Rodzice nadal chętnie płacą za dodatkowe zajęcia (pozaszkolne) dla swoich dzieci. Z badań prowadzonych przez CBOS wynika, że ich popularność gwałtownie wzrasta od pandemii COVID. Nie wydaje się to wcale dziwne. Od pewnego czasu można zaobserwować wzrost oferty edukacji nieformalnej dla wszystkich grup wiekowych, nawet dla dorosłych. Może to oznaczać, że edukacja "ucieka" ze szkół i uczelni? Chyba faktycznie już czas na nieco głębsze podejście do szkolnictwa i zaproponowanie rozwiązań, które nadadzą szkołom i uczelniom nowe role w społeczeństwie XXI wieku.
Dawniej szkoła była jedną z nielicznych instytucji, w których można było zgłębiać tajniki wiedzy i rozwijać swoje umiejętności. Dziś szkoła i uczelnia konkuruje z tysiącami miejsc, w których rozkwita edukacja w sposób naturalny - idąc za rozumem (a zwłaszcza za portfelem) rodziców. Nie ma się więc co dziwić, że blisko trzy czwarte (73%) rodziców dzieci, które uczęszczają do szkoły podstawowej, średniej lub branżowej finansuje lub zamierza w tym roku szkolnym finansować im pozalekcyjne zajęcia edukacyjne lub ogólnorozwojowe, co jest rekordowym wynikiem w okresie od 1998 roku (za: CBOS „Aktualne problemy i wydarzenia” - badania cykliczne w latach 1998–2024). Zapewne są w tych zajęciach także korepetycje.
Najpopularniejsze rodzaje płatnych zajęć edukacyjnych i ogólnorozwojowych dla dzieci i młodzieży w wieku szkolnym to nauka języków obcych oraz zajęcia sportowe, które w roku szkolnym 2024/2025 finansuje lub zamierza sfinansować połowa (po 50%) rodziców. W porównaniu z poprzednim rokiem wyraźnie wzrosła popularność zajęć sportowych. To może wskazywać na główne deficyty oferty szkolnej (i to mimo całkiem sporych inwestycji w przestrzenie sportowe przy i wokół szkół w ostatnich dwóch dekadach). Zapewne jest ich więcej, a oferta pozaszkolna będzie się stale rozszerzać.
Być może dzieje się jeden ze scenariuszy, które w czasie pandemii przedstawiła OECD (czyli swoisty outsourcing edukacji szkolnej). "Następuje dywersyfikacja struktury szkolnictwa – funkcjonują obok siebie różnorodne formy organizacyjne dostępne dla uczących się. Nadal znaczącą rolę odgrywają nauczyciele, ale występują oni w różnych rolach w i poza szkołą." - jesteśmy chyba świadkami tego procesu w Polsce (i to od ładnych kilku lat).
Procesy te powinny nas skłaniać do poszukiwania nowych rozwiązań, chociaż odejście od stosowanych od lat rozwiązań może budzić niepokój, a nawet opór środowisk szkolnych. Ale coś musimy zmienić w szkolnictwie. System edukacji w Polsce można opisać jako nieco nadwyrężony już (zębem czasu) materiał, na który naszyto tysiące łat, bez ładu i składu (w języku angielskim, a coraz częściej i w potocznym języku polskim funkcjonuje tu termin "patchwork" dobrze oddający znaczenie). Jeszcze jakiś czas ta patchworkowa edukacja narodowa będzie się trzymać. Pytanie jednak, czy w końcu się nie rozpadnie (ze starości?). Reforma edukacji jest potrzebna, ale ze względu na złożoność materii, nie wszystkie rozwiązania będą od razu miały sens lub akceptację. Dlatego w każdą zmianę w edukacji publicznej musimy chyba od razu wpisać procedurę aktualizacji tej zmiany. Błędy (i wypaczenia) pojawią się bardzo szybko, lepiej jest więc zaplanować proces „docierania” reformy. I nie nastawiajmy się, że reforma A.D. 2026 rozwiąże wszystkie problemy i sprawi, że będziemy mieli najwspanialszy system edukacji na świecie. To na pewno się nie stanie. Choćby ze względu na pośpiech i upartyjnienie edukacji w Polsce. Warto przypomnieć, że Finom dojście do sprawnie działającego i budzącego podziw w świecie systemu edukacji zajęło ponad 30 lat.
Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym portalu o nowoczesnej edukacji Edunews.pl (2008-) i organizatorem cyklu konferencji dla nauczycieli INSPIR@CJE (2013-). Zajmuje się zawodowo edukacją od 2002, angażując się w debatę na temat modernizacji i reformy szkolnictwa (zob. np. Dobre zmiany w edukacji, Jak będzie zmieniać się edukacja?). Należy do społeczności Superbelfrzy RP.
Ostatnie komentarze