Jest takie miejsce na świecie, gdzie oficjalnie (sic!) telefony komórkowe przestały być "wrogiem publicznym" nr 1 nauczycieli. To prowincja Ontario w Kanadzie. Tutejsze władze edukacyjne uznały, że czas zakończyć bezsensowną walkę z komórkami i trzeba po prostu zaprząc je do pracy z uczniami. Z komórkami stało się zatem tak, jak kiedyś z kalkulatorami.
Jestem pod dużym wrażeniem postępów w edukacji w Ontario. W Toronto, przy okazji konferencji międzynarodowej poświęconej edukacji finansowej, miałem okazję rozmawiać z doradczynią ministra edukacji tej prowincji. Uważam, że powstają tu wzorce edukacyjne, które powinny być punktem odniesienia dla innych krajów (opórcz omawianego choćby jeszcze edukacja finansowa obejmująca szkoły podstawowe i średnie, czy nauczanie matematyki w oparciu o zadania z życia wzięte i rozwiązujące problemy, z którymi stykają się uczniowie na co dzień).
Rada Szkół Okręgu Toronto dała zielone światło na używanie komórek w klasach. Odwołała tym samym swój zakaz sprzed czterech lat. Uznano, że jest już konsensus co do tego, że komórki nie są wrogiem nauczyciela, lecz mogą być jego sprzymierzeńcem. Na przykład wówczas, gdy mówimy o nauce pisania i SMSach, pracy zespołowej i programach zarządzania dokumentami Google dostępnymi w chmurze, czy nauce poruszania się w terenie i nawigacji GPS.
Nie ma pewnie edukatora, który nie byłby świadomy tego, że komórki były w klasach, nawet jeśli zakazano ich przynoszenia do szkoły. Młodzież po prostu wyćwiczyła takie sposoby korzystania z nich, że nie są one zauważalne przez nauczyciela w klasie. Telefony są zresztą coraz mniejsze, a ich sygnały łatwo uczynić niesłyszalnym dla nauczycieli.
Oczywiście w Ontario postawiono kilka warunków wykorzystania komórek w klasach, uznając, że używane bez pomysłu i planu, będą narzędziem głównie rozpraszającym uczniów, służącym podpowiadaniu i oszukiwaniu na egzaminach. Chodzi o ich wykorzystanie w celach edukacyjnych, za zgodą i pod kierunkiem nauczyciela. Nie mogą również przeszkadzać innym uczniom podczas lekcji.
Uczniowie w Toronto poczynili duży krok w stronę mobilnej edukacji. Technologia i oprogramowanie idą naprzód i można się spodziewać, że nawet w perspektywie kilkunastu miesięcy smartfony będą już na tyle popularne i dostępne dla wszystkich uczniów, że każdy będzie miał w nich przydatne w nauce aplikacje i elektroniczne podręczniki (choć te pewnie w wersji okrojonej).
(Źródło: The Globe and Mail)
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Prowadzi także międzynarodowy serwis edukatorów ekonomicznych i finansowych www.EconomicEducator.eu)