Z uwagą obejrzałem konferencję prasową wiceministrów edukacji i nauki Marzeny Machałek i Tomasza Rzymkowskiego, którym towarzyszył wiceprezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych Przemysław Bryksa, poświęconą przygotowaniom do powrotu uczniów do szkół. Materiał filmowy, na który złożyły się wystąpienia tych trzech osób, został opublikowany na stronie internetowej MEiN w dniu 30 lipca.
Niestety, jak to już stało się oświatowym zwyczajem, konferencji nie towarzyszyły pytania. Podjęty temat budzi powszechne zainteresowanie, a już w przypadku dyrektora szkoły stanowi kwestię wręcz fundamentalną dla pracy, którą musi wykonać w sierpniu. Ewentualne pytania mogłyby objawić rządzącym jakieś problemy, które mogli przeoczyć. Cóż, władza sama wie najlepiej. Szkoda!
Zanim przejdę do meritum, dla wszystkich, którzy pożałowali czasu na obejrzenie konferencji, a o tym co ogłoszono dowiedzieli się z omówień lub pozostają w niewiedzy, napiszę krótko o przebiegu wydarzenia. Upłynęło ono w miłej, partyjnej atmosferze. Najpierw Pani Machałek, przekazując cały szereg informacji, o których za chwilę, pochwaliła dobrą współpracę z RARS. Przedstawiciel Agencji gorąco podziękował, podkreślając satysfakcję, jaką jej szefostwo czerpie z podejmowania działań pożytecznych dla społeczeństwa. Zamykający stawkę pan Rzymkowski nie pożałował słów uznania dla reprezentowanej przez siebie instytucji, która – zgodnie z jego słowami – od początku pandemii niezwykle skutecznie i elastycznie reagowała na sytuację, zapewniając polskim dzieciom możliwość nauki...
Tej ostatniej wypowiedzi nie potrafię pozostawić bez komentarza.
Pan wiceminister krótko pełni swój urząd, być może więc nie dowiedział się jeszcze, że w powszechnym odczuciu środowiska oświatowego ministerstwo edukacji i nauki kompletnie nie sprawdziło się w obliczu kryzysu. Z opóźnieniem reagowało na wydarzenia, utrzymywało wszystkich w niepewności co do swoich zamierzeń, dając wielokrotne dowody kompletnego braku empatii, nie podejmowało przy tym niemal żadnych działań wspierających nauczycieli, uczniów i rodziców, uczących się w boju zdalnego nauczania. Symbolem urzędniczej indolencji stała się rodzima platforma do zdalnej edukacji, którą obiecywał już ponad rok temu minister Dariusz Piontkowski, a która nie powstała do dzisiaj i najprawdopodobniej nigdy nie ujrzy światła dziennego.
Nie wspomniał pan wiceminister w żaden sposób, że polscy uczniowie spędzili na zdalnym nauczaniu więcej czasu, niż ich rówieśnicy w większości krajów europejskich. Jakkolwiek decyzje w tej kwestii zapadały zapewne wyżej niż w siedzibie MEiN, przyzwoitość wymagałaby, żeby nie chwalić się aż tak bardzo.
Co do meritum, najważniejszym przekazem z konferencji było zapewnienie, że ministerstwo przygotowuje rozpoczęcie nauki od 1 września w formie stacjonarnej. Nie padły nawet zastrzeżenia typu „jeśli sytuacja pandemiczna na to pozwoli”. W ramach tych przygotowań już 2 sierpnia zostaną ogłoszone wytyczne sanitarne, mające zapewnić bezpieczeństwo w szkołach...
Istotnie, w zapowiedzianym terminie pojawił się na stronie MEiN stosowny dokument, a w nim głównie wszystkie zalecenia, które powtarzają się od początku pandemii: o dezynfekcji, zachowaniu dystansu, maseczkach w przestrzeniach wspólnych itd. Czytając mam mieszane uczucia. Z jednej strony akceptuję te zalecenia w życiu publicznym, nawet jeśli mają tylko niewielki wpływ na ograniczenie zakażeń. Z drugiej doskonale zdaję sobie sprawę, że w szkole podstawowej, szczególnie dużej, wielkomiejskiej, są niemal doskonałą fikcją. Zresztą sami autorzy wytycznych wydzielili w osobnym punkcie rekomendację noszenia maseczek w przestrzeniach wspólnych jedynie dla młodzieży szkół ponadpodstawowych. To dobre świadectwo realizmu, bo w przypadku małych dzieci jest to bardzo trudne do osiągnięcia, podobnie jak zachowanie dystansu, czy regularne mycie rąk gdy na jedną umywalkę – wg normy – przypadają dwie dziesiątki maluchów.
Nowością w wytycznych jest natomiast wspomnienie o zagrożeniach psychicznych. Niestety, nie ma – bo być nie może – sugestii, jak można walczyć z tym problemem za pomocą indywidualnych środków ochronnych. Jest natomiast taki oto passus:
„W obliczu zagrożeń psychicznych, na jakie narażone były i są dzieci i młodzież dbałość o bezpieczeństwo zdrowotne musi być rozsądnie godzona z dbałością o zdrowie psychiczne. Należy brać obie te potrzeby pod uwagę i szukać rozwiązań.
Pozostawienie w tym względzie decyzyjności i autonomii dyrektorom szkół, którzy najlepiej znają i rozumieją wszystkie uwarunkowania swojej szkoły, da możliwość zastosowania optymalnych, czasem nietypowych rozwiązań. Będą one gwarancją bezpieczeństwa i troską o zdrowie psychiczne uczniów.”
