Wyobraźmy sobie, że rozwój technologii doprowadza do powstania sztucznej inteligencji na takim poziomie, iż pozwala to na zbudowanie nauczyciela-robota, który byłby w dwóch wersjach: nauczyciel-android, humanoidalny robot mężczyzna, oraz nauczyciel-fembot, humanoidalny robot kobieta. Jak to wpłynie na edukację?
Mówimy tutaj o kolejnym etapie rozwoju, jaki przewiduje pewna grupa naukowców i pisarzy, tak zwanym zjawisku technologicznej osobliwości, która zakłada powstanie sztucznych inteligencji przewyższających intelektualnie ludzi. Oznacza to, że zbudowane roboty będą wyglądem do złudzenia przypominały ludzi, natomiast swoimi intelektualnymi możliwościami przewyższały ich. Test Turinga będą zaliczały bez żadnej wpadki. Nikt w czasie rozmowy nie rozpozna, że rozmawiają z maszyną.
Wyobraźmy sobie teraz, że taki nauczyciel/nauczycielka robot wchodzi do klasy, pewnie będzie to się już nazywało inaczej np. IPPN (wym. ipepen) czyli inter-przedmiotowa przestrzeń nauki. Moc sztucznej inteligencji będzie tak duża, że pewne rzeczy, takie jak pamiętanie imion i nazwisk wszystkich uczniów w całej szkole, będzie tak oczywiste, że aż wzdragam się przed napisaniem takiego banału. Przecież taki robot będzie „pamiętał” wszystko o wszystkich uczniach, nie tylko tych, których będzie uczył. Będzie miał natychmiastowy dostęp do ich każdego zarejestrowanego sukcesu i porażki, z datą i godziną, każdą wpisaną uwagę i każde spóźnienie oraz informację o podrobionym trzy lata temu cyfrowym podpisie rodzica lub informację o wygranym konkursie programowania. Jeśli więc będzie potrzeba to wyłowi Stasia z tłumu brykających na przerwie uczniów i przypomni mu, że jeszcze nie oddał pracy z historii cyberprzestrzeni, a przecież już dwa lata temu, jego wypracowania były mierne, a ten akapit o transprzestrzennej wirtualizacji był oczywistym plagiatem, więc lepiej zamiast biegać i krzyczeć niech siądzie, zwizualizuje monitor i popracuje nad tym.
A sama lekcja? No, w końcu będzie realizacją naszych marzeń. Nauczyciel-fembot lub android będzie miał do dyspozycji całe mnóstwo fantastycznych cyfrowych narzędzi, symulacji, gier. Rozszerzoną rzeczywistość będzie uruchamiał jednym drobnym ruchem wskaźnika cyfrowego, demonstrując trójwymiarowe budowle, rośliny i zwierzęta. Hologramy będzie uaktywniał jednym ruchem dłoni, stawiając miniaturę parku Serengeti na wirtualnym stole. Będzie znał odpowiedź na każde dowolne pytanie. Będzie nieludzko zawsze w dobrym nastroju. Nie będzie nigdy stronniczy. Nigdy się w niczym nie pomyli. Każde ćwiczenie będzie miał perfekcyjnie przygotowane. Cały czas będzie zaskakiwał nowymi technologicznie zaawansowanymi zasobami, pobierając je z chmury edukacyjnej lub własnej pamięci twardego dysku, lub skanując pamięć zbiorową wszystkich androidów w świecie. Będzie zaprogramowany, by prowadzić uczniów indywidualną ścieżką rozwoju. Będzie doskonale usuwał się w cień - bardzo dobrze „rozumie” (czytaj: odkodowuje binarny algorytm identyfikowania skategoryzowanych sytuacji) niebezpieczeństwa postawy „sage on the stage” i nie będzie jej nigdy przyjmował - sztuczna inteligencja wytworzy doskonały system monitoringu, tak zwany screening postaw niepożądanych. Sama przestrzeń IPPN będzie zagospodarowana inaczej. Nie będzie rzędów ławek, grupki uczniów będą pracowały nad projektami w różnych miejscach. Niektórzy będą uczyli się indywidualnie. Inni jeszcze będą wykonywali doświadczenia w wirtualnych laboratoriach konsultując się z humanoidalnymi robotami z wyższych uczelni.
