Polacy uwielbiają uczyć się na własnych błędach – nie inaczej jest z edukacją finansową. Poddaliśmy się euforii inwestowania w reklamowane cudowne, przynoszące-pewny-i-natychmiastowy-zysk produkty finansowe i... nie wypaliło. Pod tym względem obecny kryzys może przynieść pozytywne skutki dla edukacji finansowej społeczeństwa. Będziemy ostrożniejsi.
Jesteśmy jak zwykle z tyłu pod kątem prowadzenia działań ogólnopolskich edukacji finansowej. Inne kraje, z których czerpiemy wzorce gospodarcze (także finansowe) już kilka lat lemu opracowały narodowe strategie edukacji finansowej (USA, 2005, Wielka Brytania, Irlandia, ale także Czechy). Chodziło o zwrócenie uwagi na potrzebę edukacji finansowej, zwłaszcza młodych ludzi, którzy nadmiernie się zadłużali się jeszcze przed 25 rokiem życia. Polska jest jednym z krajów UE, które do tej pory w ogóle nie zajęły się opracowaniem takiej strategii, mimo, że nawołują do tego OECD (od 2005 r.) i Komisja Europejska. Bez takiego planu działań, w którego realizację mogłyby włączyć się szeroko różne podmioty (nie tylko finansowe), edukacja finansowa w Polsce zawsze będzie działaniem chaotycznym, przypadkowym, wybiórczym, często głównie elementem działań marketingowych banków (kilka banków już promuje swoje marki w szkołach).
Temat edukacji finansowej społeczeństwa jest bagatelizowany od wielu lat przez ministerstwa i instytucje centralne (wyjątkiem jest NBP, który od wielu lat z własnych środków finansuje różnego rodzaju inicjatywy mające na celu podniesienie świadomości i kompetencji finansowych Polaków). Temat w podstawie programowej ostatnio wprowadzonej przez MEN ujęty został szczątkowo. W Polsce jest tylko jeden poważny (w rozumieniu masowy, rzetelny, przebadany pod kątem efektywności nauczania) program edukacji finansowej dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych i mimo zasięgu kilkudziesięciu tysięcy uczniów objętych programem – z pewnością nie zaspokaja potrzeb w tym temacie. Tymczasem praktyczna edukacja finansowa powinna być przemiotem fakultatywnym w szkołach ponadpodstawowych – przecież to wiedza niezbędna w życiu, jak mówią Amerykanie „odpowiednik prawa jazdy“ (potrzebna na całe życie).
Edukacja finansowa rozumiana jako praktyczna wiedza na temat finansów osobistych nie jest też nauczana na uczelniach wyższych. Na kierunkach ekonomicznych i finansowych ta wiedza jest zbyt teoretyczna i nie nadążająca za zjawiskami na rynku tak dynamicznym jak finanse. A na innych kierunkach – nieekonomicznych – polega na wtłaczaniu do głów studentów zupełnie niepotrzebnej wiedzy, którą każdy – gdyby chciał – może dziś uzupełnić z książek i internetu (np. kursów e-learningowych). Dlaczego zamiast tego nie uczymy lekarzy, chemików, informatyków, nauczycieli, itp. przedsiębiorczości i finansów osobistych? Przecież te dwie dziedziny mogą każdemu z nas przydać się w życiu, obojętnie jaki będzie wykonywał zawód.
Temat edukacji finansowej społeczeństwa jest bagatelizowany od wielu lat przez ministerstwa i instytucje centralne (wyjątkiem jest NBP, który od wielu lat z własnych środków finansuje różnego rodzaju inicjatywy mające na celu podniesienie świadomości i kompetencji finansowych Polaków). Temat w podstawie programowej ostatnio wprowadzonej przez MEN ujęty został szczątkowo. W Polsce jest tylko jeden poważny (w rozumieniu masowy, rzetelny, przebadany pod kątem efektywności nauczania) program edukacji finansowej dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych i mimo zasięgu kilkudziesięciu tysięcy uczniów objętych programem – z pewnością nie zaspokaja potrzeb w tym temacie. Tymczasem praktyczna edukacja finansowa powinna być przemiotem fakultatywnym w szkołach ponadpodstawowych – przecież to wiedza niezbędna w życiu, jak mówią Amerykanie „odpowiednik prawa jazdy“ (potrzebna na całe życie).
Edukacja finansowa rozumiana jako praktyczna wiedza na temat finansów osobistych nie jest też nauczana na uczelniach wyższych. Na kierunkach ekonomicznych i finansowych ta wiedza jest zbyt teoretyczna i nie nadążająca za zjawiskami na rynku tak dynamicznym jak finanse. A na innych kierunkach – nieekonomicznych – polega na wtłaczaniu do głów studentów zupełnie niepotrzebnej wiedzy, którą każdy – gdyby chciał – może dziś uzupełnić z książek i internetu (np. kursów e-learningowych). Dlaczego zamiast tego nie uczymy lekarzy, chemików, informatyków, nauczycieli, itp. przedsiębiorczości i finansów osobistych? Przecież te dwie dziedziny mogą każdemu z nas przydać się w życiu, obojętnie jaki będzie wykonywał zawód.
