas formułowania nowych postulatów. Czas świadomości wagi naszej pracy, ale również czas niezrozumienia, okłamywania, przekręcania przekazów, kunktatorstwa polityków i zdrady ideałów „Solidarności” w imię politycznych zdobyczy. To również czas zrozumienia, że Suweren nie jest wykształconym, obytym w świecie i rozumiejącym wartość nauki egzemplarzem gatunku Homo Sapiens, ale skażonym latami indoktrynacji, tęskniącym za nią, prostym chłopem pańszczyźnianym z wyraźnym i dominującym wpływem Homo Sovieticus, któremu się należy i który powinien dostać wszystko, czego chce. Od rządu. Edukację również.
Postrajkowy czas zaowocował wszystkimi zawiązanymi w supełek problemami, okadzanymi „dobrym słowem dobrej zmiany” nabrzmiałymi i dojrzałymi we wrześniu. Nagle okazało się że nie ma młodych nauczycieli, starych też nie, i że w ogóle ich nie ma (w dużych miastach wakaty idą w tysiące etatów). Nie ma ich nie tylko z powodów płacowych (zarabiają obecnie niepełną średnią krajową przy postępującej inflacji, a już niedługo – przy planach rządu – tylko nieco ponad płacę minimalną), ale z powodów niespełnialnych wymagań realizacji przeładowanych i głupio napisanych przez NOP (niezidentyfikowane obiekty piszące) podstaw programowych, nadmiernych oczekiwań wychowawczych awykonalnych w przepełnionych szkołach i klasach. Nauczyciele przestali uczyć świata, bo realizacja podstawy programowej zajmuje im 110% czasu, na czym najbardziej ucierpiały relacje z uczniami i pomiędzy uczniami. Ale o relacjach w PP nie ma słowa, więc dla MEN one w szkole nie istnieją. Okazało się również, że długie namawianie do pracy „na kasie w Biedronce” przekonało najbardziej kreatywnych i wartościowych nauczycieli do całkowitego lub częściowego odejścia z instytucjonalnego systemu edukacyjnego. W efekcie powstała i rozszerza się dziura pokoleniowa – pozostali w szkołach starzy nauczyciele (jak pielęgniarki i lekarze ginekolodzy), którzy nie mają komu przekazać swoich edu-mocy – młodych kadr pedagogicznych nie widać nawet na horyzoncie. Dziś systemowo jeszcze nikogo to nie obchodzi, ale jutro wszyscy zapłacimy z naszych kieszeni za wczorajsze zaniechania i zaniedbania. Edukacja, oficjalnie bezpłatna w wersji „dla suwerena” w wersji, „dla obywatela świata XXI wieku” będzie dostępna tylko dla tych, którzy za nią godziwie zapłacą. Suweren zostanie na lodzie z 500+, które w całości wyda na edukację dopłacając 1000+.
Prawa fizyki mówią, że tocząca się po równi pochyłej kulka w pewnym momencie przestaje przyspieszać – toczy się w przepaść z jednostajną prędkością. Tak właśnie postrzegam ruch edukacji systemowej pod przywództwem Aktualnego Słońca Edukacji, MENistra Piontkowskiego – i nie zmieniają wektora tego ruchu jako całości masy, stałej w swej inercji, ruchy oddolne w stylu społecznych szkół, stowarzyszeń, świetnych jednostkowych nauczycieli, Superbelfrów, Protesty z wykrzyknikiem czy bez.
Żyjąc w tym edu-matrixie, jako nauczyciel, mogę powiedzieć tylko jedno – psy szczekają, a karawana jedzie dalej! Prosto w ruchome piaski…
Notka o autorze: Jacek Ścibor jest nauczycielem informatyki w Szkole Podstawowej w Chrząstawie Wielkiej i założycielem grupy Superbelfrzy RP.