Jeszcze jedna bardzo ważna cecha nauczycieli-androidów. Będą w stanie przyjąć i przetworzyć każdą sugestię, jak mają uczyć i jakimi mają być nauczycielami. Jakich narzędzi powinni używać. Czego powinni unikać itp. Będą brali udział w różnego rodzaju konferencjach i kongresach, gdzie eksperci, biznesmeni, politycy, ministrowie, ludzie nauki i sztuki, znawcy kultur wschodnich i zachodnich wraz z edukatorami będą dyskutowali i przekazywali wiele cennych spostrzeżeń i sugestii. Ba, jednym z zaprogramowanych zadań androidowych nauczycieli będzie skanowanie Internetu i wyszukiwanie wszystkich rad i komentarzy i uwag na forach wielorakich, gdzie pojawia się słowo edukacja. Humanoidalne roboty będą w stanie je wszystkie przetworzyć, umiejętnie stosując algorytm łączenia i oczyszczania potencjalnych niespójności tych przekazów. Po czym, wrócą do szkół i będą w stanie wcielać nowe idee w życie.
Najwyższy czas, by wcisnąć przycisk pauzy i zastanowić się czego brakuje w tym obrazie? Czego brakuje w tym idyllicznym obrazie szkoły przyszłości, w której nie będzie żadnego rozdźwięku pomiędzy szkołą a zewnętrznym światem? Podstawowej rzeczy - relacji z drugim człowiekiem. Najbardziej cenną wartością, jakiej człowiek szuka przez całe życie, są relacje z innymi. Człowiek rozwija się w relacjach z innymi. To w relacjach z innymi, mogę odkryć swoją wartość wraz z wartością drugiego człowieka. To w relacjach z innymi napotykam na przeszkody, cierpienie, niepewności, osądy. Ale też w tych trudnych relacjach kryją się lekcje pokory, zaufania, bliskości, samospełnienia, przyjaźni i miłości. To właśnie w relacjach z innymi mogę odkryć swą bezwarunkową wartość i sens życia.
Kiedy nie ma wokół człowieka, który nawiązuje z dzieckiem relacje, który okazuje dziecku zainteresowanie, zauważa jego obecność, docenia jego unikalną wartość, wówczas dziecko może tracić motywację do dalszego rozwoju. Oczywiście są nauczyciele, którzy nie potrafią sprostać temu wymaganiu, jednak też wówczas stanowią element rzeczywistości, z jaką i w jakiej uczę się żyć. Problemu, natomiast, nie rozwiąże perfekcyjny android - bo nie chodzi tutaj o perfekcję maszyny i wypluwanych z siebie komunikatów, informacji. Maszyna nigdy nie będzie współodczuwała, nigdy nie będzie rozumiała, nigdy nie dozna porażki, ani sukcesu. Nie będzie posiadała wiedzy, bo nigdy nie będzie spełniała warunku podstawowego – nie będzie miała świadomości. Wiedza to zinternalizowana w świadomości sieć powiązanych ze sobą skojarzeń faktów, wniosków, koncepcji oraz bycie świadomym, tego, że jestem świadomym. Wiem, że coś wiem i wiem, że czegoś nie wiem. Dokonuję refleksji nad samym aktem tej refleksji. A przede wszystkim w swej świadomości szukam sensu tego, co robię. Szukam sensu wokół siebie. Maszyna nie jest w stanie tego zrobić. Maszyna posiada bazy danych i naśladujące mózg neuronowo-podobne sieci, gromadzące cały czas fakty, dane. Być może będzie w stanie łączyć je skojarzeniowo, czy nawet semantycznie według słowników kategorii, z użyciem zaawansowanych algorytmów, jednak nie będzie świadoma, tych wszystkich procesów. Nie będzie w stanie przyglądać się i kontemplować tego, co się w niej dzieje. Deep Blue wygrał w szachy z człowiekiem, jednak tylko Kasparow, który grał z tym komputerem, przejawiał z tego powodu emocje. Na Deep Blue nie zrobiło to żadnego wrażenia, ani kiedy wygrał ani kiedy przegrał. Deep Blue nie wie, że jest Deep Blue. Nic nie wie o swym istnieniu, a raczej swej fizycznej obecności.
