Tekst Szkole brakuje zaangażowania autorstwa Witolda Kołodziejczyka, jest znakomitym podsumowaniem sytuacji w jakiej znaleźliśmy się. Jak każde podsumowanie, jest dobrą okazją do spojrzenia wstecz, oraz do zastanowienia się nad tym "i co dalej?".
Za nami ponad dwadzieścia lat wielkiej transformacji. A wewnątrz niej dziwny proces rozwoju systemu oświaty powszechnej. Chyba większość uczniów, nauczycieli i rodziców odczuwa intuicyjnie, że "coś tu nie gra", że szkoła ma w sobie coś sztucznego, nierealnego, że nie współgra z otaczającą ją rzeczywistością. Jakaś część nauczycieli, wszyscy (?) eksperci, naukowcy wiedzą skąd bierze się to odczucie "mas". Mówią o tym od wielu lat na spotkaniach, kongresach, w internecie. W licznych publikacjach pojawiały się diagnozy, krytyczne analizy, wizje nowej szkoły, apele o przemiany. Mimo to, mamy do czynienia z dziwnym procesem: archaiczna szkoła trwa i rozwija się. Rozwija się na archaicznych fundamentach i paradygmatach.
Mamy do czynienia sytuacją istnienia dwóch wizji edukacji. Jedna, obowiązująca i ciągle udoskonalana, a przy tym uważana za niewłaściwą, a nawet szkodliwą, przez rosnącą grupę "reformatorów". Druga wizja, wskazująca na potrzebę radykalnej zmiany modelu edukacji. Paradoksem jest, że krytyczne analizy i postulaty reformatorów, nie mają prawie żadnego wpływu na rzeczywistość oświatową. Dlaczego od lat jest to głos wołającego na puszczy? Dlaczego głos reformatorów narasta tylko w świecie wirtualnym, a nie może przebić do "realu"?
W naturalny sposób nasuwają się pytania i wątpliwości. I co dalej? Czy, jeśli przez minionych dwadzieścia lat, nie potrafiliśmy zmienić celów i zasad funkcjonowania szkoły, to możemy spodziewać się, że nie uda się nam dokonać tego przez kolejne dziesięciolecia? A może, po prostu, obecny model edukacji nie jest taki anachroniczny i szkodliwy, jak go „oburzeni krytycy” malują? Przecież codziennie, co rok, dzieci i młodzież uczęszczają do szkół i klas, nauczyciele uczą, uczniowie zaliczają testy i zdają matury, nowe roczniki przychodzą, absolwenci odchodzą… - wszystko jakoś działa i kręci się. Nie jest tak źle, a przecież idealnie nigdy nie będzie.
Pytanie kluczowe: czy krytyczne analizy obecnego systemu edukacji i wizje innej szkoły są obecne w świadomości społecznej ? Wydaję się, że nie. Dopóki takie opinie i działania, jak Witolda Kołodziejczyka, Marzeny Żylinskiej, Danuty Sterny, Jana Szomburga, profesorów: Śliwerskiego, Dylaka, Dudzikowej, Zawodniaka i wielu, wielu innych ekspertów, naukowców, nauczycieli, nie przedrą się do świadomości społecznej, tak długo ich głosy pozostaną bez echa.
W jaki sposób można dotrzeć do świadomości społecznej w Polsce? Może mylę się, ale widzę tylko jedną drogę: telewizja. Nie pierwsze strony gazet, nie rozgłośnie radiowe, nie internet, nie akcje obywatelskie, petycje i kongresy. Kilka migawek w programach informacyjnych, piętnaście minut w popularnym programie publicystycznym, krótka debata w jakimś talk-show prowadzonym przez celebrytę mogą zdziałać więcej w tej sprawie, niż nasze dysputy w inetrnecie, naukowe publikacje lub konferencje. Jeśli ludzie nie usłyszą z telewizora, że istnieje jakiś głęboki spór wokół edukacji ich dzieci, będą żyli w świadomości, że szkoła musi być taka jak jest, i że nie może być inna. Rodzice będą narzekać na szkołę i na nauczycieli, ale to narzekanie będzie zawsze „normalne”, takie jak narzekanie na pogodę. Bo przecież, na szczęście, edukacja mojego dziecka wkrótce skończy się, tak jak musi kiedyś minąć zła pogoda i zaświecić słońce. Bez telewizji – ani rusz!
Notka o autorze: Wiesław Mariański jest byłym nauczycielem. Jak mówi, do szkoły uczęszcza od 48 lat – najpierw jako uczeń, potem jako nauczyciel, teraz jako rodzic. Prowadzi blog Głos rodzica w partnerskiej dla portalu Edunews.pl platformie blogowej Oś Świata (www.osswiata.pl).