Punkt zwrotny, w którym znalazła się edukacja, wymusza przyspieszone zmiany. Obserwując to, co dzieje się teraz w związku z nową formą pracy szkół i przeniesieniem aktywności do wirtualnego środowiska, chcę wierzyć, że modele dydaktyczne realizowane w zdalnym nauczaniu nie są jedynie liftingiem, ale głęboką transformacją środowiska edukacyjnego, roli nauczyciela i aktywności uczniów. Pewności nie mam, bo nadal widzę, jak zdalne nauczanie reprodukuje archaiczne modele pracy. Jeżeli nawet wydaje się, że edukacja zmienia się dziś, to system opiera się na starym paradygmacie, odwołującym się do niewłaściwych założeń.
Choć na naszych oczach zmieniają się narzędzia wykorzystywane w nowej sytuacji funkcjonowania szkoły, to nadal kolejne pokolenie uczone jest tak, jak ich dziadkowie i rodzice. Wyraża to model: wszyscy to samo, tak samo i w tym samym czasie. Masowy charakter edukacji z jednolitym programem, obowiązkiem szkolnym uniemożliwia personalizację doceniającą nie tylko osobisty potencjał uczniów, ale również edukacyjny potencjał technologii.
Już dwadzieścia lat temu Tom Peters - ekspert w zakresie zarządzania i współautor książki w "Poszukiwaniu doskonałości", krytycznie oceniał system edukacji, który nie potrafi wykorzystać siły nowych technologii, nowej gospodarki i ery powszechnego dostępu do sieci i jej zasobów. Każde sformułowanie Petersa to krytyczna ocena. Niestety, nadal aktualna:
Nasz system szkolnictwa jest spiskiem podcinającym skrzydła kreatywności. Jesteśmy na zakręcie. Wymyślamy wszystko od nowa - z wyjątkiem systemu szkolnictwa, który (teoretycznie) powinien być podstawą. Nasz system edukacyjny jest instytucją, która podaje przestarzałą wiedzę przestarzałymi metodami. Uczymy o tym „co jest”, a nie, „co mogłoby być”. Gdy mijam więzienie lub szkołę, zawsze żal mi tych, którzy tam siedzą.
Nie jesteśmy przygotowani…
Próbujemy „reformować” system, który został skonstruowany na potrzeby Ery Industrialnej, w epoce Forda, w której pracownicy „znali swoje miejsce”, byli „trybikami w maszynie”. A teraz musimy przygotować ludzi do świata, w którym ceni się kreatywność i indywidualną inicjatywę. Trzeba odrzucić „ reformy”, które tylko utwierdzają starą sytuację: więcej egzaminów, więcej „norm”, więcej uniformizacji, więcej dopasowania, więcej biurokracji.
Wyobrażam sobie…
System edukacyjny, w którym zdobywanie wiedzy jest procesem naturalnym, miłość do wiedzy to norma i uczymy się z pasją. Program nauczania, który wyżej ceni pytani niż odpowiedzi, kreatywność stawia ponad przyswajanie faktów, a samodoskonalenie jest normą. Społeczeństwo, które szanuje nauczycieli, wynagradza ich rzetelnie i (co najważniejsze) pozwala - jako kreatywnym jednostkom - na samodzielność w pracy z innymi kreatywnymi jednostkami[1].
Co się zmieniło? Kilka tygodni temu apel ten mógł być potraktowany jako kolejna nieokreślona w czasie wizja a nie ważny priorytet. Dziś stał się pilnym zadaniem, to gaszenie ogromnego i niebezpiecznego pożaru, który wywołuje wśród uczniów, nauczycieli i... rodziców stres, frustrację, rezygnację i zwątpienie. To co spotkało dziś szkoły, jest dla wielu zaskoczeniem, ale też testem na elastyczność, kreatywność, innowacyjność i pedagogiczną wrażliwość. Jeszcze niedawno przepowiadano koniec szkoły w jej dotychczasowym formacie. Niewielu w to wierzyło, twierdząc, że system się nie zmieni tak długo, jak długo nie zmienią się zewnętrzne warunki funkcjonowania szkół. Liczono na wytyczne i gotowe rozwiązania. Szkoły nie zostały przygotowane do zderzenia się z nowymi potrzebami i kryzysową sytuacją. Natura pracy z dnia na dzień zmieniła się diametralnie. Działania ambitnych nauczycieli i dyrektorów do tej pory rozproszone, choć często intuicyjne, bez solidnych podstaw naukowych i sprawdzonych koncepcji, dają nadzieję, że zostanie uwolniony i wykorzystany cały pedagogiczny potencjał. Nadal system edukacji jest anachroniczny, przestarzały, nieprzystosowany do nowym wyzwań i nie pozwala na podejmowanie ryzyka. To, co było przedmiotem powszechnej i uzasadnionej krytyki - ograniczenie się do podstawy programowej i koncentracji na przygotowaniu do egzaminów - dziś jest kolejnym błędem w podejmowaniu decyzji o zdalnej edukacji i nie może być jedynym argumentem do wprowadzenia pracy online. Wyłączenie szkół z jej dotychczasowej formuły, wymusza zupełnie nowe sposoby funkcjonowania i przyjęcia odpowiedzialności za stworzenie nowych zasad. Pytanie, czy i jak szkoła zmieni się po doświadczeniu światowej pandemii?
