Obudzić szkoły

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Dzisiaj rozpoczyna się w Bydgoszczy I Kongres Neurodydaktyki. Jego głównym gościem będzie prof. Gerald Hüther, niemiecki neurobiolog z Uniwersytetu w Getyndze, autor licznych publikacji i książek popularnonaukowych poświęconych rozwojowi człowieka, edukacji i szkole. Będzie on gościł w Polsce aż do 16 października, w związku z premierą filmu dokumentalnego „Alfabet” oraz prezentacją swojej książki „Wszystkie dzieci są zdolne”, o której już pisaliśmy na łamach Edunews.pl. Z profesorem Hütherem rozmawiał Andrzej Lipiński.

Andrzej Lipiński: Panie profesorze, w filmie dokumentalnym Erwina Wagenhofera „Alfabet”, opartym w dużej części na Pana tezach opisanych w książce „Wszystkie dzieci są zdolne”, jest mowa o tym, że 98% dzieci przychodzi na świat z wyjątkowymi uzdolnieniami; po przejściu przez młyn edukacji są to zaledwie 2% populacji. Czyżby współczesne szkolnictwo zabijało niemalże całkowicie nasze wrodzone zdolności? 

Gerald Hüther: Erwin Wagenhofer miał gotowy pomysł na film jeszcze zanim razem z Uli Hauserem zaczęliśmy pracować nad książką. To doprawdy zadziwiające, że zarówno my, jak i inni cytowani w filmie naukowcy jak np. Ken Robinson, dochodzimy do podobnych wniosków: każde dziecko przychodzi na świat z ogromnym potencjałem, każde jest na swój sposób utalentowane i jeśli nie udaje mu się tych wyjątkowych uzdolnień w pełni rozwinąć, to nie wynika to z jego dyspozycji czy konstrukcji mózgu, lecz jest skutkiem niekorzystnych doświadczeń zbieranych w procesie rozwoju i dojrzewania – czasem już w domu rodzinnym, ale niestety także w tym środowisku, w którym dzieci spędzają najwięcej czasu, a więc w szkole.

AL: Przytaczane w filmie dane to wyniki konkretnych badań naukowych? Skąd tak ogromna rozpiętość tych wyników i w oparciu o jakie kryteria zostały one ustalone?

GH: W filmie jest mowa o bardzo szczególnym uzdolnieniu, które u wszystkich małych dzieci jest jeszcze silnie rozwinięte – o umiejętności znajdywania kreatywnych rozwiązań, np. różnego rodzaju zastosowań zwykłego spinacza biurowego. Ustalenie stopnia tej zdolności jest możliwe dzięki określonym metodom badawczym dostosowanym do danej grupy wiekowej i pozwalającym także na badanie osób dorosłych. W ten sposób można było wykazać to, co w zasadzie każdy przecież wie: że dzieci są zdecydowanie bardziej kreatywne niż dorośli, i że z chwilą rozpoczęcia edukacji w szkole ich kreatywność maleje. W związku z tym pojawia się pytanie, czy musimy się na taki stan rzeczy godzić, i czy w ogóle chcemy to zmienić. Wszak kreatywni dorośli mogliby okazać się zagrożeniem dla stabilności określonych systemów społecznych – w tym naszego zachodniego.

AL: Jakie jest neurobiologiczne podłoże tego niezwykłego potencjału, z którym każde dziecko przychodzi na świat?

GH: Jest on skutkiem ogromnej nadwyżki połączeń synaptycznych w mózgu w chwili narodzenia i w okresie wczesnego dzieciństwa i wynikających z tego możliwości tworzenia się bardzo rozbudowanych struktur neuronalnych. Które z tych struktur się utrwalą i zostaną zachowane w procesie rozwoju mózgu, zależy od tego, które połączenia będą rzeczywiście aktywne, innym słowy – które będą używane.

To z kolei jest silnie uzależnione od konkretnych doświadczeń dziecka na drodze jego indywidualnego rozwoju. Neurobiolodzy nazywają ten mechanizm plastycznością mózgu opartą na doświadczeniach (ang.: experience-dependent plasticity), za jego odkrycie badacze mózgu David Hubel i Torsten Wiesel otrzymali w 1981 roku nagrodę Nobla.

AL: Czy rzeczywiście wśród wspomnianych 98% noworodków nie ma żadnych wrodzonych różnic?