Może się wydawać, że generalnie banki i instytucje finansowe nie są zainteresowane prowadzeniem działań edukacyjnych, ani skierowanych do młodych, ani do dorosłych konsumentów finansowych. Czy dlatego, że konsument finansowy mniej wyedukowany jest dla nich bardziej atrakcyjny, bo dzięki temu można więcej na nim zarobić? Jak to ujął niedawno na jednym z seminarium poświęconych komunikacji i public relations w obszarze finansów, szef PR jednego z większych (i najbardziej znanych banków w Polsce), „zadaniem banków jest zarabiać, a nie edukować“. Święta prawda. Powinni ją sobie mocno do głowy wbić wszyscy konsumenci, którzy korzystają z banków, lub chcą korzystać. Może dla własnego bezpieczeństwa powinni też dopowiedzieć drugą część: „bądź podejrzliwy, nie daj się oskubać bankom - pamiętaj, że przede wszystkim chcą na tobie zarobić“? Wszak w końcowym rachunku i tak straty finansowe poniosą nie banki świadczące usługi konsumentom (bo one przecież praktycznie nie mogą upaść – państwo na to nie pozwoli), lecz my – konsumenci. Obecny kryzys raczej potwierdza tą tezę.
Można zaryzykować twierdzenie, że ciężar praktycznej edukacji finansowej od pewnego czasu przejęli na siebie niezależni doradcy finansowi, którzy działają obok sektora finansowego i mają przegląd ofert z całego rynku. To oni od dawna doradzają konsumentom, jakie są najlepsze dla nich produkty finansowe i gdzie mogą zaoszczędzić. Oni też informują o ukrytych kosztach, na jakie narażeni są klienci banków (patrz na przykład: Bankomat zjada złotówkę), dokonują przeglądu i analizują warunki lokat bankowych, pożyczek gotówkowych czy kredytów hipotecznych. Może więc przed podjęciem rozmów z bankiem czy inną instytucją finansową, warto udać się do doradcy – wszak zasięgnięcie opinii i zebranie informacji jeszcze nikomu nie zaszkodziło. No i ostrożności nigdy za mało - "Uważaj na (finansowe) miny!", bądź krytyczny i sprawdź wszystko zachęca jeden z niemieckich banków w poniższej reklamie:
Można zaryzykować twierdzenie, że ciężar praktycznej edukacji finansowej od pewnego czasu przejęli na siebie niezależni doradcy finansowi, którzy działają obok sektora finansowego i mają przegląd ofert z całego rynku. To oni od dawna doradzają konsumentom, jakie są najlepsze dla nich produkty finansowe i gdzie mogą zaoszczędzić. Oni też informują o ukrytych kosztach, na jakie narażeni są klienci banków (patrz na przykład: Bankomat zjada złotówkę), dokonują przeglądu i analizują warunki lokat bankowych, pożyczek gotówkowych czy kredytów hipotecznych. Może więc przed podjęciem rozmów z bankiem czy inną instytucją finansową, warto udać się do doradcy – wszak zasięgnięcie opinii i zebranie informacji jeszcze nikomu nie zaszkodziło. No i ostrożności nigdy za mało - "Uważaj na (finansowe) miny!", bądź krytyczny i sprawdź wszystko zachęca jeden z niemieckich banków w poniższej reklamie:
Z opublikowanych w 2008 r. danych przez Komisję Europejską wynika, że 40% Polaków jest wykluczonych finansowo, czyli nie korzysta i/lub nie ma dostępu do podstawowych produktów finansowych dostępnych na rynku (w Polsce 56% Polaków nie ma konta, 60% nie ma oszczędności, 73% nie ma dostępu do kredytu odnawialnego). Problem ten dotyczy głównie Polaków poniżej 25. roku życia, emerytów, osób mało zarabiających, niewykształconych i bezrobotnych. Prawdopodobnie w wyniku obecnego kryzysu finansowego sytuacja nie ulegnie poprawie. Rynek finansowy rozwija się bardzo szybko – powstają nowe produkty, stwarzane są nowe możliwości oszczędzania i inwestowania, ale za tym nie praktycznie nie idzie edukacja konsumentów finansowych. No chyba, że uznamy, że taką jest ta na własnych błędach...
Wypowiedz się - Sonda na temat edukacji finansowej w polskich szkołach.
[Autor jest członkiem EGFE - Grupy Ekspertów Komisji Europejskiej ds. Edukacji Finansowej]