Nie chodzi o to, że wisi nad nami rzeczywista groźba nauczycieli androidów, chodzi o to, byśmy uświadomili sobie, że jeśli koncentrujemy się nad źle pojętą cyfryzacją, czyli jeśli cały czas patrzymy tylko na zewnętrzny świat gadżetów i multimediów, to popełniamy właśnie błąd cyborga – wierzymy, że człowiek zyskuje doskonałość i wolność w technologii. Istotnie, technologia jest wytworem człowieka, szukającego odpowiedzi na fundamentalne pytania o sens swego życia. Natomiast, bolesnym paradoksem jest to, że ukonkretniona w swym fizycznym wymiarze technologicznych produktów, technologia staje się celem samym w sobie i zaczyna mamić swą pozorną, immanentną wartością dobra. Zaczynamy wierzyć, że sama jej obecność to przedsionek raju. Kup tę skrzynkę z przyciskami, a poczujesz się lepiej. Przyłóż do ucha ten prostokąt bez przycisków, a doznasz ulgi. Użyj rysika na tym małym ekranie, a doznasz głębi radości. Zaopatrz się w to bezprzewodowe łącze, a świat stanie się piękny. Wejdź w wirtualną przestrzeń, a zrozumiesz, czym jest szczęście. A nade wszystko, gromadź stosy metalowych krążków i pliki papierków w banku, byś mógł nabyć technologię w takiej formie, w jakiej w danym momencie jest najbardziej pożądana, żebyś nie pozostał z tyłu, żebyś nie dał się wyprzedzić.
Najbardziej niefortunnym w tym wszystkim jest to, że tak wyodrębniona technologia odsyła nas nieprzerwanie do świata zewnętrznego, dewaluując świat wewnętrzny, świat pasji, wizji, natchnień, dobra, piękna, miłości i wolności. Wpadamy w swoistą amnezję. Zapominamy, że technologia jest środkiem, że jest wytworem człowieka, swoistym śladem, jaki odciska na zewnętrznej rzeczywistości, zaświadczając o geniuszu człowieka, ale nie o jego wielkości. Technologia wskazuje na ludzkie nienasycone pragnienie poznawania i odkrywania. Natomiast jest tylko nikłym śladem wielkości człowieka. Wielkość człowieka jest zawsze tam, gdzie przekracza siebie dla innych i zarazem dla siebie samego, dla dobra, ze względu na współczucie i dla miłości. Być może technologia staje się narzędziem w tym procesie i czasami to ułatwia, ale zawsze pozostaje tylko narzędziem. Prawdziwe przekraczanie siebie, a zwłaszcza swego ego, jest ścieżką niezbędnego duchowego rozwoju, bez którego świat może dojść na skraj technologicznej doskonałości, ale nic poza tym. Tak, świat może dojść do technologicznej doskonałości i tam, w tej doskonałości, może się skończyć. Obiecany raj, okaże się wypaloną ziemią, zgliszczami złudzeń w przenośni i dosłownie.
Jeśli w debatach o szkole przyszłości, wszystko sprowadzamy i podporządkowujemy źle pojętej cyfryzacji, wówczas bezwiednie wchodzimy w świat humanoidalnych androidów i fembotów. Nauczyciele interesują nas bowiem o tyle, o ile są w stanie używać w klasie technologii. Szkoły są na tyle dobre, na ile odtwarzają środowisko zewnętrzne, w którym żyje uczeń – Internet i dużo różnorodnej technologii. W takiej optyce patrzenia kurczy się przestrzeń wolności myślenia i refleksji, czemu to ma służyć. W pogoni za dobrą edukacją, zapominamy zadać podstawowe pytanie, co to jest dobra edukacja? W domaganiu się, by uczeń nie doznawał dysonansu poznawczego wchodząc do szkolnego świata analogu ze świata cyfry, często nie dostrzegamy potrzeby zadania pytania, a dlaczego właśnie jest to takie ważne? Lub też bezrefleksyjnie dostarczamy gotowych odpowiedzi: Przecież świat idzie do przodu, nie możemy zostawać z tyłu. Bardzo, ale to bardzo potrzebny jest namysł nad tym, co jest tym przodem, a co jest tyłem. Nie ze względów filozoficznych. Wręcz przeciwnie, ze względów bardzo, ale to bardzo pragmatycznych.
Notka o autorze: Marek Konieczniak jest pełnomocnikiem zarządu ds. innowacyjności firmy VULCAN.