GH: Zdolność wyszukiwania kreatywnych rozwiązań posiadają rzeczywiście wszystkie dzieci, ale tempo jej zatracania jest u każdego różne. Przyczyna tych różnic jest prosta: dla zachowania tej zdolności dziecko musiałoby doświadczać pozytywnego wzmocnienia we wszystkich sytuacjach, w których odkrywa coś nowego. Ale to właśnie z tymi sytuacjami wielu dorosłych, w tym także niejeden nauczyciel, ma największy problem. W ich oczach dzieci z silnie rozwiniętą kreatywnością to najczęściej „trudne przypadki”, czyli takie, które sprawiają kłopoty wychowawcze i mają trudności z nauką. Oczywiście oprócz tego naturalnego kreatywnego potencjału oraz wrodzonej dziecięcej radości z odkrywania i kształtowania własnego otoczenia każde dziecko przychodzi na świat z całym pakietem indywidualnych uzdolnień.

AL: Dzisiaj coraz częściej osoby z zespołem Downa zdają maturę, niektóre z nich kończą nawet studia wyższe, a jeszcze 20 lat temu nikt nie przypuszczałby, że to jest możliwe. Czy takie przypadki są dowodem na to, że przy zapewnieniu optymalnych warunków rozwoju każde dziecko mogłoby zostać geniuszem?

GH: Niepowodzenia dzieci z tym konkretnym defektem genetycznym nie wynikały z ich mniejszych uzdolnień; winne były nasze zawężone wyobrażenia na temat ich prawdziwego potencjału. Ten przykład pokazuje wyraźnie, do czego prowadzi uwolnienie się od zbyt ciasnych przekonań i pochopnego oceniania możliwości dziecka. Osobiście wolę jednak żyć w świecie pełnym kolorów i różnorodnych możliwości, w którym każdy może jak najpełniej rozwinąć własne talenty. Myślę, że świat pełen geniuszy byłby najzwyczajniej nudny.

AL: W rzeczywistości różnimy się jednak już od wczesnego dzieciństwa, wykazujemy odmienne zainteresowania, mamy różne talenty odziedziczone często po naszych przodkach. W jakim stopniu są to różnice czysto genetyczne, na których pojawienie się i intensywność nie mamy wpływu, a na ile możemy „ingerować” w genetyczny plan i doskonalić – lub zaniedbać – to, co nosimy zapisane w genach?

GH: To oczywiste, że każdy z nas ma wyjątkowy i niepowtarzalny mózg, w którym zapisany jest już potencjał jego indywidualnego rozwoju i możliwości wykształcenia koniecznych do tego struktur neuronalnych. Wynika to z faktu, że pierwsze połączenia w mózgu wykształcają się już w okresie prenatalnym w oparciu o bodźce, które dostarcza mózgowi ciało płodu, a że ciało każdego dziecka jest inne, dlatego wszyscy rodzimy się z mózgiem precyzyjnie „dopasowanym” do naszej niepowtarzalnej dyspozycji cielesnej. Stąd u każdego dziecka wyjątkowe, typowe tylko dla niego uzdolnienia. Nie jest to kwestia konkretnych genów odpowiedzialnych za powstawanie charakterystycznych struktur w mózgu, lecz wynik wykształconych już w łonie matki indywidualnych cech fizycznych, które naturalnie mają podłoże genetyczne i są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Przykładem jest większa gęstość receptorów dotyku w skórze skutkująca dużą wrażliwością dotykową płodu, który doświadcza własnego ciała głównie poprzez ten zmysł, a to z kolei może prowadzić do rozwinięcia się bogatszych struktur neuronalnych związanych z ogólną wrażliwością dziecka.

AL: Wiemy już, że kurczenie się naszego wrodzonego potencjału jest skutkiem zanikania dużej ilości komórek nerwowych po urodzeniu. Ale czy nie wynika ono także ze swego rodzaju „ukierunkowania” rozwoju dziecka w procesie socjalizacji, a więc pokazywania mu, która droga jest dla niego lepsza, czego powinno się uczyć, w jakim kierunku powinno się rozwijać ?