Wprowadzając nowy format pracy - zdalną naukę powiela się stare rozwiązania dydaktyczne, utrwalając stare role i funkcje nauczyciela, oczekując jednocześnie zaangażowania uczniów, tym samym pomijając potencjał nowych technologii. Pokolenie, którego nawyki ukształtował kontakt z cyfrowymi narzędziami, w naturalny sposób zostało przygotowane do stosowania różnorodnych aplikacji i społecznościowych mediów. Cechy tego pokolenia znakomicie zdefiniował w swojej pracy Don Tapscott [2]. Niestety, tego potencjału szkoła do tej pory nie zauważała, nie doceniała i nie wykorzystywała. Nadal niewiele się zmienia, nowe warunki wymuszają nowe formy pracy. Niestety ich potrzebę wykorzystania uzasadnia się przygotowaniem uczniów do egzaminów i matur, zamiast nadać jej nową funkcję w rozwoju indywidualnych talentów. Dziś na naszych oczach zmienia się funkcja szkoły i nauczyciela, bo zmienia się świat wokół niej, pojawiają się nowe warunki i możliwości. Doświadczamy czegoś zupełnie nowego i nieprzewidywalnego - jeszcze do końca nie zdefiniowanego. Trzeba było światowej pandemii, aby odkryć brak skuteczności edukacji i zrozumieć nową sytuację. Pojawia się nowe wyzwanie. Im więcej zajęć będzie realizowanych w formule zdalnego nauczania (e-learning, gry online, praca "w chmurze" nad projektem, komunikacja wirtualna, kanały telewizyjne w sieci i internetowe portale tematyczne, itd.) tym więcej czasu będzie poświęcać się na autorefleksję i zajęcia dotyczące zagadnień związanych z etyką, religią, filozofią. Zasada ultratechnologii i ultrastyku symbolizuje potrzebę równowagi między rzeczywistością fizyczną i duchową. Im więcej – twierdzi John Naisbitt – otacza nas technologii, tym bardziej potrzeba nam kontaktów międzyludzkich[3].
Najgorszym jest to, że wszyscy dokładnie wiedzą, co robić. Tylko tego nie robią. Pandemia uzmysłowiła, jak ważna jest w tej chwili umiejętność empatii, współpracy, współdziałania, ale też krytycznego myślenia, kreatywnego rozwiązywania problemów i kluczowa umiejętność uczenia się i świadoma praca nad własnym rozwojem. Ważne jest twórcze podejście do tworzenia nowych rozwiązań. Na naszych oczach następuje reset nie tylko dotychczasowego modelu edukacji, gospodarki, finansów, społecznych zachowań. Szkoła nie przygotowała do odpowiedzi na zderzenie się z nową sytuacją. Aby nie dopuścić – jak mówił już przed wieloma laty Alvin Toffler, jeden z najbardziej znanych futurologów – do masowego "porażenia przyszłością" należy stworzyć nowy system kształcenia odpowiadający ponowoczesnej rzeczywistości [4]. Aby tego dokonać, tak cele, jak i metody, muszą się wiązać z przyszłością. Jak przejść od edukacji pouczania w kierunku edukacji upowszechniania? Jak przejść od edukacji "jednego rozmiaru" w kierunku różnorodności wykorzystującej siłę kastomizacji? Jak przekształcić szkołę by motywowała do samodzielności i kreatywności. Dziś bardziej niż kiedykolwiek powinno liczyć się wyczucie chwili, miejsca, czasu i tego wyjątkowego momentu, który pozwala zmierzyć się z wyzwaniami naszych czasów.
Edukacja znalazła się w przełomowym punkcie. Dziś doświadczamy tego, o czym wielu ekspertów mówiło od dawna, że powód, dla którego przychodziliśmy do szkoły, przestał istnieć. Technologia zmienia nasz styl życia, zachowań i sposób nauki. Epidemia sprawiła, że z dnia na dzień musieliśmy zmienić dotychczasowe nawyki, metody pracy, sposoby komunikacji. Rynek usług edukacyjnych natychmiast zareagował na te potrzeby i zaczął oferować platformy, zasoby, rozwiązania do zdalnej nauki. O ile technologią zajął się biznes i dba o jej ciągły rozwój, to instytucje zajmujące się rozwojem człowieka i jego potencjału - zawiodły. Nie mamy opracowanych form pracy w wirtualnym środowisku. Szkoła w tej formie stała się jeszcze bardziej odrealniona. Proponuje cyfrowe podręczniki, gry edukacyjne i różnorodne narzędzia do komunikacji, ale brakuje rozwiązań metodycznych dla nowych mediów i efektywnej organizacji pracy uczniów i nauczycieli. Brakuje ultrastyku, który ma zrekompensować brak bezpośrednich kontaktów. Nieliczne tylko szkoły przygotowały się na edukację nowej generacji skupionej wokół rozwijania indywidualnego potencjału. Paradoksalnie, ta nowa sytuacja najmniej zaskoczyła uczniów, którzy rozumieją technologię, potrafią ją wykorzystywać do codziennych kontaktów, czy współpracy. Problem w tym, że nie zostały wypracowane systemowe rozwiązania, brakuje metodyki pracy, która wykorzystuje potencjał dzisiejszych uczniów i samej technologii.
Przypisy:
[1] Tom Peters, Biznes od nowa, Wydawnictwo Studio EMKA, Warszawa 2005, s. 277.
[2] Don Tapscott, Cyfrowa dorosłość. Jak pokolenie sieci zmienia świat, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2005, s. 139.
[3] John Naisbitt, Megatrendy. Dziesięć nowym kierunków zmieniających nasze życie, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1997, s. 50.
[4] Alvin Toffler, Szok przyszłości, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1998, s. 35.
(Notka o autorze: Witold Kołodziejczyk jest członkiem e-Redakcji Edunews.pl, ekspertem w Ośrodku Analitycznym Think Tank, twórcą innowacyjnej szkoły - Collegium Futurum w Słupsku; prowadzi autorski blog Edukacja przyszłości).