Eureka! Skoro nie ma pomysłu – bo czy można przełożyć na konkret „rozsądne godzenie dbałości o bezpieczeństwo zdrowotne z dbałością o zdrowie psychiczne”?! – wystarczy zastosować tradycyjny myk: pozostawienie „decyzyjności i autonomii dyrektorom szkół”. Niech się martwią, skoro „znają i rozumieją wszystkie uwarunkowania swojej szkoły”. Niech szukają rozwiązań. Ale tylko „w tym względzie”, bo Ci sami dyrektorzy w pojęciu ekipy pana Czarnka są zbyt mało kompetentni, by decydować, nawet w porozumieniu z przedstawicielami rodziców, które organizacje pozarządowe mogą działać na terenie ich placówki. O, co to, to nie! Tutaj potrzebna ma być zgoda kuratora! Patrzcie Państwo, w jaki to prosty sposób dwoma akapitami wytycznych ministerstwo rozwiązuje palący problem zaburzeń psychicznych dzieci i młodzieży!
Nie oznacza to jednak, że kadra kierownicza pozostawiona będzie własnemu losowi. Już od 15 sierpnia (święto kościelne i państwowe, a w tym roku także niedziela, nawiasem mówiąc!) będziemy szkolić się z interwencji kryzysowej i interwencji wychowawczej. Zapewne, aby potem przeszkolić swój personel. Na kilka dni przed pierwszym dzwonkiem. Otóż informuję, że wartość tych szkoleń będzie żadna. Zresztą każdy dyrektor już w maju stał wobec tego problemu i radził sobie, jak umiał. Bez żadnej pomocy z ministerstwa. Albo sobie nie radził, wobec deficytu specjalistów – psychologów i pedagogów szkolnych.
Niewielka będzie przydatność materiałów metodycznych (filmików, scenariuszy lekcji etc.), opracowanych przez Ośrodek Rozwoju Edukacji, które mają dotrzeć do szkół po 20. sierpnia. Zapewne będą one m.in. propagować ideę szczepień. To prosty kurs na zderzenie czołowe z niemałą grupą przeciwnych temu rodziców. Rozsądny dyrektor prędzej zatem wyrzuci cały ten pakiet do kosza, niż załatwi swoim nauczycielom kopanie się z koniem. W razie potrzeby, oczywiście, w sprawozdaniach będzie się wszystko zgadzało. A jeśli już jesteśmy przy sprawozdaniach… Kolejnym orężem w walce z pandemią ma być modyfikacja szkolnych programów wychowawczo-profilaktycznych o treści związane z profilaktyką COVID-19. Koniecznie w oparciu o aktualną diagnozę. Czego ma to być diagnoza, jeśli nie dysponujemy nawet szczątkowymi danymi dotyczącymi zachorowań i stopnia wyszczepienia na poziomie powiatu (ze szczególnym uwzględnieniem dzieci i młodzieży)?! Nieważne! Ważne, że kuratorzy też dołożą swoją cegiełkę do ogólnego sukcesu, bowiem będą monitorować, czy te programy zmodyfikowaliśmy, i czy zostały w nich uwzględnione wyniki aktualnej diagnozy. Jak to już kiedyś napisałem: papier jest cierpliwy, a krzem jeszcze cierpliwszy. Na pewno dokumenty zmodyfikujemy i stosowne działania w ankietach zaraportujemy. Nic nowego pod słońcem!
Z zapowiedzi bardziej konkretnych padła deklaracja przeznaczenia przez rząd 100 milionów złotych na zakup środków higienicznych dla szkół. To prawie tyle, niż kosztują rocznie wg mojego pobieżnego wyliczenia, zarządzone przez prezydenta podwyżki dla parlamentarzystów i tzw. „eR-ki”. W zestawieniu z liczbą 25 tysięcy placówek kwota nie powala, ale na maseczki i środki do dezynfekcji zapewne wystarczy. Tym bardziej, że do tego dojdą jeszcze średnio 4 termometry bezdotykowe na placówkę (osobiście wolałbym jeden, za to w pakiecie z osobą do jego obsługi, ale to tylko takie moje marudzenie).
Jedyny w tym wszystkim konkret, który wydaje mi się naprawdę cenny, to zapowiedź dostarczenia przez RARS stacji dezynfekcyjnych z pomiarem temperatury na wejścia do szkół. Biorąc pod uwagę to, co pisze się o wariancie Delta koronawirusa, niedopuszczenie osoby chorej do kontaktu ze zdrowymi w szkole wydaje się najbardziej skuteczną formą profilaktyki. Żeby tylko zdążyli z dostawą, chociaż przed dziewiątą falą...
Reszta konferencji została poświęcona szczepieniom. Przedstawiciele ministerstwa zgodnie zapewnili widzów i słuchaczy, że to jedyna droga powrotu do normalności. Autentycznie w to wierzę, ale niewiele z tej wiary dla mnie wynika. O programie szczepień w szkołach i zadaniach, jakie będą w tym względzie nałożone na dyrektorów i personel pedagogiczny, napiszę jednak osobno, bowiem to obszerny temat, którego jakoś nie potrafię oderwać od procedowanego obecnie przez władze projektu wprowadzenia do prawa oświatowego odpowiedzialności karnej dyrektorów placówek, zwanego lex Czarnek.
Póki co, zakończę stwierdzeniem, że w sprawach opisanych powyżej nie podzielam dobrego samopoczucia przedstawicieli ministerstwa.
Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.