GH: Proces socjalizacji wpływa w dużym stopniu na rozwijanie się dziecka w określonym, ustalonym przez dane społeczeństwo kierunku, ale ukierunkowanie rozwoju zaczyna się znacznie wcześniej, już podczas procesu embriogenezy. Jeśli płód nie ma np. jednej z rąk, w mózgu na skutek braku sygnałów dostarczanych przez tę konkretną kończynę nie rozwinie się sieć neuronalna, która byłaby odpowiedzialna za późniejszą kontrolę jej ruchów. Z kolei u dziecka z drobnymi rączkami rozwiną się inne struktury neuronalne niż u takiego, które ma większe ręce. Z istniejącego w jego mózgu nadmiaru połączeń powstanie sieć neuronów optymalnie przystosowana do poruszania małymi kończynami. Po urodzeniu zauważymy, że każde z tych dzieci sięga po inne przedmioty i w inny sposób je chwyta. W przedszkolu okaże się np., że to, które ma filigranowe dłonie, potrafi lepiej posługiwać się nożyczkami, a ponieważ dobrze rozwinięta motoryka rąk jest podstawą późniejszego rozwoju zdolności kognitywnych, kiedyś pani w szkole stwierdzi, że oboje dzieci różni także zdolność abstrakcyjnego myślenia i tempo pojmowania złożonych zjawisk. Być może mama dziecka o dużych dłoniach dojdzie razem z nauczycielką do wniosku, że jej syn brak polotu odziedziczył po tacie. W rzeczywistości nie odziedziczył on po ojcu ograniczonej inteligencji, lecz genetyczną skłonność do rozwinięcia względnie dużych ramion i rąk. Takie różnice genetyczne mają potem wpływ na to, że w konkretnej rodzinie dziecko będzie przywiązywać wagę do takich a nie innych rzeczy. Jego mózg będzie „dopasowany” do cech tej rodziny i pozwoli mu optymalnie radzić sobie w zastanych w niej warunkach.

AL: Czy kreatywność jest cechą wyłącznie wrodzoną, czy można ją w człowieku rozbudzić, rozwijać i pielęgnować?

GH: Kreatywność to naturalna zdolność niewymuszonego i beztroskiego tworzenia nowych powiązań z zakodowanych w mózgu zasobów wiedzy, doświadczeń, umiejętności i innych wrodzonych talentów, a mówiąc językiem neurobiologicznym – jest to łączenie się odpowiedzialnych za wymienione cechy struktur w różnych obszarach mózgu w nowe sieci. Jest to proces, którego nie można wymusić, nie można go też uruchomić w dziecku na zawołanie w celu rozwiązania określonego problemu czy poprawy jakiejś trudnej sytuacji dziecka.

AL: Ale czy istnieje w mózgu „centrum kreatywności”, podobne np. do centrum mowy, która bez kontaktu dziecka z językiem w ogóle by się nie rozwinęła?

GH: Trudno wyodrębnić konkretny obszar, który byłby odpowiedzialny wyłącznie za kreatywność, jest ona raczej efektem globalnych zdolności mózgu i zsynchronizowanej współpracy różnych jego sfer. Ta zdolność może jednak ulec „ograniczeniu” wskutek zaniedbania i braku bodźców sprzyjających jej rozwojowi – w podobny sposób, jak ma to miejsce w przypadku zaniedbania innych centrów mózgu.

AL: Przykładem zupełnie wyjątkowego talentu jest słuch absolutny występujący zaledwie u kilku procent muzyków zawodowych. Wielki muzyk i dyrygent Yehudi Menuhin powtarzał jednak niestrudzenie, że każde dziecko rodzi się ze słuchem absolutnym i wystarczy, jeśli będziemy u dzieci tę zdolność pielęgnować. Czy ta teza jest zgodna z Pana rozpoznaniami?

GH: Osobiście nie spotkałem w Europie jeszcze żadnego dziecka, które potrafiłoby rozróżnić i nazwać 120 odcieni koloru zielonego. Dzieci żyjących nad Amazonką Indian Yanomami to potrafią, a to tylko dlatego, że w ich świecie ta umiejętność jest im potrzebna. Potrafię sobie wyobrazić, że w przypadku słuchu absolutnego jest podobnie. Wszystko zależy od tego, czy danemu dziecku ta umiejętność jest potrzebna i w jakim stopniu może się ona w konkretnym środowisku rozwinąć.

AL: Wróćmy zatem do kwestii środowiska: jakie warunki powinno spełniać wychowanie i edukacja przyjazne mózgowi?

GH: Ja wolałbym mówić o wychowaniu i edukacji, które uwzględniają potrzeby i szczególne uzdolnienia dziecka, a nie o systemie przyjaznym mózgowi. Dzieci oczekują jedynie tego, żeby traktować je jak podmioty procesu edukacyjnego i okazywać im uznanie i należny szacunek. Czują się nieszczęśliwe, gdy degradujemy je do przedmiotów różnego rodzaju metod wychowawczych i programów edukacyjnych i stale próbujemy je kształtować oraz oceniać. Sytuacja w obecnym systemie edukacji mogłaby ulec zmianie tylko wtedy, gdyby nauczyciele zaczęli dostrzegać w każdym uczniu jego wyjątkowość, a sami zrezygnowali z roli „dostawców” wiedzy i stali się poszukiwaczami skarbów i akuszerami w procesie rozwijania się dziecięcych potencjałów. Przede wszystkim zaś musieliby zadbać o prawdziwy kontakt ze swoimi uczniami.

AL: Przykładem realizowania tych idei w systemie szkolnym jest „Budząca się szkoła”, powołany m.in. przez Pana projekt edukacyjny uwzględniający najnowsze wyniki badań nad mózgiem. Jakie są jego założenia?

GH: Celem inicjatywy „Budząca się szkoła” jest wspieranie szkół, które postanowiły realizować ideę nowej, bardziej korzystnej kultury nauczania i budowania lepszych stosunków, w których istnieje oparty na wzajemnym zaufaniu silny sojusz między uczniami, nauczycielami, dyrekcją i rodzicami uwzględniający interesy każdej ze stron. Bez takiego porozumienia żadne zmiany nie są możliwe. W „budzących się szkołach” uczniowie czują się wspierani i inspirowani w rozwijaniu swoich talentów i umiejętności, w zdobywaniu wiedzy i przekraczaniu własnych granic.

AL: Na czym polega wyjątkowość tej koncepcji i w jakiej formie jest ona realizowana? 

GH: Projekt został zainicjowany przed kilku laty jako program nauczania w tzw. „Szkołach przyszłości”. Możliwości jego realizowania jest dużo – od rezygnacji z podziału na klasy i nauczanie w grupach łączących uczniów z różnych roczników, aż po zniesienie ocen. Uczniowie, pracując w mieszanych grupach wiekowych, sami decydują o kolejności i tempie przerabianego materiału, są dla siebie nawzajem zarówno kolegami ze szkolnej ławki jak i, w pewnym stopniu, nauczycielami. Wspólnie proponują i realizują nowe pomysły dotyczące programu, rozwiązywania konfliktów oraz nabywania nowych umiejętności i kompetencji. W ten sposób rozwijają poczucie własnej sprawczości i uczą się życia na podstawie konkretnych, realnych sytuacji. Dzięki tym metodom w uczniach dojrzewa świadomość, że ich zaangażowanie ma sens i prowadzi do widocznych zmian w ich bezpośrednim otoczeniu. Koncepcja „Budzącej się szkoły” stanowi bazę do wykorzystywania tej przestrzeni działania, która jest możliwa w ramach wytycznych ministerstwa edukacji danego Landu. Od momentu założenia „Budzącej się szkoły” w Niemczech powstało wiele grup regionalnych, które koordynują realizacje projektu w konkretnych placówkach. Mamy tu więc do czynienia z ruchem zainicjowanym „od dołu”, jest to jedyna droga, na której prawdziwe zmiany w systemie edukacji będą w przyszłości możliwe.

AL: Bawarska nauczycielka Sabine Czerny od lat stosuje propagowane przez Pana tezy. Wszyscy jej uczniowie osiągają wyniki daleko przewyższające średnią krajową, po podstawówce (w Niemczech po 4 klasie) idą do gimnazjum (odpowiednik połączenia polskiego gimnazjum i liceum) i zaliczają maturę. W bestsellerowej książce „Jak szkoła krzywdzi nasze dzieci…. I jak możemy temu zaradzić” opisuje ona swoje perypetie z systemem edukacji, który nie toleruje „sztucznie zawyżonej średniej”. Czy ten przykład świadczy o tym, że obecna społeczeństwo nie może sobie pozwolić na zrezygnowanie z ludzi mniej utalentowanych i słabo wykształconych?

GH: Obawiam się, że społeczeństwo niemieckie – podobnie chyba jak i polskie – nie przykłada zbyt wielkiej wagi do wspierania szkół, których absolwenci naprawdę wiedzą, czego chcą, i potrafią konsekwentnie realizować zamierzone cele. W systemie, w którym uczniowie z zapałem i z własnej woli chcieliby się uczyć, podawanie wiedzy w 45-minutowym takcie stałoby się przeżytkiem i mogłoby się okazać, że wielu nauczycieli ma z tym poważny problem.

AL: Czy Pana zdaniem neurobiologia przyczyni się w przyszłości do jeszcze lepszego zrozumienia procesów uczenia się i nauczania?

GH: Rozpoznania neurobiologii mogą nam pomóc jedynie w lepszym rozumieniu siebie i naszych dzieci. Jeżeli rozpoznamy, jakie mechanizmy odpowiadają za rozwój potencjału zarówno u dzieci jak i u dorosłych, z pewnością znajdziemy też sposoby i metody na to, by wprowadzać te zmiany w życie i tym samym przyczyniać się do ogólnej poprawy naszego współżycia.

AL: Naukowcy z Bostonu pod kierownictwem Daniela Sterna (The Boston change process study group) prowadzą badania nad wpływem psychoterapii na zmiany w mózgu. Czy sądzi Pan, że dzięki połączeniu ich rozpoznań z wynikami badań neurobiologów będziemy dysponować swoistym narzędziem pomocnym w zrozumieniu naszej natury?

GH: Neurobiologia z całą pewnością jest narzędziem, za pomocą którego możemy wykazać skuteczność określonych metod terapeutycznych. Nie ulega wątpliwości, że skuteczna psychoterapia wywołuje zmiany w mózgu, w przeciwnym razie nie zauważalibyśmy żadnych zmian w osobowości pacjenta. Najważniejszym warunkiem takich zmian – podobnie zresztą jak w każdej innej sytuacji, w której dochodzi do spotkania człowieka z człowiekiem – jest jednak intensywność terapii i dobry kontakt z terapeutą. Cieszyłbym się bardzo, gdyby rozpoznanie, że człowiek jako niezależna jednostka w zasadzie nie istnieje, wreszcie stało się powszechnie uznanym faktem. Jesteśmy zdani na innych, pozostajemy z nimi w stałej więzi i przejmujemy od nich całą naszą wiedzę i wszystkie umiejętności. Mózg każdego z nas w rzeczywistości nie jest organem jednostkowym, lecz swego rodzaju konstrukcją społeczną - wprawdzie bardzo indywidualną i jedyną w swoim rodzaju, ale zależną od zasad i zwyczajów panujących w społeczności, w której żyjemy. Obraz człowieka jako niezależnej jednostki jest iluzją, a czasy samotnych jeźdźców odchodzą powoli w przeszłość. Musimy nauczyć się szukać rozwiązań wspólnymi siłami, wszak problemy, z którymi będziemy musieli sobie poradzić, to efekt naszego postępowania w przemijającej epoce egocentryzmu.

* * *

Na ten temat przeczytaj także w Edunews.pl:

Wywiad z prof. G. Hütherem przeprowadzony został w Getyndze w lipcu 2014 r. i ukaże się w listopadowym wydaniu miesięcznika Sygnał. Magazyn wychowawcy.

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Danuta Sterna napisał/a komentarz do Nauczanie z technologią w tle
Właśnie o tym piszę, nie możemy się odwrócić od technologii, ale potrzeba bardzo dużego rozsądku i r...
Marcin Polak napisał/a komentarz do Nauczanie z technologią w tle
Dużo problemów wynika z tego, że szkoły często kupują bez długofalowego planu, byle co - to, co im w...
Gość napisał/a komentarz do Uczenie się metodą uczniowskiego eksperymentu
bardzo fachowo i przystępnie wyłożony temat, brawo!
Ppp napisał/a komentarz do Pomysł na lekcję wychowawczą
Pomysł ciekawy, ale proponuję teraz obliczyć PRAWDOPODOBIEŃSTWO trwałego wcielenia w życiu tego, co ...
Maciej M Sysło napisał/a komentarz do Czy projekt to dobra forma uczenia się?
Poniższy fragment pochodzi z mojej pracy "Przyszłość Laboratorium", która ukazała się w czasopiśmie ...
Ppp napisał/a komentarz do Kilka wskazówek, jak się uczyć
Najpierw należało przypomnieć i scharakteryzować style nauki - wzrokowcy, słuchowcy, kinestetycy. Po...
Lech Mankiewicz napisał/a komentarz do Kilka wskazówek, jak się uczyć
Bardzo ważna uwaga, choć mam wrażenie, że analiza nie jest do końca kompletna. Dlaczego? Taka techni...
To Stowarzyszenie Umarłych Statutów podaje nieprawdę. Art. 99 ustawy Prawo oświatowe umożliwia wprow...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie